Trafiłem sandacza

/ 26 komentarzy / 5 zdjęć


Zacząłem tam, gdzie wczoraj skończyłem. Oczywiście na wolframie wisiał kogut. Godzina macania miejscówki nie przyniosła nawet pstryknięcia. Ruszyłem dalej i w końcu pierwsze puknięcie. Oczywiście zbyt delikatne, by je zaciąć. Poprawiam raz, drugi, trzeci... trochę w lewo, trochę w prawo, wolniej, szybciej i kolejne wyraźne pstryknięcie. Oglądam koguta - pióra zawinięte na kotwicy. Postanawiam zmienić przynętę na inny kolor. W drugim rzucie znowu puknięcie. Nie poczułem go nawet, tylko zobaczyłem na plecionce. Lekko poirytowany poprawiam i mam strzał z pierwszego opadu. Wyjmuję ogolonego koguta. Pierwszy raz widzę coś takiego - z trzech piórek zostało jedno i dwa kikuty. Dosyć tego, pora przeprosić gumy. Wyciągam moje 'sandaczowe' pudełko i zaczynam od fioletu na osiemnastce - nic. Może perła - też nic... to może coś po środku. Zakładam marchewkę - też nic. Żółty - nic. Biały z niebieskim grzbietem i w końcu puknięcie. Oglądam gumę - ściągnięta z haka. Próbuję lżej. Zakładam piętnastkę, potem trzynastkę... cisza. Wracam do osiemnastki i zakładam nieco inny kolor. Pierwszy rzut, guma opada, delikatnie ja podrywam, dwa obroty korbką, chwila opadu i widzę drgnięcie plecionki - zacinam i pusto. Wyjmuje przynętę i widzę że straciła ogon. A więc już jest ciepło, ale jeszcze to nie to. Postanawiam mocniej walnąć o dno. Zakładam dwudziestkę dwójkę, a na nią bliźniaczą gumę. Powtarzam rzut w ostatnie miejsce opad, poderwanie, opad i strzał, który tym razem czuć na kiju. Zacinam i w końcu jest ryba. Szybki hol na koguciarsko zakręconym hamulcu i po chwili podbieram sandaczyka - ma 53 cm.

Cieszę się, że w końcu wszystko gra i rzucam dalej. Kilka rzutów później sytuacja się powtarza, ale nie zacinam. Wyjmuję gumę bez ogona. Przeglądam pudełko i widzę, że mam jeszcze sporo takich gum, ale w tym odcieniu brzuszka już tylko jedną. Zakładam więc odrobinę inną, bo przecież w sumie to to samo. Nauka była bolesna. Przez następne pół godziny nic nawet nie trąciło mojej gumy. Zacząłem zmieniać na inne odcienie - bez rezultatu. Wyjmuję więc z pudełka ostatnią gumę z chodliwym dziś odcieniem brzuszka i posyłam w wodę. Woda nagle ożyła, ale znowu są to tylko skubnięcia. Zauważam ciekawą rzecz. Wszystkie następują w momencie opadu, a dokładniej w tej chwili, gdy przestaję zwijać i wiatr zaczyna wybrzuszać plecionkę. Widzę te brania na plecionce, ale nie mogę ich zaciąć. Kombinuję więc z prowadzeniem w taki sposób, by był to opad, ale bym miał nieprzerwany kontakt z gumą. W końcu dochodzę do pewnej taktyki, która skrótowo wygląda tak, że po poderwaniu gumy robię jeden bardzo szybki obrót korbką, by maksymalnie poderwać przynętę, drugi jest już wolniejszy, a trzeci bardzo leniwy, by guma zaczynała opad, ale jednocześnie, by mieć z nią kontakt. Nie wiem, czy brzmi to łatwo, czy trudno, ale da się to opanować w kilkanaście minut. Sam opanowałem to chyba w momencie, gdy robiłem kolejny, trzeci obrót korbki i poczułem pstryknięcie. Zacinam w tempo i mam na kiju rybę. Ta walczy dzielniej, ale ląduje na brzegu niemal tak samo szybko jak pierwsza. Ma ponad sześćdziesiąt cm. Młócę dalej. Kolejna rybka bawi się ze mną. Skubie dwa razy podczas jednego prowadzenia. Powtarzam rzut i znowu delikatne, ale wyraźne puknięcie. Tym razem zachowuję zimną krew i nie zacinam. Zamiast tego pozwalam gumie spokojnie opaść i sekundę poleżeć na dnie. Gdy ją w końcu podrywam sandacz już siedzi na kiju. Ten walczy naprawdę fajnie i hol się nieco przeciąga. W końcu z małymi problemami podbieram rybkę. Jest zapięta za brodę. Można by rzec, że zachowała się bardzo klasycznie.
Przykładam miarkę i widzę, że rybka ma siedem dych.
Szybka fotka z samowyzwalacza i młócę dalej, bo wiem, że takie chwile trzeba maksymalnie wykorzystywać, bo kończą się tak samo szybko, jak się zaczęły.
Kilka rzutów później znów walnięcie z pierwszego opadu, tym razem już nie tak wyrośnięty, ale jednak wymiarowy sandaczyk - ma 54 cm.

Potem nastała długa cisza. Wiatr ucichł, zachodzące słońce wypełzło w całości zza chmur. Przerobiłem od nowa wszystkie kolorki, wróciłem nawet do koguta - wszystko na nic. Z jednej strony myślałem, że trzeba się zbierać, a z drugiej wciąż po cichu liczyłem, że może jeszcze, na koniec dnia, choć na chwilkę... zapolują.
Gdy zmiana kolorów i technik niczego nie dała, postanowiłem jeszcze bardziej walnąć o dno. Zdjąłem więc 22 i założyłem 25g jiga, na którego założyłem oczywiście nieco sponiewieraną, ale wciąż jedyną skuteczną gumę. Walę więc o dno, plecionka wiotczeje szybciej, obrót korbką, drugi... opad. Poderwanie, dwa obroty opad... hmmm w tym tempie to praktycznie nie ma żadnego opadu. Zmieniam taktykę - opad i trzy szybkie obroty... jest lepiej, ale nic to nie daje. Dalej kombinuję, dwa szybkie, dwa wolne - opad; trzy szybkie, jeden wolny - opad, jeden wolny dwa szybsze - opad i w końcu chyba puknięcie! Powtarzam w to samo miejsce - zaraz jak to było? Jeden wolny, dwa szybkie, czy odwrotnie? Podbijam gumę, dwa szybki, jeden wolniejszy i pstryk - pusto. Chwila przerwy, dwa szybkie jeden wolny - pstryk - pusto. Chwila przerwy jeden szybki, jeden wolny i w tym małym ułamku sekundy, gdy kończyłem ten wolny obrót i traciłem nieco kontakt z gumą, zobaczyłem jak plecionka lekko drgnęła. Zacinam energicznie i siedzi! Ten przymurował na chwilę, a potem ruszył wolno w lewo. Gdy podciągnąłem go trochę bliżej siebie, musiał poczuć dno pod brzuchem, bo dopiero wtedy dostał takiego kopa, że pierwszy raz tego dnia musiałem odkręcić hamulec. No i z tym sandaczem musiałem się trochę przejść, bo uparcie pchał się w zwalone nieopodal drzewo. W końcu znalazłem kawałek miejsca na wyślizg i bardzo dobrze, bo jak się później okazało nie byłem w stanie chwycić go pewnie za kark. Sandacz był niewiele dłuższy od poprzedniej 'siedemdziesiątki', ale za to wydawał się o wiele grubszy.

To by było na tyle. Oczywiście porzucałem sobie jeszcze z pół godzinki, ale nic już więcej współpracować ze mną nie chciało.
I tu taka mała refleksja. Niemal przez cały sezon Odra nie była dla mnie hojna. Powiem więcej - miałem wrażenie, że to będzie najgorszy sezon jaki pamiętam. I co - i przyszedł jeden taki dzień, a właściwie kilka godzin, gdy rzeka zrekompensowała mi niepowodzenia i wynagrodziła wytrwałość. Znowu ją lubię - nawet bardzo. Dziś zafundowała mi jeden z najpiękniejszych wędkarsko dni.

P.S. Oczywiście wszystkie rybki wciąż pływają w Odrze i mam nadzieję, że w przyszły weekend znów zechcą ze mną współpracować :D

 


4.8
Oceń
(74 głosów)

 

Trafiłem sandacza - opinie i komentarze

kabankaban
0
Gdyby nie "moje poczciwe" klenie ten sezon też byłby dla mnie marny.Sandacze to dla mnie "egzotyka" bo niby gdzieś jakieś pojedynicze sztuki na "moim" odcinku Wisłoka są łowione ale żadnej prawidłowości w tym znaleźć nie można.Główki w podanych rozmiarach to też jak dla mnie wybitnie ciężki kaliber bo na Wisełkę ciut za daleko a u siebie ósemka to już spory ciężar.Ocena wiadoma i pozdrowionka z nutką zazdrości.
(2011-10-26 20:13)
marek-debickimarek-debicki
0
"Taki dzień się zdarza raz...." i oby te słowa piosenki się nie sprawdziły. Wyprawa rewelacyjna, cierpliwość nagrodzona. Ja jutro jadę na swoje jezioro na pierwsze sandaczowe próby. Pozdrawiam i *****pozostawiam. (2011-10-27 09:52)
jurekjurek
0
Moje gratki Grzegorzu  ładna rybka , życzę jeszcze większych.
(2011-10-27 10:48)
pavlossopavlosso
0
Ależ wybredne te sandacze...gratuluje udanego połowu i sobie życze podobnych:)
(2011-10-27 11:01)
wedkarz2309wedkarz2309
0
Gratuluję bardzo udanego dnia nad naszą kochaną Odrą!:)Jestem pełen podziwu za to, co kolega robi nad wodą, to kombinowanie jest po prostu mistrzowskie!:) (2011-10-27 11:23)
danielkasdanielkas
0
Pozazdrościć ilości brań, ma moim odcinku Wisły statystycznie wypada około 1 branie na wypad. (2011-10-27 13:03)
pluszowypluszowy
0
Biorąc pod uwagę fakt, że na tym odcinku Odry jestem w każdy weekend, a opisane wyżej brania były praktycznie pierwszymi w tym sezonie kontaktami z sandaczem, to średnia statystyczna wypadnie jeszcze słabiej niż na Twoim odcinku Wisły :)
(2011-10-27 13:14)
Zibi60Zibi60
0
W pełni Cię rozumiem i podziwiam. Dla mętnookich trzeba mieć dużo sprzętu, pomysłów, ale  jeszcze więcej cierpliwości. Super przygoda i super opis ! 5*
(2011-10-27 14:04)
darek300darek300
0
Pozazdrościć umiejętności łowcy:)i sandacze piękne grube:)jesienne!
(2011-10-27 15:53)
przemyslaw1975przemyslaw1975
0
Opowieść godna najlepszych gawędziarzy.Gratuluję udanych połowów i pięknie opisanych zmagań z tą trudną techniką wędkarską.Życzę jeszcze większych sukcesów, bo ten sezon jeszcze się nie skończył...;) (2011-10-27 21:34)
camelotcamelot
0
***** fajnie się czytało !  Szkoda, że na moim jeziorze nie ma sandaczy .....eeech                          pozdrawiam serdecznie ! (2011-10-27 23:08)
grisha grisha
0
rządzisz Grześku a poza tym miło poczytać to jeszcze raz i jeszcze raz zupełnie gdzie indziej :) oczywiście pozdrawiam i życzę jeszcze WIĘKSZYCH sukcesów
(2011-10-28 09:24)
zdrapekzdrapek
0
Czyta się elegancko, aż zachciało mi się wyskoczyć na łódź i popukać w sandaczowe drzwi *****
(2011-10-28 10:33)
spinkaspinka
0
Piękne sandacze Grzesiu i ciekawa relacja, gratuluję raz jeszcze :)
(2011-10-28 11:30)
u?ytkownik60860u?ytkownik60860
0
***** pozazdrościć . ale ja osobiście nie jadłem lepszej rybki i szkoda ....... no cóż taka ,,moda .. teraz. pozdro *****
(2011-10-28 19:32)
u?ytkownik94767u?ytkownik94767
0
Bardzo dobry wpis. Jako ocenę zostawiam 5. I jeśli mogę prosić o poradę. Chciałbym kupić kij spinningowy na rzeczne szczupaki i sandacze. Oraz kołowrotek. Widzę ze Pan zna się na rzeczy więc byłbym wdzięczny za jakieś porady. Mam do dyspozycji 600-700 zł na zestaw. Jeśli nie pod artykułem to może na wiadomość prywatną. Byłbym wdzięczny za wszelkie sugestie. (2011-10-30 18:34)
pluszowypluszowy
0
Z kołowrotkiem sprawa powinna być prosta, jeśli weźmiemy pod uwagę klasyczny spinning na rzece. Proponuję Ryobi Zaubera w rozmiarze 3000-4000, lub któryś z jego klonów np. Red Arc Spro, czy Dragon Team w odpowiednim rozmiarze. Osobiście odradzam Dragony, bo moim i nie tylko moim zdaniem - są najsłabsze. Poza tym jeśli zamierzasz łowić późną jesienią, czy zimą, gdy temperatura zbliża się do 0, to odradzam też Spro. Użyto w nich smaru, który nie jest przystosowany do niskich temperatur i zwyczajnie gęstnieje do tego stopnia, że uniemożliwia wędkowanie. Pozostaje więc Ryobi Zauber - mam, katuję od trzech sezonów i polecam.
Gdybyś jednak chciał łowić agresywniej, z szybszym opadem... będziesz potrzebował kołowrotka o większym przełożeniu. Do tego celu używam Shimano Stradic'a ale ten model wyjeżdża poza Twój budżet. Można jednak znaleźć coś tańszego z przełożeniem w okolicach 6:1 - jeśli się na taki zdecydujesz - daj znać, spróbuję doradzić.
Przejdźmy do kija - tu zaczynaja się schody, bo teoretycznie niemożliwym jest pogodzenie sandacza i szczupaka jednym kijem. Do łowienia szczupaków w rzece na gumy i woblery, używam Daiwy Powermesh 270 10-35 - kij niezbyt szybki, o klasycznej, parabolicznej akcji. Tym kijem ciężko jednak jigować agresywnie w poszukiwaniu sandacza, bo jest po prostu za wolny. Do tego celu potrzebny jest szybki kij o akcji fast, a nawet x-fast. Długo szukałem kompromisu i chyba coś znalazłem. Nie jest to kij idealny ani na szczupaki, ani na sandacze, ale na upartego można nim łowić oba gatunki. To najlepszy produkt firmy, o której dawno temu straciłem dobre zdanie i teraz przekonuję się do niej od nowa, czyli XT-PRO c.w. 10-40. W połączeniu ze stradiciem stanowi mój jesienny oręż i daje radę zarówno z sandaczami, jak i szczupakami.
Podsumowując - gdybyś się na taki kij zdecydował i uzbroił go Zauberem, to spokojnie zmieścisz się w swoim budżecie i jeszcze na dobrą plecionkę i parę gum Ci zostanie :)
P.S. Oczywiście to co piszę to tylko moje zdanie i nie powinno być traktowane jako jedyne słuszne. (2011-10-30 20:13)
u?ytkownik94767u?ytkownik94767
0
Dziękuję za szczegółowy opis. O kołowrotku sporo poczytałem w internecie i zdaje się być dobrym pomysłem. Co do kija to sam mam troche na pieńku z tą firmą, ale może się przeprosimy. Dobrze że wspomniałeś o plecionce gdyż koledzy mnie uczulają na to że wiekszość kołowrotków nie radzi sobie z plecionką - plecionka niszczy rolkę a ta niszczy plecionkę. Jeszcze raz Dziękuję
(2011-10-30 22:44)
Zibi60Zibi60
0
Grzesiu nie tylko ma wiadomości, ale je perfekcyjnie przekazuje - super porada odnośnie sprzętu.
(2011-10-31 06:59)
TomekooTomekoo
0
Ja miałem 3 dni takie:)co prawda brały głównie maluchy na wszystko,ale na brak emocji nie narzekam bo kolega złowił suma 13-nastke i ja złowiłem sandała 7,5kg :)))
Piękny wpis pozostawiam koledze Piontala:)I oby więcej takich udanych wypraw życzę!:)
Pozdro Tomek:) (2011-10-31 18:41)
DiabloDiablo
0
Konkretnie, prosto, wyczerpująco i ciekawie. Czyli... jak zawsze. Ocena nie może być inna niż 5
z niecierpliwością czekam na taki dzień jak ten z Twojego opisu. Może jeszcze w tym roku?
(2011-11-02 23:03)
SINDBADSINDBAD
0
Fajnie się czytało! Super opowiadanie i piekne sztuki brawo oczywiscie piateczka, ten gatunek ryby ma coś w sobie, myślę że każdy wędkarz chciałby takie łowić. Super Sandacze... Pozdrawiam i oczywiście życzę przysłowiowego połamania kija... (2011-11-06 14:46)
martin2101martin2101
0
Rewelka sandacz gratulacje za połów!!!
(2011-11-06 14:50)
marcinwasikmarcinwasik
0
Coś pięknego :) Gratulacje!
(2011-11-07 08:26)
kopciukopciu
0
MASZ CHŁOPIE SZCZĘŚCIE ŻE W TAK KRÓTKIM CZASIE ZŁAPAŁEŚ PARĘ SANDACZY BO JA ZA TYMI FRANCAMI UGANIAM SIĘ OD CZERWCA I PORAŻKA NA CAŁEJ LINI .NIE  WIEM CO SIĘ DZIEJE  W TYM ROKU Z TYMI SANDACZAMI ANI NA ŻYWCA ANI TRUPEK ANI SPINING.ALE GRATULACJE DLA CIEBIE OCZYWIŚCIE PIONA (2011-11-07 20:58)
michalkozubekmichalkozubek
0
gratulacje je mam tylko dwanaście lat złapałem w tym roku dwa szczupaki a sandacza nie moge. statnio też ruszyłem na żywczyka  po kilku minutach siedzi. odpioł sie potem drugi żywca zdjął. i 3 na spnning sie odpioł coś słabo chwytają w tym roku
(2011-11-08 13:30)

skomentuj ten artykuł