Trocie z plaży - sprzęt i metody połowu
Okoniowy Bartuś (okoniowy_bartus)
2014-03-29
Dawno nic nie publikowałem na tym portalu, nie żebym przeżywał wędkarską depresję, raczej codzienne obowiązki zmusiły mnie niestety do odstawienia mojej życiowej pasji na drugi plan. Oczywiście starałem się aby moje kije jak najrzadziej stały za kare w kącie mojego pokoju, ale o poświęcaniu się wędkarskiej robocie w domu nie było już mowy. Trocie z plaży - sprzęt i metody połowu
Ile razy siedząc na auli na uniwersytecie, podczas nudnego wykłady na temat historii Rosji patrzyłem za okno obserwując spadające październikowe liście, kołyszące się delikatnie na wietrze, układając sobie w myślach jak bym obłowił napływ mojej ulubionej sandaczowej ostrogi. Kogo obchodzą jakieś plemiona słowiańskie wesoło chadzające na wschód od Wisły i tłukące się przez cały swój byt. W sumie nie wiele się zmieniło, teraz też chcą ze sobą walczyć, ale jak mówi nasz minister obrony narodowej amerykanie przysłali do nas dodatkowe trzynaście F-16 więc możemy spać spokojnie. Jak czasami włączę sobie rano TVN24 to się zastanawiam, czy Ci ludzie mówią na poważnie czy to jakiś długo terminowy kabaret. W sumie przesadzam moi drodzy wysnuwanie myśli politycznych swoją drogą, ale powinienem być bardziej rzetelnym studentem i więcej czasu poświęcać na naukę, a nie podpierać ściany w trójmiejskich lokalach, z drinkiem w ręku czekając aż podejdzie do mnie jakaś panna. Zawsze można podstawić jakiejś nogę albo nauczyć się tańczyć..
Ale wracając do meritum tego artykuły, chciałbym ( o ile spotka się to z jakimś zainteresowaniem ), przeprowadzić cykl wpisów dotyczących podstaw spinningu. Nie chcę robić z siebie wędkarskiego "guru", a chcę wam przekazać moją wiedzę jako zwykły chłopak zakochany w tej metodzie. Postanowiłem to zrobić, z uwagi mojego samouctwa. Nie miałem nigdy wędkarskiego nauczyciela, a wszystkiego z gorszym lub lepszym skutkiem uczyłem się sam. Sam nieraz próbowałem dowiedzieć się czegoś od bardziej doświadczonych wędkarzy lub przeczesując fora, ale albo nie dostawałem odpowiedzi, bądź fora oferowały mi tyle roztrzelonej informacji, że nic z tego konkretnego nie wyciągałem. Zazwyczaj trzeba mieć już jakiś zasób słownictwa wędkarskiego, aby chociaż wiedzieć o czym się czyta. Tak więc postaram się wam przekazać wiedzę tak i teoretyczną jak i praktyczną, dotycząca również zagadnień technicznych(doradctwo w kupnie nowej wędki lub kołowrotka będzie dla mnie przyjemnością).
Chciałbym zacząć od Morskich Troci.
Miejsce:
Tak naprawdę trocie możemy spotkać wokół całego wybrzeża. Są miejsca rozsławione wśród spiningistów, takie jak: okolice Orłowskiego Klifu, Górki Zachodnie, Rozewie, Mechelinki, Orzechowo, Dębina. Można by tak wymieniać i wymieniać. Często jednak miejsca sławne wśród wędkarzy pochodzą z tego, iż uparcie jeździ tam jak najwięcej osób. Równie dobrze sami możemy znaleźć sobie owe miejsce, na którym nie spotkamy tłumu wędkarzy, a będzie naszym małym eldorado.
Oczywiście każda plaża różni się ukształtowaniem dna, jak i materiałami z których się składa. Jedne są piaszczyste,
inne kamieniste, a jeszcze inne mają tak zwane lamparcie dno. Większość wędkarskich autorytetów, powie wam że trzeba szukać kamieni, wgłębień, podwodnych fajerwerków. Teraz wśród wędkarzy jest moda na podwodne górki, a proste piaszczyste blaty są nudne i nie modne. Podobnie jest z wędkami sandaczowymi, koniecznie na blanku musi być napis X-FAST, albo Zander; jak są oba te napisy to już w ogóle petarda. Oczywiście nie mówię, że takie myślenie jest błędem, Moja ironizacja miała na celu propozycję, popatrzenia na zagadnienie trochę dogłębniej, a nie pójścia na gotowe. Owszem, różne zagłębienia, spadki są dobre, ale właśnie - odpowiedzcie sobie sami dlaczego ? Im więcej informacji o składających się nań elementów znajdziecie, tym będziecie lepszymi wędkarzami.
Obserwacja z wysoka.
Każde polowanie myśliwy, zaczyna od rekonesansu. Celowo użyłem słowa polowanie, z uwagi na gatunek który chcemy przechytrzyć. Popatrzmy na morze z góry, z klifu. W piękny słoneczny dzień zobaczymy równolegle ułożone względem siebie paski. Ten jasny to tak zwana "refka", jest to piaszczyste wypłycenie, ciemny natomiast to zagłębienie, rów który wypracowało morze, odsłaniając zalegające tam materiały skalne; żwir i kamienie. To właśnie w owym miejscu możemy spodziewać się najwięcej brań.
Dlaczego znowu sławne zagłębienia ?
W owym rewirze żyją przysmaki naszej ulubionej troci. W każdym zbiorniku wodnym występuje łańcuch pokarmowy. Na chłopski rozum większe żyjątka zjadają mniejsze. W Bałtyku występują takie małe krewetki zwane garnelami, do nich podpływają ryby takie jak tubisy, leszcze, okonie, flądry, szproty oraz śledzie, a co za tym idzie na stołówkę przypływają też trocie. Dobrym znakiem jest pojawienie się ławicy śledzi w których nasza bohaterka szczególnie się lubuję. Niekiedy na wodzie można zauważyć piękne zjawisko. Gdy ławice śledzi, zaatakują trocie, spłoszone ryby uciekają ku powierzchni gdzie czatuje już na nie ptactwo wodne. Dlatego moi drodzy miejcie oczy szeroko otwarte i obserwujcie co otaczająca nas przyroda ma nam do powiedzenia. Okresowo też dobrze użyć przynęt imitujących tubisy, które przez srebrniaki mają niespokojne tarło. Dlatego gdy podczas spiningowania, przypadkowo podhaczymy jakieś wodne żyjątko, uznajmy to za dobry omen i wykonajmy w tym miejscu kilka dodatkowych rzutów.
Jak daleko wchodzić ?
Na początku mojej przygody z trociomi, zastanawiałem się jak daleko wchodzić w morze. Na plaży widywałem różnych wędkarzy, rozpoczynając od tych w adidasach stojących na jakimś kamieniu, poprzez wędkarzy stojących kilkadziesiąt metrów od brzegu na pierwszej rewie. Moje wątpliwości rozwiał znajomy łowca troci z pracowni wędkarskiej. Powiedział mi, że przede wszystkim podział łowiska na refki, zarezerwowany jest przede wszystkim na morzu otwartym, a nie na skalistych miejscach w zatoce. Im spokojniej, tym ryba odważniej żeruję bliżej, im dzień budzi się dalej tym ryba schodzi dalej od brzegu. Oczywiście są takie miejsca, jak na przykład Mechelinki, gdzie ten podział jest widoczny. Jeśli fala pozwali nam tam dobrodzić, to dobrze. Nasze możliwości się zwiększają, szczególnie przy niskim stanie wody. Oczywiście nad wodą czekają nas różne niespodzianki. Nie ma co słuchać miejscowych wędkarzy, którzy obwiniają swoje zerowe rezultaty niskim stanem wody, przez który rzekomo troć nie przejdzie przez pierwszą rewe, jak i tych którzy wyrzucają tonę łaciny w stronę rybaków. Ja swoją największą troć w tym roku, złapałem jakieś 20 metrów od brzegu i to przy niskim stanie w wody o godzinie 15, gdzie kibicowały mi panie ze spacerku z kijkami. Po udanym holu spytały mnie co to za ryba, a ja grzecznie odparłem im że okoń. Zaskoczone panie powiedziały, że takiego okonia jeszcze nie widziały.
Teraz trochę o wyposażeniu:
Ubiór
Moim zdaniem to najważniejszy element naszego wyposażenia podczas morskiego trociowania. Stojąc po pas w lodowatej wodzie, musimy być należycie wyposażeni, aby nasze wędkowanie było przyjemnością, a nie walką o przetrwanie. Co z tego, że będziemy mieli super kij, najlepszy kołowrotek i najskuteczniejsze przynęty skoro nie będziemy czuć palców od stóp, a zmarznięte ręce uniemożliwią nam zawiązanie agrafki do plecionki.
Spodniobuty:
Oczywiście niektórzy wędkują w kaloszach, a spotykałem się z ludźmi stojących w zwykłych butach na kamieniu. Nie zawsze tak jak wcześniej wspomniałem, warunki wymagają stania po pas w wodzie, ale moim zdaniem mimo wszystko zapas materiału do zamoczenia, niweluję prawdopodobieństwo niechcianych niespodzianek. Mogę polecić dwa rodzaju spodniobutów: śpiochy i neopreny. Oba oczywiście mają swoje wady i zalety. Nie chce was zanudzać, debatą na której lepiej wydać pieniądze, więc powiem w skrócie. Śpiochy lepiej odprowadzają pot, innymi słowy lepiej oddychają. Będę bardziej uniwersalne, w pryzmacie różnych pór roku. Są lżejsze i cieńsze, przez co musimy do nich koniecznie dokupić bieliznę trzymającą ciepło. Ja osobiście stosuję neopreny. Mówiąc o późnej jesieni lub wczesnej wiosny, to mój numer jeden. Fakt, że mają gorszą oddychalność, ale nie wyobrażam sobie trociowania w morzu bez pianki. Ich odporność na uszkodzenia mechaniczne jest również większa. Bielizna termoaktywna też moim zdaniem powinna być w naszym wyposażeniu, przyda nam się w różnych sytuacjach, nie tylko w wędkarstwie.
Kurtka:
To też bardzo ważny element. Wybierając kurtkę do brodzenia patrzę głownie na dwie rzeczy. Mówiąc o tym, że musi być wodoodporna nikogo nie zaskoczę. Chodzi jednak o coś więcej; mając na wyposażeniu spodniobuty, zakładamy je pod kurtkę. Nie na odwrót ! W chwili zetknięcia z wysoką falą, woda może wlać nam się do środka, przez co możemy mieć poważne problemy. Typowe kurtki wędkarskie, przeznaczona do brodzenia, mają podwyższony krój. Kurtka musi być skonstruowana tak, że gdy zamoczy się od dołu wilgoć nie ma prawa przedostawania się do góry. Ważnym elementem są także ściągacze przy rękawach, aby woda przez nie, nie wpłynęła do środka. Niektóre kurtki, wyposażone są w neopranowe mankiety, które nie dość że chronią nas przed wodą, ogrzewają nasze dłonie. Pionierem w odzieży wędkarskiej jest bez wątpienia Goeff Anderson i model WS3. Nie ma moim zdaniem lepiej przemyślanej kurtki do brodzenia. Niestety cena jest też kosmiczna. Alternatywą mogę być kurtki trekingowe. Jednakże ich minusem w wielu przypadkach jest siateczka, chroniąca nas przed wiatrem. Jeśli zostanie zamoczona, będzie czuli wilgoć aż po szyję. Musimy zwrócić uwagę na kieszenie. Przede wszystkim musimy uchronić przed słoną wodą nasz telefon, kluczyki od samochody i dokumenty. Zostawienia ich w plecaku na brzegu i ciągłe odwracanie nie wchodzi raczej w rachubę. Na dobrą sprawę jeśli cenimy sobie mobilność sama dobra kurtka wystarczy, bez potrzeby noszenia plecaka, lecz jakoś wolę mieć ze sobą jakiś prowiant i ciepłą herbatkę.
Podbieraków na rynku mamy wiele. Najbardziej znaną marką jest Salix Alba. Wybierając podbierak, oprócz patrzenia na odpowiednie wymiary, patrzę na to aby „pływał”, jak i na jego zapięcie. Osobiście przerobiłem swój podbierak, uzbrajając go w magnez. Tradycyjne zapięcie na klips w moim mniemaniu nie zdaję rezultatu.
Najwięcej ciepła ucieka nam przez głowę. Przewiane uszy nie byłby raczej miła pamiątką po rybach. Musimy mieć dobrą czapkę. Nie jakąś letnią z daszkiem, tylko taką z prawdziwego zdarzenia. Już lepiej wydać te trzydzieści złotych na czapkę ze sklepu trekingowego i mieć ja na lata, niż kupić jakiś wynalazek którego nie będziemy mogli nawet wyprać.
Niektórzy, szczególnie wędkarze łowiący na muchę, dla których liczy się odległość używają kijków do brodzenia. Na pewno zapewni nam to jakiś dodatkowy komfort i punkty do bezpieczeństwa, jednak ja osobiście nie używam.
Sprzęt :
Wędzisko
Tak naprawdę wielu wędkarzy na temat wędek według mnie wydziwia. Większość producentów tak nakręca markieting, żebyśmy posiadali w mieszkaniu całą szafę spiningów. Finał jest taki, że i tak uważamy dwóch, góra trzech a reszta się kurzy. Wędka na troć powinna mieć długość w przedziale 2,75 - 300 m. To wystarczy. Sam używałem jak dotąd trzy metrowego Kongera WC Classic 10-35, którego w tym roku zastąpiła wędka z pracowni 2,75 na blanku Phenix Carabela FX905-2. Tą wędka będzie łowić wszędzie; w morzu, Wiśle, jeziorach, przez co niektóre z moich kijów pewnie będą uczestniczyć w wiosennej wyprzedaży. Producenci proponują kosmiczne ciężary wyrzutowe np. 20-60 gram, co dla mnie jest zabijaniem finezji przy takim wędkowaniu. Kij na morze może być spokojnie delikatniejszy od tego w rzekach. Troć ma tu miejsce się wyszaleć. Dlatego okolice jednej uncji, lub patrząc na gramy 10 - 35 spokojnie wystarczą, a będziemy nimi dalej miotać.
Kołowrotek
Są dwie możliwości. Albo kupujemy kołowrotek za 200 złotych, który rozleci się nam po jednym sezonie, albo kupujemy kołowrotek co do którego producent zapewnia nam ochronę przed słoną wodą. Na ten drugi będziemy musieli wydać przynajmniej tysiaka. Co się bardziej opłaca to kwestia sporna; moim każdy lubuję się w innej rybie. Jeśli jesteśmy zakochani w morskich trociach, będziemy przeznaczać pieniądze na jak najlepszy komfort, jeśli łowimy tam okazjonalnie moim zdaniem kołowrotek klasy Shimano Catana wystarczy. Ja użytkuję Daiwe Luvias 3012. Dla mnie takie kołowrotki są dla spiningistów, którzy naprawdę dbają o sprzęt. Na plaży bardzo łatwo uszkodzić tak precyzyjny mechanizm: chociażby latająca wokół nas słona woda. Najgorszy jest jednak piach. Wyobraźmy sobie sytuację, że udało nam się wyholować dorodną troć i rzucamy wędkę byle gdzie pod przypływem adrenaliny i szukamy aparatu. Po wypuszczeniu ryby może nas spotkać nie miła niespodzianka. Osobiście nie uczę pływać mojego kołowrotka i nie tarzam go w piasku, ale mimo wszystko wszechobecny brud, zawsze trafi gdzieś pod szpulę. Po każdym łowieniu, przemywam obudowę pod kranem, aby opłukać osadzoną sól. Następnie, odkręcam szpulę i zaległe drobinki piasku wydmuchuję za pomocą sprężonego powietrza w sprayu. Co jakiś czas dodaje gdzieniegdzie smaru i czyszczę rolkę kabłąka.
Linka
Tak naprawdę, odkąd zacząłem używać plecionek, nigdy nie zniknęły z moich kabłąków. Używam ich do łowienia wszystkich gatunków. Nawet okoni, gdzie na przypon stosuję żyłkę. Używam uniwersalnej średnicy 0,14. Tutaj dwie ważne uwagi. Po pierwsze musimy mieć dobrze wyregulowany hamulec. Branie morskiej troci to najczęściej nie sandaczowe pstryknięcie, tylko strzał który odczujemy w nadgarstku. Na sztywnym zestawie, musimy zachować jakąś amortyzację podczas zrywów ryby. Druga uwaga, im bardziej zapełniona szpula, tym będziemy oddawać dalsze rzuty. Zatem zachęcam do używania podkładu z żyłki. Jeśli mamy dwie szpulę sprawa jest prosta. Najpierw nawijamy plecionkę, a potem za pomocą węzła zderzakowego, przywiązujemy żyłkę. Nawijamy ją, do póki nie zapełnimy całej szpuli. Teraz bierzemy drugą, i ściągamy nasze linki z tej pierwszej. Efekt jest taki, że żyłka która była na wierzchu teraz jest pod plecionką. Problem pojawia się wtedy gdy mamy japoński kołowrotek, gdzie dystrybutor daję nam tylko jedną szpulę, a dodatkową można zamówić za kilka stów. Ale na to też jest sposób. Robimy tak jak w poprzednim przykładnie. Kiedy żyłkę mamy na wierzchu, musimy znaleźć inny kołowrotek z dwiema szpulami o podobnej wielkości. Przewijamy. Teraz na pierwszej szpuli od drugiego kołowrotka, mamy plecionkę za wierzchu. Bierzemy druga szpulę czego efektem, na wierzchu zostaję żyłka. Teraz z niej przewijamy linki na nasz docelowy kołowrotek i po problemie. Wydaję się to skomplikowane, ale zabieg trwa nie więcej niż dziesięć minut.
Przynęty
W moim pobliskiej sklepie wędkarskim, na przynęty na morskie trocie jest osobny stojak. Dosłownie. Nie wiem, ile musiałbym zbierać, żeby mieć po każdym modelu z bogatej oferty. Wśród wędkarzy najbardziej popularne są długie, wąskie wahadła. Muszą daleko latać i płytko pracować. W zimnych miesiącach, im bardziej drobna praca tym lepiej. Przynęty stosowaną na rzekę nie nadają się w takich warunkach. Firm oferujących takie wyroby jest mnóstwo. Prym wiodą skandynawskie marki, które są tak naprawdę prekursorami. Za wahadło Solvpilen"a zapłacimy jednak, aż 30 złotych. Oczywiście jakość jest bardzo dobra, kotwice VMC i kółka łącznikowe też niezłej jakości, lecz gdy zerwiemy taką blachę to spalimy najczęściej dwa papierosy na brzegu. Ale jeszcze większe będzie nasz zdenerwowanie gdy zainwestujemy pięć złotych, za samorobny produkt, z tak doskonałej jakości, że gdy wrócimy do domu pół pudełka będzie się mienić żółtą rdzą. Nie będę zdradzał producenta, ale naprawdę pod jego adresem z moich ust padło wiele niecenzuralnych słów. W tym roku hitem i moją najskuteczniejszą przynętą są woblery bezsterowe Jaxon"a. W niskiej temperaturze ich praca w opadzie jest nieoceniona. Jednakże, uzbrojenie tej przynęty będzie gwarantować nam sporo spadów. Proponuję zatem pobawić się w deszczowe wieczory i przezbroić nasze przynęty. Nie tylko owe Jaxony, ale też sprawdzajmy na bieżąco ostrość naszego arsenału. Kamieniu i piach to idealne miejsce na stępienie kotwic. Blaszki, które mają skłonność do rdzewienia, zostawiam niekiedy na noc w coli.
I ich prowadzenie..
Każdy chyba słyszał o opadzie. Nie porównujcie tej metody jedynie z sandaczem. Każdy drapieżnik, szczególnie w bardziej ospałych porach roku, zaatakuje ofiarę słabszą, aby tracić jak najmniej energii. Taka natura i chyba każdy potrafi to zrozumieć. W tym roku, wczesną wiosną najwięcej brań odnotowałem właśnie w czasie opadania przynęty. Oczywiście troć reaguję na różne techniki prowadzenia. Jedni ciągną wąskie wahadła w tempie szybszym niż boleniowym, że aż chcą wyskoczyć z wody. Ta technika jak najbardziej się sprawdza, ale podczas aktywnego żerowania ryb. Sami na nad wodą powinniśmy zweryfikować, na co rybki reagują najbardziej. Dobrze zaciągnąć języka u miejscowych. Jeśli uda nam się zaciąć morskie sreberko, będziemy mieli niebywałą satysfakcję świadczącą o tym, że wszystko co sobie zaplanowaliśmy zrobiliśmy dobrze.
Pozdrawiam
Bartek