Trolling – moja przygoda
Tomasz Grzejdak (rademenes)
2008-12-04
Swoją przygodę z trollingiem zacząłem kilka lat temu, łowię głównie na jeziorach typu sielawowego, bo tam jest szansa na naprawdę duże okazy. Trolling każdemu kojarzy się z monotonnym pływaniem i czekaniem, aż coś się samemu uczepi, ale zapewniam was, że jest w grubym błędzie, bo to nie taka prosta sprawa. Bywa, że są dni kiedy bierze na wszystko co się rusza, ale częściej trzeba się napracować, by coś złowić, tzn. pływamy zmiennym tempem, często przyspieszamy, by po chwili zwolnić, podrywamy przynętę do góry czy też opuszczamy bliżej dna.
Moimi ulubionymi przynętami są wielkie rippery czy sporej wielkości woblery, których trzeba mieć spory zapas, bo te które schodzą na ponad 10m i te, które pracują do 1 metra, często się zdarza, że szczupaki żerujące na dużych głębinach wiszą tuż pod powierzchnią. Cały czas próbujemy czegoś nowego, by sprowokować ryby do brania, często zaskakują nas szczupaki, bo czasem biorą w najmniej spodziewanym momencie, jest to dla nas wskazówka na przyszłość.
Najciekawszymi miejscami są okolice górek czy też spady, czyli typowe miejsca, ale wymagają cierpliwości, co wcale nas nie zniechęca nawet wtedy gdy kilka razy z rzędu wracamy bez brania.W tym roku połowiliśmy z kolegami Jasiem i Krzysztofem naprawdę sporo dużych okazów i tu apel - wypuszczajcie złowione spore okazy, bo do jedzenia się nie nadają, a większy pożytek z nich będzie, gdy wiosną złożą ikrę.