Tuning przynęt czyli... poprawić fabrykę
d. k. (luxxxis)
2016-03-06
Wszystko można poprawić---mawiał mój majster od nauki zawodu,był niekwestionowanym mistrzem w sieganiu po niekonwencjonalne pomysły gdy "życie "postawiało go czasem pod ścianą,kiedyś gdy przy zbijaniu mebli u klienta zabrakło mu trzech kołków powbijał ołówki w bok szafy i sklepał całość.
Jak się ma montaż mebli do wędkarstwa? ano ma....gdyż chodzi o "inne"podejście do tematu,do ruszenia głową i próbę wydostania maksimum z pewnych rzeczy ---w tym wypadku przynęt spinningowych.
Przeciętny spinningista kupując czy to gumę,blachę,czy enty wobler dostaje od producenta powiedzmy 50 procent realnej wartości bojowej danego wabika,zabiera go nad wodę i w zasadzie przypadek sprawia że ten nasz wabik wchodzi w skład grupy killerów bądż legnie w oddzielnej przegrodzie tych "normalnych" z rzadka dających rybę.
Leży tak bidula x lat i czeka na swoją kolej,na swoją wodę i warunki,często kończy żywot i zostaje zgubiony czy też w desperackim rzucie zawisa na gałęzi...
U mnie jest inaczej za sprawą majstra,we wszystkim widzę potencjał,poprawiam fabrykę,przerabiam wszystko,staram się nadać rzeczy nowe życie czy podkręcić na maksa te umowne 50procent,taki overlocking,lift czy jak to nazwać,wiele z tych zabiegów jest banalnych,znanych,inne mniej .
W tym wpisie właśnie chciałbym przypomnieć o niektórych z nich,może komuś się przydadzą,może ktoś już zapomniał o nich,może jakiś młody adept dzięki nim wytarmosi rybę życia....
Tak więc jedziemy...na pierwszy strzał idą popularne gumy--kopyta,rippery i wszystkie te które nie bardzo chcą zamiatać ogonem .
Do poprawy ich pracy bierzemy jakąś sztywna rurkę,wkład od starego długopisu zenith,ułamaną antenę z radia,kawałek składowej wędki-cokolwiek byle średnicę miało odpowiednią,powiedzmy z 6mm .
Kładziemy wredne gumisko na czymś ,kolanie,ławce pontonu,ba nawet na dłoni i przyciskając naszą rurkę wycinamy otwory w nasadzie ogona,wpierw 2,3 i próba wody,nie działa dobrze? dobijamy jeszcze jeden albo zmieniamy miejsce i dziurkujemy na ogonie---patrz zdjęcia,gumom typu longinus czyli węziutkim pomaga zlanie nasady wrzatkiem w domu,sekundę,zmienia to gęstość silikonu niekiedy i ten staje się bardziej miękki.
Guma chodzi już jak burza,co zrobić aby ją dozbroić? to też proste,bierzemy agrafkę z kretlikiem,jakiś haczyk z drutu,nakładamy krętlik na hak,zsuwamy po kolanku na dół ,nasz drucikowy hak wbijamy od dołu gumy i wystawiamy w miejscu gdzie wychodzi hak od jiga,łapiemy nim agrafkę i wciagamy poprawiając ułożenie paluchami.
Z dołu teraz mamy agrafkę a do niej można przypiąć kotwicę i tarmosić esoxy,dozbrojka ta jest chyba najprostszą z możliwych a zarazem pewną bo spadów mamy mniej a gdy kotwica nam się znudzi to poprostu ją odpinamy.
Kolejny zabieg to uzyskanie "innej "pracy gumy,innej w sensie odmiennej od stosowanej przez konkurencję na hakach jigowych,my naszą zbroimy od dołu kotwicą na stelażu oczko---oczko (patrz wpis softem inaczej) a obciążenie dopinamy z przodu.
Różnica? kolosalna...tak zbrojona licha nawet guma zapier...la aż trzeszczy,lusterkuje jak szalona ,mi ten patent się sprawdza i niewiele zachodu trzeba aby sprawdzić go u was.
Wszędzie gryzie w oczy ocet,zapach silikonu,odpuszczmy więc ustrojstwu bierzmy się za obrotówki...:)
Tu już niestety mamy inny "level" gorszy i nie zawsze pomocny,bywa że jedyną receptą jest "przewinięcie" obrotówki na inny drut z innymi podzespołami lecz wpier parę pierdołów można wobec niej zastosować.
Tak więc zaczynamy---obrotówki których listki,skrzydełka "kleją" się do korpusu są zbyt głeboko bite---małe cążki i ściśnięcie z wyczuciem w połowie zmienia te proporcje---próba wody i do skutku,dodatkowo jej "start" mozna ciut przyspieszyć---cażkami leciutko podginamy w górę listek w miejscu gdzie jest strzemiączko--z wyczuciem jak diabli.
Listki które "szeroko" kręcą się ,za szeroko,wprawiają całość w wirowanie i skręcają linki,te "gasimy" delikatnie podginając boki skrzydełka do środka bądż na lini ---dziura od strzemiączka ---środek dołu łapiemy cążkami i delikatnie zginamu ku środkowi,pomocne też bywa podgięcie całości w miejscu strzemiączka---jak wyżej.
Moją zmorą były zawsze blachy typu Lusox...a konkretnie ich złośliwość w łapaniu skrzydła za przypon,da się to ciut zminimalizować plecionką którą owijamy drut stelaża z 3 mm od strzemiączka aż do oczka zaczepowego,nawój ten traktujemy paluchem i "superglutem" aby lepiej się trzymał.
Jeśli chodzi o obrotówki to tym którzy lubia się bawić ciut dłużej polecam przewiniecie błystki ,skrócenie korpusu o 1 cm ,a w miejscu gdzie powinna być kotwica o dodanie kretlika z agrafką---takie mocowanie kotwicy o niebo lepiej wpływa na pracę przynęty,daje mozliwość wymiany i roboty w trybie "combo" ---patrz softem inaczej.
Dodatkowo w temacie obrotówek zauważyłem pewną ciekawostkę---dodanie równomiernie chwosta sprawia że blacha bardziej się stabilizuje i mniej jest podatna na skręcanie linki.
Skoro jesteśmy w dziale żelaznym wspomnieć należy o wachadełkach,tu szału ni ma,toporne kawały pancerza jak z RUDEGO 102 ciężko poprawić,co najwyżej można pokusić się o uzyskanie "inności" w pracy tak więc;--blachy ostro kolebiace się wokół własnej osi---mors---łatwo gasi spory chwost,wymusza on inną pracę a ta często bywa strzałem w dyszkę na rozdeptanej wodzie i w miejscu gdzie przed chwilą suneło sto innych ,takich samych morsów.
Blacha klasyk,moja ulubiona,killer na esoxa---Kalewa,królowa jesiennych łowów....
Kilka lat temu natknałem się w sieci na patent,zastosowałem go,parokrotnie mnie zadziwił,otóż: potrzebne nam będą wiertarka i wierło "4" bądż "6" -tka,blachę trzymamy w uchwycie-imadle,kombinerkach czy czymś podobnym i na jednej stronie u jej dołu nawiercamy tuz przy krawędzi z dwa ,trzy otwory na wylot.Brak mi tu "na stanie " takowej więc selfie nie będzie i liczę na waszą wyobrażnię.
U dołu to dla mnie znaczy od dolnej dziury gdzie oczko i kotwica do jej połowy wysokości,ten kawałek na" łoko" dzielimy sobie na równe odległości i robimy rzeczone dziury.
Co nam to daje? tak spreparowana blacha inaczej się wykłada,nierównomiernie,wielokrotnie po obłowieniu miejscówki normalną kalewą,bez liftu,zakładałem tą wierconą i dawała ryby którym tamta nie podołała.
Woblery,tu podobnie jak wyżej,niewiele zdziałamy bez "poważnych" zabiegów ,kilka jednak mozna uczynić bez ingerencji zbytniej w konstrukcję---poprawa pracy,jeśli wobek się wykłada na jakąś stronę,przeginamy delikatnie oczko zaczepowe w drugą mańkę---
próba wody i do skutku.
Gdy chcemy zaostrzyć jego pracę---delikatnie oczko zaczepowe w dół podginamy,w stosunku do osi wabika i mocowania,gdy odwrotnie nam się marzy bo wobek za bardzo się"telepie" to "gasimy" gada przeginając oczko w górę---próba wody.
Jeśli mamy kilka takich samych modeli warto w moim mniemaniu o zróznicowanie ich pracy i modyfikację steru,często tak robię i bywa że cuda osiagam.
Przycięcie steru sprawi że wobek się uspokoi i pójdzie ciut płycej,agresji doda mu oczko w dół a praca na innej głębokości będzie,w wobkach typu minnow dobre "inności" w pracy daje przewężenie steru w miejscu wyjścia z ryjka,ja robię to zawsze nad wodą,na agrafce i sprawdzam po każdej próbie.
Stery przycinam zwykłą obcinaczką do paznokci,zwężam nożykiem do tapet,a po całej akcji jak już mi pasuje krawędzie z lekka papierkiem traktuję.
Opisane wyżej zabiegi są często tylko drobnymi detalami co mają wyszczególnić nasze przynety na tle konkurencyjnych,diabeł jednak tkwi w szczegółach,kto smaruje---ten jedzie.
Nie wszystko jest jak należy,brak wszystkich zdjęć,odwołuję się do wyobrażni,w razie W --moje pw
Warto czasami usiąść,poświęcić parę chwil a być może woda ożyje,tego wam wszystkim życzę.
Pozdrawiam.
Daniel Luxxxis Kruzicki