Troć we wrześniu
(Spear)
2017-08-15
Czas płynie równie szybko co woda, na bystrzynach Parsęty, a zbliżająca się jesień zwiastuje koniec sezonu. Po ostatkach pstrągowych, przyszedł czas na troć i łososia. Z każdym kolejnym dniem liczba ryb w rzekach powoli się zwiększa, nie jest to oczywiście jeszcze główny ciąg tarłowy, ale dla łowiących te piękne ryby to ostatnia szansa aby powalczyć z wypasionymi kabanami. W tym roku pogoda nie rozpieszczała ani ryb ani wędkarzy. Wysokie temperatury i niskie opady deszczu spowodowały, że większość ryb pochowała się po dołkach i ani myślała wytknąć z nich pyska. Co jakiś czas, można było usłyszeć o fajnych rybach, wyciąganych przez nielicznych szczęśliwców, ale krótko mówiąc, szału nie było. W swoich wpisach często nawiązuję do troci, bo to ona, jest według mnie królową polskich rzek, a przez sporą część wędkarzy jest traktowana po macoszemu. Swoją "salmonidozą" zaraziłem się od swojego ojca, który zabrał mnie kiedyś na Słupię w listopadzie. Wypad był nietypowy bo z racji okresu ochronnego, nie pojechaliśmy na łowy, tylko popatrzeć jak masy tych ryb wyskakują ponad wodę w swoim corocznym ciągu tarłowym. Było to sporo lat temu, ale sentyment do łososiowatych pozostał.
W ciągu kilu ostatnich, samotnych wypadów, nie spotkałem wielu wędkarzy. Zazwyczaj rozmowa wyglądała mniej więcej tak: - I jak? , - Pusto, za gorąco. Często jednak bywało, że po powrocie do domu, dowiadywałem się, że tego samego dnia, ktoś trafił rybę w innych partiach rzeki. Tak w życiu bywa, że nam nic nie bierze, a innym to i na pusty haczyk się coś złapie.
Jedyne w swoim rodzaju
Oprócz węgorza, troć i łosoś to jedyne dwuśrodowiskowe ryby występujące w naszych wodach. O ile żyją i odżywiają się w morzu, to na tarło wchodzą w pomorskie rzeki. Właśnie temu zjawisku zawdzięczamy dwa główne wędkarskie "bumy" trociowe. We wrześniu staramy się zmierzyć z rybami wypasionymi na bałtyckich śledziach, które wchodzą na tarło w górę rzeki, a w styczniu i lutym tropimy kelty, czyli ryby spływające do morza po odbytych godach. Oczywiście troć można łowić z powodzeniem także w innych okresach (oczywiście po za okresem ochronnym), ale najwięcej ryb trafia się w tych dwóch miesiącach. Jak już nie raz pisałem, troć jest rybą bardzo ciężką do złowieni, a same łowy wymagają sporo cierpliwości. Opowieści o miesiącach bez ryby nie są wyssane z palca i wcale nie muszą świadczyć o braku umiejętności wędkującego. Te ryby są po prostu cwane i chimeryczne. Jeszcze trudniej jest złowić łososia w rzece. Ale powód jest bardziej prozaiczny, jest ich naszych rzekach sporo mniej niż troci. Ciekawą sprawa jest rozpoznanie gatunku złowionej ryby, nawet doświadczeni łowcy mają czasami problemy z odróżnieniem troci od łososia. Sam identyfikuję je po kilku moim zdaniem najbardziej charakterystycznych cechach. Nasada ogona - u troci jest dużo szersza niż u łososia. Ciemne plamki na bokach - u łososia nie ma plamek poniżej lini nabocznej. Krawędź pyska - u troci wystaje po za granicę oka, u łososia nie. Identyfikacji można dokonać porównując inne cechy charakterystycznych jak np. kształt płetwy ogonowej - u troci jest prosty, może być nawet wypukły, u łososia powinien być wklęsły. Płetwa tłuszczowa u troci pokryta jest ciemnymi plamami, a u łososia nie. Różnic jest całkiem sporo, ale tych kilka wymienionych cech powinno wystarczyć do rozróżnienia gatunków.
Wobler czy wahadło?
Osobną historią jest sprzęt na troć, wcześniej już poruszałem ten temat, lecz jestem zdania, że można wskazać jedynie kierunek poszukiwań, a wybór konkretnego modelu wędki czy kołowrotka należy zostawić wędkarzowi. Jak w każdej innej dziedzinie tak i tu, o sprzęcie decyduje zasobność portfela. Jedni łowią lekkimi, drogimi kijami z pracowni, inni łowią tańszymi ciężkimi pałami. Jak kto woli, grunt to mieć zaufanie do sprzętu i znać jego możliwości. Mój kij Shimano Catana o cw 20-50 gr, to dla jednych pała, a dla innych lekki kijek średnio nadający się do łowienia troci. Mi się sprawdza, a to najważniejsze. Często widuję u innych wędkarzy kije o cw. 40-80 gr a nawet większe. Każdy łowi jak lubi, ale moim zdaniem to już lekka przesada. Przesadą jest też łowienie na kije 10-30 gr, bo finezja kończy się przy pierwszym poważnym odjeździe. Oczywiście część wędkarzy powie, że przeważająca część ryb oscyluje w granicach 1.5 - 3 kg, ale moim zdaniem należy być przygotowanym na spotkanie z dużo większymi przeciwnikami. Opowieści o przyjezdnych, którzy łamią swoje kije łowiąc lekko i z finezją, budzą tylko współczucie . To samo dotyczy kołowrotków, żyłek bądź plecionek aż po agrafki czy kółeczka łącznikowe. Sam używam żyłki 0.35 bądź plecionki 0.18. Spowodowane jest to nie tylko wielkością ryby, ale też ogromną ilością zaczepów. Odhaczacz jest rzeczą praktycznie niezbędną dla rzecznego spinningisty, ale czasami zdarza mi się o nim zapomnieć. W taki przypadku lepiej polegać na mocnej lince i rozgiąć kotwice niż zostawić w wodzie dobrego woblera.
Prawidłowy dobór przynęty do miejscówki to już połowa sukcesu. Wyobraźmy sobie obławianie głębokiego dołka z szybkim nurtem, lekką trzebiatówką (wydłużona wahadłówka z cienkiej blachy) bez oliwki, bądź małym woblerem płytko schodzącym. Można stracić cały dzień na rzucaniu, a efekty będą żadne, bo przynęta nie zejdzie w dołek i nie sprowokuje ryby. Jest oczywiście szansa, że ryba wyjdzie 2-3m w górę, ale jest to raczej pobożne życzenie. Przeciwną sytuacją jest obławianie krzaków, czy powalonych drzew. Ciężkiego wahadła nie przytrzymamy w nurcie pod gałęziami, bo od razu opadnie na dno i albo o coś zahaczy, albo nie będzie pracować. W takiej sytuacji niezbędny okaże się wobler, który merdając ogonkiem metr pod powierzchnią, ma spore szanse na sprowokowanie ryby do ataku. Taktykę i technikę połowu musimy więc dostosować do rodzaju miejscówki i pogody.
Co dalej?
Troć to ryba, która uczy wędkarza pokory i nagradza cierpliwość. Wychodzone kilometry i tysiące oddanych rzutów, warte są każdej sekundy walki. Mnie czeka jeszcze jeden, bądź dwa wyjazdy na troć przed zakończeniem sezonu i mam nadzieję, że tym razem nie wrócę "na pusto". Żałuję tylko jednego. Nie będę miał możliwości zmierzenia się z innymi trociarzami na największych zawodach trociowych w Polsce. Jeżeli ktoś kocha ryby szlachetne, to w ostatni weekend września będzie wiedział, gdzie ma się zjawić.
Połamania!