Trzy metry sierpniowego szczęścia
Adam Chojnacki (Chojny83)
2011-09-08
Pierwszy rekord padł 27.07. Łowimy zawsze od świtu do godzinki maxymalnie 12tej. Po wielogodzinnej „lipie” ustawiam łódź na naszej bankówce i co? Dalej „LIPA” Kolega Tomek zaczął już troszkę marudzić, ja zresztą też. Zawsze udawało Nam się wyciągnąć parę szczupaczków,a tu co? Mam spłynąć o przysłowiowym „kiju”? Nie liczę oczywiście paru okonków i szczupaczków do 60 cm... Dla Nas to już za mało:) Kątem oka widzę, że Tomek zakłada swoją magiczną rybkę i myślę sobie: „No teraz to będzie się działo” I rzeczywiście zaraz po rzucie, Tomek mówi: „Ty mam coś dziwnego” Ja patrze i nie mogę uwierzyć, ryba chodzi bardzo powoli i cały czas przy dnie. Mówię: „Może trafiłeś jakiegoś Lecha za bok”, Tomek stwierdził, że całkiem możliwe, ale po pięciu minutach siłowania się z rybą już wiedzieliśmy, że będzie to może wykrakana metrówka. Hol trwał w najlepsze, a ja przeskakiwałem z nagi na nogę czekając aż będę mógł podebrać rybkę. Gdy w końcu się pokazała, radości i nerwów było co niemiara. Już wtedy byliśmy pewni, że szczupak ma ponad metr... Pierwsza próba podebrania szczupak pod skrzela nie powiodła się, bo szczupaczek tak zacisnął skrzela, że moje palce się z nich wyśliznęły. Drugim razem chwyt był pewny i udało mi się go wciągnąć do łódki. Radości było co niemiara! Szybkie gratulacje, mierzenia, zdjęcia i szczupaczek już pływa w wodzie... „Płyń i rośnij!” padł okrzyk z mych ust. Szczupak miał 107cm, więc metr osiągnięty. Kolega jeszcze stwierdził: „Ale krótko trwał ten hol”, a ja „Chyba sobie żartujesz, trwał z 15 minut!” Tomek bardzo się zdziwił, trzeba mu to wybaczyć przecież cały czas kontrolował sytuację... Tak o to padła pierwsza Nasza metrówka. Tego dnia już nie musieliśmy łowić:)
Drugi rekord padł 13.08. Sytuacja całkiem podobna, przez dłuższy czas „Lipka” Tylko zębate do 60cm. A gdzie te siedemdziesiątaki, których tak dużo łapaliśmy??? Potopiły się czy co?
Na wędkę z plecionką postanowiłem założyć Tomkowego killera... Drugi rzut, opad, podbicie i jest branie! Zacinam, ryba muruje, idzie po dnie i spina się. Mówię do Tomka: „Chyba miałem jakiegoś klocka” On tylko zaśmiał się pod nosem. Myśląc sobie, że może rozdrażniłem jakąś bestię, zmieniam wędkę i rzucam w to samo miejsce. W trzecim rzucie potężne uderzenia i jest! Mówię do kolegi, że mam sporą rybkę. Kolega zwija swój sprzęt i oczekuje na przeciwnika. Ja martwię się, że znowu trafiam sporą rybę na okoniowy zestaw. Po ok. pięciu minutach zauważam zębatego i mówię, że musi mieć metr. Tomek tylko się zaśmiał i powiedział: „Najpierw go wyciągnij na ten kijaszek, to wtedy pogadamy” Hol wbrew oczekiwaniom nie trwał długo (jak się później okazało to było tylko moje wrażenia) Kompan chwytem pod skrzela wyjął Zębatego na pokład. Szybkie mierzenia „Równy metr” padło hasło z ust Toma. Ale radość, jest pierwsza metrówka! Z drżącymi rękoma szybkie zdjęcia i puszczam szczupaczka wolno. „Płyń i rośnij”, pomyślałem:)
Trzeci rekord padł tydzień później, czyli 20.08. Tego dnia niestety Tomek odmówił wyprawy, a ja jakoś nie miałem ochoty pływać z kim innym więc na rybki wybrałem się sam... Dzień zaczął się całkiem fajnie, bo z samego rana trafiłem sandaczyka, takiego z 65cm, później uciekł mi szczupaczek taki z siedemdziesiąt kilka centymetrów. Gdy napłynąłem na Naszą miejscówkę pomyślałem „koniec z drobnicą, pora zabierać się za Mamuśki” Na wędkę typowo szczupakową założyłem największego Twistera jakiego miałem i rzucam. Może z dziesiąty rzut, potężne uderzenie podczas opadu, zacięcie i jest! Od razu byłem pewien, że to duża sztuka. Tylko jestem sam, jak sobie poradzę? Jak się później okazało, hol nie trwał długo (a może mi się wydawało:)) Sprawne użycie podbieraka i Zębacz był mój! Ale ja się cieszyłem! Wiedziałem, że jest większy od poprzednika. Szybki telefon do żony, żeby wzięła mojego Synka (ma trzy miesiące), aparat i szybko do mnie przyjechała. W międzyczasie mierzenie, 103cm, a więc rekord pobity. Nie mogłem uwierzyć, że w przeciągu tygodnia trafiłem dwie metrówki. Gdy żona przyjechała, podpłynąłem do brzegu, szybka sesja zdjęciowa i szczupaczek sobie popłynął. Ponownie z uśmiechem na twarzy pomyślałem „Płyń i rośnij”
Czwarty i piąty rekord? A może szósty i siódmy? 28.08 ponownie wybraliśmy się z Tomkiem nad nasze jeziorko. Dzień nie zapowiadał się zbyt owocnie, aż do momentu gdy napłynęliśmy nad Naszą nowo odkrytą podwodną łąkę. Tom macha na swojego szczupakowego killer. Ja na zmiany. W pewnym momencie Tomek zacina! Bardzo energiczny i żywiołowy hol i okoń 42 cm ląduje w łodzi. Kolejny rekord pobity! Radość wielka, bo takie okonie niezmiernie cieszą oko... Szybka fotka i ryba wraca do wody. Po tym zdarzeniu oboje zmieniamy wędki na okoniówki. Po chwili Tomek zacina, ryba muruje do dna i spinka. „Dziwne to było stwierdził Tom”
Nie mija minuta jak ja zacinam coś dziwnego... Ryba chodzi to na lewo, to na prawo i nie mogę jej oderwać od dna. Po ok. pięciu minutach mam ją koło łódki, ale ryba ani myśli żeby się pokazać. Cienka żyłeczka jak i kołowrotek zaczynają sobie grać piękną muzyczkę. A ja myślę sobie czemu mam takiego pecha i zawsze muszę zaciąć jakąś sporą rybkę na okoniową wędke. Po około 10 minutach i trzech kółkach wkoło łodzi udało mi się w końcu oderwać rybę od dna. Byłem pewien, że to szczupak mojego życia, a tu na końcu wędki walczył o życie Sum! Jeszcze chwila i był w podbieraku. Mój pierwszy w życiu sum! Czyli jakby nie patrzeć rekord:) Ale ja się cieszyłem... Nawet nie miałem pojęcia, że takiej wielkości sum, to taka ładna ryba... Suma niestety zabrałem do domu, bo zawsze chciałem go zjeść, a ten przecież nie należał do gigantów. Miał 106cm. Cieszyliśmy się niezmiernie z tak fajnego dnia, ale to nie był jeszcze koniec... Nie minęło dziesięć minut jak mój kompan zacina sporą rybkę. Po krótszym już holu (po złapaniu przeze mnie suma, kompan zmienił wędkę na szczupakową) Tom wyciąga kolejnego suma. Ten miał 103cm. Po tej akcji nasze apetyty urosły, ale niestety musieliśmy już spływać do domu. Ale miesiąc pomyślałem sobie... Ale to nie był jeszcze koniec bicia rekordów. 04.09. ponownie wybraliśmy się na rybki i tym razem ja trafiłem okonia, też 42cm. Szybka fotka i nadzieja, że za rok będzie już większy... Dodam, że ten okoń ucieszył mnie najbardziej bo ok kilku lat nie mogłem przekroczyć magicznej granicy 40cm. Było ich dużo ale największe miały właśnie 40cm i ani milimetra więcej:)
Pozdrawiam wszystkich miłośników wędkarstwa i zachęcam do wypuszczania złowionych okazów!