Zaloguj się do konta

TONDERA 2017

Muchowe, towarzyskie zawody o XII już Puchar Koła PZW Myślenice im. Antoniego Tondery,  z upływem dnia 21 maja 2017 r. przeszły do historii. Było fajnie, momentami mokro i czasami ciepło, stolik uginał się od pięknych i bogatych pucharów indywidualnych i drużynowych oraz od licznych , atrakcyjnych nagród. Organizatorami były znaczące firmy, a to  zasłużone Koło PZW Myślenice i Burmistrz Miasta i Gminy Myślenice. Celebrantami też były super sympatyczne postaci, a to żona Marysia i wnuk Antoniego oraz były senator Stanisław Bisztyga. Dominowały radość, gratulacje, śmiech, uznanie i brawa. Także Prezes Koła PZW Myślenice – Stanisław Szlachetka – chociaż nieco uszkodzony na nodze zapewne na kolejnej wojnie pstrągowej, potrafił – celebrując imprezę w niezgrabnych podskokach, krzesać drzazgi humoru i rozgrzewać publiczność, przez co doskonale wpisał się w atmosferę zwycięstwa. Owacyjne brawa falowały ponad 15 razy, bowiem tylu indywidualistów wezwano do stolika po ronsia, buzia, dyplom, ale także wzywano i nagradzano miejsca drużynowe, juniorskie, za największą rybę i najlepszego zawodnika z Myślenic. Tym z końca został Mariusz Szlachetka, bo od dawna jest mu pisane bywać w czołówce muszkarstwa, zarówno lokalnego jak i krajowego. Chętnych do zwycięstwa było około 40 mężów wody, a wygrał jak zwykle Zbigniew Zasadzki. To jest fenomen równoległy do fenomenu świętej pamięci Antoniego Tondery. Należy pamiętać, że Zbyszek przekroczył 70-tkę i od początku sezonu daję radę. On w krakowskim muszkarstwie jest jak Noriaki Kasai w skokach narciarskich. Mocno rozbawił go jeden z nienasyconych zawodników sugerując wprost: Zbyszek, odpuść sobie, daj wygrać innym. Mnie też rozbawił zawiedziony wędkarz, ponieważ nie w ten sposób zabiega się o laury. Taka tura zawodów się nie liczy. Zbyszek wygrywaj, ile możesz. I tak każde imperium kiedyś upada.
                Zawody rozegrano w dwóch turach, jedna na rzece Rabie i druga na stawie w Osieczanach. Była to coraz częściej stosowana formuła, która jest atrakcyjna dla wszystkich uczestników, tj. zawodników i publiczności. Z uznaniem odnotowuję, że świetnie poradził sobie skromny ale jakże silny muszkarz Marcin Pucułek, zajmując drugie miejsce w tej poważnej imprezie. Tłumaczę to także w ten sposób, że Koło PZW Nowa Huta muszkarstwem stoi. Jeżeli nie wygrywa Wojciech Chytła czy Robert Kocioł, to Bóg wyznacza Marcina Pucułka. Trzecie miejsce na podium zabezpieczył sobie Dawid Kowalski.
                Pominę dalsze wyniki, bowiem stolik sędziowski był daleko ode mnie i dlatego koncentrowałem się na idolach. Do nich zaliczam także Andrzeja Zasadzkiego – nałowił na nagrodę. Wejdę na wątek osobisty. Jako pierwszy sektor wylosowałem Rabę. Teoretycznie lepiej było w pierwszej turze łowić na stawie, ale Rabę też przyjąłem dobrze, ponieważ znałem granice sektora i słyszałem o jego dobrej jakości, chociaż nigdy w nim nie łowiłem. Byłem przekonany, że coś złowię. W przekonaniu trwałem do końca, ale nie wyszło. Dodatkowo w drodze powrotnej pokonując bród popłynąłem. Wystarczyło bezwolnie pochylić się pod prąd wody i już kamienie spod butów wypływają, a same nogi nabierają pływalności. W ten sposób mało szczelny telefon nabrał wody i odmówił posłuszeństwa. Telefon jest ważny, ale ważniejsza druga tura. Zdążyłem na czas i dobrze dobrałem sprzęt. Używałem go w sposób sprzyjający pstrągom, tylko że one bytowały na innych stanowiskach. Wierzyłem do ostatniego gwizdka, bowiem złowiłem tak już wiele razy, ale nie na Tonderze. W tych okolicznościach wartościowałem, czy już sprzedać sprzęt który posiadam, czy poczekać. I w tym momencie przypomniałem sobie Zbyszka Zasadzkiego, co jednocześnie było odpowiedzią. Nie poddam się, ponieważ w muszkarstwie jest radość i tylko należy trafić na swój dzień. Twórco wszystkich pstrągów daj zdrowie, żebym mógł wziąć udział w zawodach o Puchar Tondery 2018.
 

Opinie (0)

Nie ma jeszcze komentarzy do tego artykułu.

Czytaj więcej