Zaloguj się do konta

Turlanie się żab!


Już niedługo z zimowego letargu obudzą się pierwsze żaby i pchane odwiecznym instynktem powędrują wprost nad pstrągowe rzeki. Tu w zimnej wodzie będą jeszcze odrętwiałe, mało ruchliwe i staną się łatwą zdobyczą dla wygłodniałych pstrągów. Kto w tym czasie spróbuje łowienia na imitację żaby, szybko przekona się, jak szczodra może być marcowa woda.



Pamiętam wyprawę sprzed lat i pierwsze branie na imitację płaza. Dzień już się kończył, w nogach miałem pewnie z dziesięć kilometrów i żadnego kontaktu z rybą, byłem głodny i zmęczony. Myślałem tylko o tym, że autobus mam dopiero za godzinę, a za trzy dotrę do domu. Łowić mi się już nie chciało, do przystanku było zaledwie 200 metrów. Pozostały czas postanowiłem wykorzystać na „ustawienie” kilku nowych woblerów. W pudełku oprócz woblerów miałem dwie brązowe żaby Mann’sa. W tamtym czasie przynęty zupełnie mi obce. Kupione z przeceny i nigdy nieużywane.

Postanowiłem sprawdzić, jak taka sztuczna żabka zachowuje się w wodzie. To może być ciekawe doświadczenie. Próba trwała krótko. Rzuciłem przynętę pod prąd, na najbliższą łatę jasnego dna. Odruchowo wyhamowałem jej lot, żeby nie pacnęła w wodę zbyt głośno. Zanim wybrałem luz żyłki, żaba opadła na dno i przetoczyła się po nim ze dwadzieścia, może trzydzieści centymetrów. Tylko tyle, bo z niepozornego podmycia pod przeciwnym brzegiem wypłynął wielki pstrągal i pożarł moją przynętę. Mimo zaskoczenia zaciąłem w tempo i poczułem wygięcie kija aż do rękojeści. Potem było gwałtowne odejście, wizg hamulca i ciche pstryknięcie żyłki pękającej na podwodnym kołku. Ponadsześćdziesięciocentymetrowa kropkowana torpeda z triumfem się oddaliła. Tego dnia miałem jeszcze dwa ładne pstrągi, mierzące ponad 40 cm, sześć albo siedem brań i kilka wyjść.

Imitacja żaby na kilka następnych tygodni stała się moją główną przynętą. Ponieważ nie miałem żadnego doświadczenia, na następnych wyprawach zacząłem robić przeróżne testy z techniką prowadzenia i obciążaniem przynęt, a także uważnie obserwowałem żywe żaby. Raz nawet widziałem udany pstrągowy atak.

Przez kilka sezonów zdobyłem sporo wiedzy i przekonałem się, że skuteczne łowienie pstrągów na żabę wymaga wprawy i nieustannej koncentracji. Zauważyłem, że wczesną wiosną, kiedy woda jest jeszcze zimna, żaby pełzają po dnie lub są bezwładnie toczone z nurtem. Dlatego moja pierwsza zasada łowienia na żabę, jaką sobie wtedy ustaliłem, brzmi do dzisiaj: „trzymaj żabę przy dnie”. Natomiast druga i trzecia dają się opisać tak – przy łowieniu pod prąd: „wolniej, wolniej, jeszcze wolniej”, i przy łowieniu z prądem: „równo z nurtem”.

Dzięki konsekwentnemu stosowaniu tych reguł miałem przyjemność bliższego poznania się z kilkoma ładnymi pstrągami. Raz wygrywały pstrągi, a raz ja. Faktem jest jednak, że nikt przy tym życia nie stracił.

Stosuję trzy sposoby prezentacji żab w zależności od specyfiki łowiska. Na wolnych prostkach rzucam pod prąd i sprowadzam przynętę na napiętej żyłce równo z prędkością nurtu. Każde zatrzymanie przynęty to potencjalne branie i trzeba zacinać.

Obciążenie przynęty nie może być duże, żeby żaba turlała się w naturalny sposób po dnie. Niestety, na większych „zaczepowych” rzekach stosowanie tej metody wiąże się z dużymi stratami przynęt. Jeśli prostka kończy się dołkiem i uda mi się wturlać tam żabkę, czekam 1–2 sekundy i zacinam w ciemno. Jeśli dołek jest zamieszkany, pstrąg nie przepuści takiego kąska, który sam wpływa mu do pyska.

Ściąganie żaby pod prąd rzadko jest efektywne. Dlatego na szybszych odcinkach rzeki warto zastosować łowienie w odwrotnym kierunku. Nazywam ten sposób „wypuszczaniem płaza”. Robię to tak: rzucam z nurtem niezbyt daleko od siebie i pozwalam przynęcie opaść na dno na naprężonej żyłce. Potem delikatnie podnoszę szczytówkę, odrywam żabę od dna i pozwalam jej nieco spłynąć. Całą operację powtarzam 2–3 razy i kończę w rejonie podmycia, gdzie spodziewam się ataku pstrąga. W tej metodzie również trzeba utrzymywać napiętą żyłkę, gdyż każde jej poluzowanie może okazać się braniem. Przynętę prowadzę przy stale otwartym kabłąku kołowrotka, przytrzymując żyłkę palcem. Pewnie mógłbym wyłączyć blokadę korbki i kręcić w odwrotną stronę, ale nauczyłem się inaczej, i już tak zostało.

Pstrąg złowiony na żabę

Ciekawym sposobem i najłatwiejszym do opanowania jest łowienie po łuku. Metoda nie różni się zbytnio od klasycznego łowienia woblerem, chociaż na swoje potrzeby wprowadziłem kilka ulepszeń. Jeśli mogę, to nie rzucam żabki w wodę, tylko celuję w drugi brzeg i stamtąd powoli wciągam ją do rzeki (unikam nienaturalnego plusku, który może płoszyć pstrągi). Wyobrażam sobie, że z perspektywy pstrąga wygląda to tak, jakby żaba wpełzała do wody. Często atak następuje bardzo blisko brzegu. Jeśli brania przy brzegu nie było, żaba zaczyna spływać łukiem. Tu znów musi być napięta żyłka! Kiedy nurt uniesie żabę, staram się, aby spływała tak głęboko, jak to tylko możliwe. Często też pochylam szczytówkę, żeby uzyskać lepszy efekt spływania z nurtem. Zauważyłem, że przy tej metodzie brania są gwałtowniejsze, jednak trudniej zaciąć rybę.

Dla mnie (i moich pstrągów) istnieją w zasadzie dwa kolory w różnych odcieniach – brązowy i zielony. Stosuję je przemiennie. Na przedwiośniu nie należy obawiać się, że zastosowana żaba będzie za duża, bo w tym okresie w przyrodzie występują wyłącznie osobniki dorosłe. Z moich obserwacji wynika, że pstrągi równie chętnie atakują wszystkie imitacje żab, zarówno te małe, jak i duże. Łowiąc w marcu metodami, które opisałem, można uzyskać całkiem przyjemne efekty.
A skoro właśnie mamy marzec, wyruszmy nad nasze rzeki poturlać pstrągom żaby!

Opinie (0)

Nie ma jeszcze komentarzy do tego artykułu.

Czytaj więcej