Zaloguj się do konta

Trotka na darowanego woblera

W roku 2011 jednym z moich noworocznych postanowień było polowanie na troć. Mieszkam w pobliżu rzeki Raduni do której te piękne, silne ryby wchodzą na tarło. Początek roku miałem raczej mało pracowity, więc każda wolna chwilę spędzałem nad rzeką. Brak doświadczenia w połowie troci nadrabiałem czasem spędzonym nad wodą. Powstrzymać mnie mogła tylko kra, która czasem spływając rzeką skutecznie uniemożliwiała łowienie. 

Oczywiście wykorzystywałem każdą sytuację żeby zwiększyć (czysto teoretycznie) swoją szansę na złowienie troci, co w praktyce oznaczało dopytywanie się o wszystkie szczegóły napotykanych nad wodą łowców tych ryb. Na jednej z moich wypraw nad Radunię zaczepiłem jednego z wędkarzy klasycznym pytaniem o efekty dzisiejszego łowienia. Po chwili okazało się że ów łowca bardzo chętnie dzieli się z innymi swoją rozległą wiedzą na temat łowienia Troci. Opowiedział mi o dobrych miejscówkach, o rybach które udało mu się przechytrzyć i na koniec pokazał mi swoje pudełko z przynętami. Miał tam sporo woblerów, które jak mi powiedział produkuje jego kolega pochodzący z Gniewa. Podobno bardzo dobrze się sprawdzały na Wierzycy, więc nabył ich sporą ilość i teraz wpadł nad Radunię żeby je przetestować. 

Gdy pokazałem mu swoje przynęty pokręcił głową i powiedział „dla mnie za jasno, wolę ciemniejsze kolory, bardziej naturalne” . Cóż – pomyślałem – trzeba będzie poszukać po sklepach wędkarskich i poszedłem na miejscówkę powyżej. Po dłuższej chwili mój rozmówca podszedł do mnie i wręczył mi woblera, jednego z tych z Gniewa. Masz – powiedział – dla mnie za jasny a ty widzę że łowisz na takie. Ładnie podziękowałem i od razu wyciągnąłem z plecaka pudełko z kotwicami i kółkami łącznikowymi celem uzbrojenia mojej nowej zabawki. Po raz pierwszy w moje ręce trafiła przynęta wykonana ręcznie, przez doświadczonego wędkarza, dedykowana na konkretny gatunek ryby. Wobler był zielony na grzbiecie, brzuch miał koloru żółtego z pomarańczowym akcentem pod sterem. Zdążyłem jeszcze powiedzieć mu że jest dobrze wyregulowany i rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę.


Kilka dni później umówiłem się z Minusem na kolejny wypad nad Radunię. Była Niedziela, 06 marca. Zaczęliśmy łowić powyżej słynnej pruszczańskiej „eski” , czyli dwóch ciasnych zakrętów z głęboką rynną biegnącą przy brzegu. Schodziliśmy coraz niżej „biczując wodę” nie notując żadnego kontaktu z rybą. Z zegarmistrzowską dokładnością i uporem maniaka obławialiśmy miejsca w których często padały ryby i nic… próbowaliśmy na wobki, wahadła, obrotówki i dalej nic… Postanowiliśmy się rozdzielić i Minus kontynuował łowienie na lewym brzegu a ja przeszedłem na prawy. Schodząc coraz niżej minęliśmy najbardziej atrakcyjne miejsca i doszliśmy w okolice „plaży”. Miejsce mało ciekawe wędkarsko, swoją nazwę zawdzięcza roli miejskiego kąpieliska. Kilkadziesiąt metrów poniżej wspomnianej „plaży” brzegi Raduni zostały uregulowane betonowymi opaskami, rzeka się nieco zwęża a nurt nieco przyspiesza. Kiedy doszedłem do tego miejsca postanowiłem jeszcze raz spróbować na mojego „darowanego” wobka. 

Wypatrzyłem nieco głębsze miejsce na środku rzeki, rzuciłem pod drugi brzeg, nieco pod skosem i na napiętej żyłce wprowadziłem przynętę nad spodziewaną kryjówkę troci. Praca woblera była doskonale wyczuwana na kiju, ale nagle poczułem lekkie puknięcie i coś ją zgasiło. Po chwili zobaczyłem na powierzchni wielki wir i sporą mieniącą się kolorami brązu rybę przewalającą się na bok. W pierwszej fazie, ryba próbowała się uwolnić kręcąc „młynki” to w lewą, to w prawą stronę wyginając mój kijek (do 30 Gram) aż do dolnika, jednak już po chwili skapitulowała i dała się podciągnąć do miejsca gdzie mogłem ją bezpiecznie podebrać ręką. Schodzące po miłosnych igraszkach trocie, czyli kelty, nie są tak waleczne jak srebrniaki (czyli ryby które w dobrej kondycji wchodzą do rzek) więc hol nie trwał przesadnie długo.


Ryba miała równo 70 cm długości i ważyła 3,2 kg. Trud i upór został wynagrodzony piękną rybą, do tego złowioną na podarowany mi niedawno wobler . Dzięki Ci kolego, któryś obdarował mnie tym cudeńkiem. Mam nadzieję że spotkam Cię kiedyś nad wodą i będę mógł się pochwalić moim małym sukcesem.

Edit 2013 – Poznałem kolegę o którym mowa powyżej. Ma na imię Łukasz i od pewnego czasu jest moim wędkarskim kompanem. Robi kapitalne wyczepiacze przynęt, a ostatnio także swoje własne woblery na które już padły pierwsze ryby. Oczywiście mam już kilka w swoim pudełku.

Opinie (8)

aszlachcic1991

Gratuluję pięknej troci! Przyznam, że z zaciekawieniem czytałam Pana artykuł, jak miło wiedzieć że są tacy wędkarze. Bo w moich stronach często wędkarz wędkarzowi wilkiem- raczej zazdrość i rywalizacja. Jak przyjedzie się nad rzekę zapyta czy bierze coś, to każdy odburknie, wrogim spojrzeniem itp. A jak się coś złowi to już wogule jest zazdrość i głupie dogaduszki. Podziwiam obu Panów i proszę pozdrowić ode mnie tego Pana co darował woblera:) Wędkrze muszą się trzymać razem. Jak nie my to kto? Pozdrawiam, Ciągnijcie tam oby więcej:):):) [2014-03-16 23:45]

marciin 2424

Gratuluję zdobyczy i życzę Jak najwięcej wypadów nad wodę ukoronowanych pięknymi zdobyczami. Fajny wpis:) ***** [2014-03-17 08:26]

kamil11269

Gratuluję pięknej zdobyczy :) Musiała być walka :) [2014-03-17 14:55]

rafalski06

Brawo gratuluje zdobyczy Radunia potrafi zaskoczyć. ***** pozdrawiam z górnego odcinka. [2014-03-17 17:06]

kostekmar

Wielkie gratki!!! Zawsze bywa tak, że na to się dostanie to ryba się uwiesi. Ja zacząłem tegoroczny sezon na Raduni, ale bez efektów!!! Taka to już nasza wędkarska dola. Zostawiam piątala i połamania. Znam kilku wędkarzy z Pruszcza ;-) [2014-03-17 18:18]

rafal-idler

Gratulacje udanej wyprawy! Piękna trotka :) [2014-03-18 18:18]

okiem_sandacza

Widz [2014-03-24 13:44]

okiem_sandacza

Widze,że z PPW koledzy:) [2014-03-24 13:46]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…