Troć zamiast klenia
Sebastian Kowalczyk (Sebastian Kowalczyk)
2009-12-02
Szybkie śniadanie, wykupienie pozwoleń na stacji benzynowej w Lubiczu i już jesteśmy nad wodą. Znajomi po kolei znikają w nadrzecznych chaszczach każdy udaje się nad swoje bankowe miejscówki. Ja jestem pierwszy raz nad Drwęcą, więc raczej się nie śpieszę i powoli obławiam domniemane stanowiska Troci. Od siódmej rano do jedenastej nie dzieje się nic ciekawego. W południe stwierdzam, że fajnie byłoby złowić jakąkolwiek rybkę, więc zmieniam sprzęt na delikatniejszy, do żyłki 0.18 przyczepiam małego trzy centymetrowego woblerka i wyruszam zapolować na klenie.
Po przejściu kilkuset metrów widzę swoich znajomych. Fajnie, przynajmniej będzie z kim pogadać. Zatrzymuję się przy przelewie, rzekę przegradza zatopione drzewo a na dnie widać wielkie głazy. Rzucam wzdłuż warkocza i po chwili wobler zaczyna energicznie pracować przy dnie. Trzy ruchy korbką i czuję miękki zaczep. Po chwili jednak zaczep ożywa i odpływa parę metrów w bok. No wreszcie jest ryba i to chyba całkiem spora. Obstawiam ,że to brzana. Zasiadki brzanowe miałem w tym roku całkiem udane, więc nie mam ciśnienia. Spokojnie wsłuchuję się terkot hamulca i daję rybie krążyć przy dnie. Po kilkunastu minutach ryba słabnie i powoli przejmuję kontrolę nad sytuacją. Zaczynam się rozglądać szukając miejsca do lądowania. Marnie, stoję na kępach trawy a przy brzegu jakieś półtora metra wody, ale trudno, najwyżej odczepię ją w wodzie i po sprawie.
Delikatnie podciągam przeciwnika ku powierzchni i nagle miękną mi nogi. Rój czarnych kropek kręci młynka a na powierzchni wzbija się fontanna wody. Jarek!!! Krzyczę rozpaczliwie, bo wiem, że w tej sytuacji sam raczej nie mam szans, Piękny samiec Troci kręci następne młynki a ja dostrzegam woblera. Tylnia kotwiczka tkwi mocno w nożycach szczęki ryby. Jarek biegnie w moją stronę a za nim Tadek, ale są jeszcze daleko. Szybka decyzja i wskakuję do wody. Po paru odjazdach, podciągam zdobycz w swoją stronę i z tej pozycji ląduję ją na trawie. Po wyczołganiu się na brzeg mierzenie, zdjęcia, gratulacje, ogólnie pełnia szczęścia. Szkoda tylko, że przed skokiem do wody zapomniałem wyjąć z kieszeni telefon i dokumenty. Jednak biorąc pod uwagę, że ryba mierzyła 90cm było warto.
Na koniec niespodzianka! Po zwróceniu wolności mojemu samcowi Tadeusz wyjmuje piękną samiczkę 67cm, dosłownie trzy metry obok. Oby parka spotkała się w wodzie i dokończyła to, co miała do zrobienia:)
Materiał zgłoszony na konkurs wedkuje.pl.