Tam nas jeszcze nie było

/ 10 komentarzy / 8 zdjęć


                                                           Tam Nas jeszcze nie widzieli  !
    Czyli mnie i portalowej czapeczki ,  a już na pewno nie w wersji "full wypas" bo z podkówką - (Spines- nie wiem kto ją tam dorzucił ale to chyba zaszczytne miejsce dla niej)
          Nad rzekę ciągnęło mnie od zawsze , może to dla tego że nie mam tego w pobliżu , a może że jest to wyższy stopień wtajemniczenia ? To nie woda stojąca gdzie jak człek zawita gdzieś parę razy to ma w miarę wszystko pochytane a wszelkie zmiany zachodzą powoli , rzece wystarcza kilka dni a w skrajnych przypadkach godzin by woda zmieniła się nie do poznania a ciekawe , przypadkiem poznane miejsce będzie, albo zniknie bezpowrotnie tak jak powiedzmy to poniżej ,  które obdarowało mnie pierwszym kropkiem z tej rzeki.
         Dla tego właśnie rzeka , każda w miarę dzika rzeka ma w sobie to coś czego zdecydowanie niema woda stojącą , a czy dla mnie jest coś jeszcze wyżej w tej wodnej hierarchii ? Oczywiście ! To woda „górska” choć nie dosłownie , bo wiele ich jest np. na Pomorzu , ale i te prawdziwie górskie i te górsko-morskie musi cechować jedno a mianowicie występowanie ryb szlachetnych – czyt. Łososiowatych i dokooptowanych do tej szlacheckiej kasty lipieni.
        Ciągnęło , ciągnęło tak długo aż mnie w końcu wygnało , nad nieznaną jak dla mnie Przemszę – odcinek górski , długo zbierałem informację gdzie , kiedy , jak ,na co , rybostan , dojazd itp. Ale odzew był gorzej niż mierny (na forum zaledwie kilka podpowiedzi)  Jedynie jeden z portalowych kolegów udzielił mi parę cennych wskazówek.
        Posilony tą wiedza nie miałem wyjścia jadę – klamka zapadła , pierwsza wersja to pn. lub wt. Po pierwsze w robocze więcej połączeń a i może troszkę zdążę wydobrzeć po niezaplanowanym , piątkowym darciu mordy (chcieli dobrze ale przedobrzyli a i tak znów szew przeoczyli i znów tam muszę jechać .
       Jednak w sobotni wieczór postanowiłem , jadę jutro , jeszcze raz sprawdzam połączenia , dojście , punkty orientacyjne (trzy mapy a w sumie nie pokrywają się) ale ogólnie wszystko ok. -  Damy radę.
       Jest niedziela , budzę się jak zwykle ostatnio , czyli dość późno (może to taki instynkt samozachowawczy organizmu by spać a nie faszerować się tabletkami) a i tak nie sam a budzi mnie telefon ale spoko , w sumie prawie w sam raz , teraz całkiem na spokojnie trza się ogarnąć , posilić ,   spakować , zerknąć na stronkę (niespodzianka- moja fotka na głównej) no i do pewności spisać ulice…
      13.45 wychodzę i za pięć minut już siedzę w busie , po kwadransie wysiadam , 300m. z buta i czekam pół godzinki na następnym przystanku na przesiadkę – teraz pół godziny według planu pośpiesznym 500m.z buta i docieram na ostatnia przesiadkę (jestem prawie w centrum Jaworzna) przede mną elektrownia i prawie godzina czekania…..
      JEDZIE !!! o czasie , pakujemy się (Ja i czapeczka J) na razie wszystko się zgadza , jeszcze trzy przystanki i wysiadka ale coś nie tędy bo do tej drogi miałem dojść a nie nią jechać – cóż tak bywa ze nazwa przystanku nie zgadza się z ulica czyli na następnym koniecznie i trza się będzie o ten jeden cofnąć bo na mapie dalej nie było żadnego przejścia , niestety zabudowania się kończą , autobus przyspiesza i mija przystanek w polu nawet nie zwalniając , w końcu następny i stop , tak na oko 3km trza się cofnąć czyli przy mojej kondycji godzina w d…e + to co jeszcze przede mną zgodnie z mapą.
     Idę spokojnie , po kwadransie muszę odpocząć i siadam na poboczu – tu uwaga , znieczulica jednak nie jest tak powszechna bo jakaś para z dzieckiem na rowerach zatrzymuje się i pyta czy wszystko w porządku zaniepokojona tym ze siedzę w takim miejscu w sumie bez celu (godne pochwały) następna „rata” marszu i jestem tam gdzie miałem wyjść czyli teraz w lewo i gdzie się tylko da  to walić na północ – słyszę pociąg czyli wszystko ok. jeszcze parę minut , mostek nad potokiem ,  przechodzę tory , kawałek lasu i JEST – jest RZEKA !!!
   W górę czy w dół – oto jest pytanie.        
      Nie ważne , ważna zasłużona pauza na początek i chwila na delektowanie się widokiem , rzut oka na sikory 55 minut , czyli na powrót z marginesem 25 minutek wystarczy – czyli mamy spokojnie ponad dwie godziny .
     Od czego by tu zacząć , co zapodać na początek ??? He He od foty oczywiście , aparat na badylach i za trzecim razem sukces , no ale teraz na poważnie , stawiam na dość moim zdaniem ciekawą gumkę bo w iście pstrągowych barwach (prawie przeźroczysta perła z niebiesko-czerwonym brokatem) macham i z prądem i pod prąd i w końcu upragnione pobicie pod. Niestety po paru młynkach ryba się spina .
     Obchodzę krzaki i kilkadziesiąt metrów niżej jest następne miejsce gdzie mogę bezpiecznie pomachać (Niestety z ta rurką nie mogę zaryzykować kąpieli – chyba dokoptuje jakiś zaworek i miejsca „extremalne”znów będą w zasięgu) kilka rzutów i ? zaczep , szkoda bo to ostatnia taka gumka czyli czas na obrotówkę , wiąże małą srebrną wąską z delikatnym czerwonym akcentem (delikatny dodatek do bezmarkowego wyrobu J)  i zaczynam pod prąd na załamania nurtu i z pierwszego rzutu pobicie , praktycznie zaraz po kontakcie blaszki z wodą – niestety spóźniłem zacięcie i ryba w momencie się spina.
     Miejsce wydaje mi się na tyle ciekawe że obławiam je dokładnie na różne sposoby , cierpliwość popłaca i po kilkunastu minutach z pod samego brzegu wyciągam pierwszego kropka , co prawda maluszka ale cieszy niezmiernie – ekspresowa fota i rośnij .
 Warto było się dla Ciebie nałazić
         No – czas na przerwę i obserwację parki kaczek jak kombinują by ich zbytnio nie znosiło (dla nich to miejsce to jak sztuczna bieżnia dla nas na siłowni) , macham dalej ale po namyśle czas na zmianę miejsca – dwa pobicia z jednej miejscówki to i tak promocja , wszak pstrąg to podobno iście terytorialny „zwierzak ”.
       Schodzę nizej i dochodzę do miejsca gdzie wpada ów potok i z pewnej odległości znów dokładnie obławiam , ale jedyne co zaliczam to zaczep – przegląd pudła i zakładam podobną blaszkę (także srebro z „laserowym”) akcentem – niewiem , łowię tyle lat ale z pstrągami miałem do czynienia zaledwie kilka razy a mój „chrzest” odbyłem na Wiśle w Ustroniu , gdzie dwa tygodnie kilkugodzinnego machania „ruskim ” teleskopem dało mi raptem pięć sztuk , z czego jeden wymiarowy (wtedy 25cm) i to dopiero wtedy gdy wytrawny wędkarz podarował mi suchą muszkę normalnych wymiarów (przedtem łowiłem na coś mucho podobnego , dostępnego w sportowych , w gigantycznych rozmiarach) – ogólnie byłby to niezły materiał do wędkarskiej komedii zwłaszcza jak nie umiejący pływać „bajtel” zalicza efektowne zjazdy ze śliskich progów (w pierwszym momencie wystaje tylko ręka i kij a reszta wyłania się po chwili ) , za drugim razem to znacznie później na Jurze gdzie nigdy nie widziałem nikogo i tylko przez przypadek wypatrzyłem coś , co po usilnych staraniach okazało się kropkiem (relacje gdzieś tam na moim blogu) – niestety gdy byłem tam następnym razem to potok już praktycznie nie istniał , ale czas na powrót do teraźniejszości :
     Zwracam uwagę że woda wpadająca do rzeki jest czysta ale ma zdecydowanie inny odcień , taki jakby złotawy co poniżej dawało fajny efekt , tu dodam że woda w rzece była ogólnie brązowawa i dość mętna , postanawiam iść teraz w górę , oddalam się od brzegu i ścieżką , omijając chaszcze cofam się o jakieś sto metrów powyżej miejsca gdzie rozpocząłem .
     Zaczynam łowić z prądem co nie jest takie proste z racji tego że trzeba niezłej prędkości zwijania , by blaszka przejawiała jakąkolwiek ochotę na nabranie ruchu wirowego , ale jak się po chwili okazało ta metoda ,  choć znacznie bardziej męcząca jest skuteczna , po kilku rzutach bach , w pierwszym momencie myślę zaczep ale nie , zaczep rusza i zaczyna „młynkowanie” ,ten jest większy.
     Obławiam to miejsce jeszcze kilka minut ale nic się nie dzieje poza następnym zaczepem (plus chyba taki , że w drodze powrotnej mniej do noszenia – czarny humor czy co ?) ten drugi jeszcze bardziej podkręca mój już i tak dobry nastrój , idę jeszcze wyżej , przede mną dwa zakręty i miejsce na kilka rzutów ale kilka minut dokładnego „czesania” nic nie daje – idę jeszcze wyżej ale muszę się cofnąć do równoległej ścieżki z powodu bardzo stromej skarpy.
     Mijam skarpę z zapasem i jest w miarę dogodne zejście  a i miejsce wydaje się ciekawe – zaczynam oczywiście z nowa blaszką , zerkam przedtem jednak na czas by nie zawalić , spoko – mam jeszcze kilkadziesiąt minut , łowię z prądem i pod prąd i mam następne skuteczne branie , jest następny pod dwie dyszki niestety , ale też cieszy jak ten pierwszy.             
            Tak – to ostatnie na dziś miejsce więc resztę czasu należy wykorzystać na maxa , obławiam więc to miejsce bardzo dokładnie , w pewnym momencie widzę (mimo sporej odległości) jak coś skutecznie się „wywaliło” na wysokości skarpy niestety w miejscu gdzie praktycznie nie ma możliwości na skuteczne podanie przynęty (chyba że z drugiego brzegu) …
           No – Czas do cuga , jak mawiał mój Starzyk … Podładowany , zmęczony ale szczęśliwy wracam . 
     Do przystanku wystarcza dwadzieścia minut , za pięć minut już jadę ,wysiadka- teraz godzinka na podziwianie  elektrowni  i po kolejnej godzinie jesteśmy w domu (JA i Czapeczka ) !
      Warto było się w końcu wyrwać z wodnostojacej codzienności – trzy plus kilka spinek daje kopa !
 

 


4.8
Oceń
(16 głosów)

 

Tam nas jeszcze nie było - opinie i komentarze

erykomerykom
+3
***** (2017-05-22 21:58)
kabankaban
+4
Nie ma to jak rzeka :))) (2017-05-23 06:50)
rysiek38rysiek38
+3
Święta racja drogi kaban-ku ,rzeka to jakby zupełnie inny świat , za "bajtla" wychodziłem z błędnego założenia że na rzece ryba powinna ciagle żerować no bo musi ciągle "pływać" by ją nie zniosło przez co traci znacznie wiecej energii no i przede wszystkim jest wszędzie :-) (2017-05-23 07:22)
barrakuda81barrakuda81
+3
Właśnie mam zamiar zrobić to samo czyli przeprosić się z rzeką.Wisłą mi juz krwi napsuła nie mało ale jesteśmy na siebie skazani:-)Wizyta nad rzeką zawsze daje kopa.mój ojciec w ogóle nie lubi łowić w stojacej wodzie- mówi że to jakby łowił w studni...Coś w tym jest bo rzeka zawsze żyje,zaskakuje.*****. (2017-05-23 09:32)
ul-fanul-fan
0
Ja też zaczynam przepraszac się z rzeczką. Zwłaszcza z tą rzeczką.    (2017-05-23 10:28)
rysiek38rysiek38
+3
Dzięki ul ...jakby nie ty to nie prędko bym tam był :-) . Aaa pytanko do wszystkich a właściwie prośba o radę - ten tekst pisałem do odmiany w office word , tekst podzieliłem zdjęciami z opisem (tak jak kombinuje z ksiażką) , fajnie to wyszło ale wkleić się do bloga niestety sie nie udało - foty wcięło -jak się to robi ??? (informatych ze mnie żaden) Z góry dzieki za pomoc ! (2017-05-23 12:05)
LeoAmatorLeoAmator
+2
A ja tylko rzeka i rzeka na stojącej z kolei nie mogę się odnaleźć , za nudno, za łatwo itd ;-))) (2017-05-23 18:51)
ryukon1975ryukon1975
+4
Początkowalem krótko na okolicznych dołkach. Później przez wiele lat istniała dla mnie tylko rzeka. Obecnie staram się odwiedzać różne wody. Jednak nic nie jest i nie będzie w stanie zmienić tego że rzeka, jej rybostan oraz całokształt wrażeń z nią związanych zawsze pozostaną na pierwszym miejscu. (2017-06-05 10:35)
rysiek38rysiek38
+3
Też właśnie to samo czuje nad rzeką choć jak juz nieraz wspomniałem u mnie z dostępem do rzek jest raczej cięzko a to co jest to raczej namiastki rzek , właśnie ciągnie mnie na Czarna przemsze (skoro wprowadzono tam zakaz spinningu do końca maja???) to może ktoś tam widział sandacza :-) (2017-06-05 11:06)
rysiek38rysiek38
+2
Ciągneło jak cholera i w końcu przy drugim podejściu się udało ,i przyznać muszę ze był to chyba mój najbardziej owocny wypad ze spinningiem na rzece , jak by nie braki to mogło by być jeszcze lepiej , ale co i jak to chyba dam na blog (2017-06-07 10:19)

skomentuj ten artykuł