Upór i nagroda
Paweł (PRESTON85)
2015-10-14
Kolejny dzień urlopu a ja raptem 3 razy byłem na rybach.O co chodzi?? Przecież jest jesień, przecież to mój czas na drapieżnika. Czekałem na to cały sezon! Jeszcze nie tak dawno każdą wolną chwilę mogłem spędzać nad ulubionym zalewem i „biczować” wodę w poszukiwaniu drapieżników.
Trochę się zmieniło. Pojawienie się potomka zdecydowanie zmniejsza szanse na pobyt nad wodą….ale nie poddam się. Nie dam satysfakcji tym, którzy mówili „skończy się chodzenie na ryby i dobre czasy…od teraz tylko pieluchy”. NIE!
Piątek 12 dzień po narodzinach potomka „Jadę na ryby!”Trąbię od rana, aby nie było pretensji, że nagle na to wpadłem i stawiam domowników przed faktem dokonanym. Oczywiście wcześniej muszę „zrobić swoje”. Wyskakuję „na miasto” szybkie zakupy dla domowników, aby pod moją nieobecnośćniczego nie zabrakło, gotuję szybki obiad i wypadzik nad wodę.
Wychodzę z domu- masakra jak wieje. Kurde wczoraj była tak fajnie to musiałem zjechać w trybie awaryjnym nie wchodząc nawet do wody „tak sytuacja”. Ja się jednak nie poddaję. Pogoda na „sandała” niezbyt z racji na „balonowanie” plecionki ale cóż. Jak jest czas trzeba korzystać. Drugiej takiej szansy miał nie będę.
Po 5 minutach jestem nad zalewem falka z zachodu. Pamiętam jak kolega mówił ‘Jak nie wieje od wschodu to ryby nie biorą”. Zadziwiające, że w zasięgu wzroku nie mam żadnego wędkarza. Czyżby jakiś zakaz? Czyżby jakieś zawody? Rozglądam się i nie widzę żadnej informacji a zatem idę do wody. Wybieram miejsce, gdzie woda jest dość głęboka, a ostatnio miałem tam kilka szczypnięć sandaczy jednak nie udało się nic zaciąć. Rzucam- taaaaak to jest to. Ja i przyroda. Świst plecionki wybieranej z kołowrotka podczas rzutu i następująca cisza. Nie śpieszę się ze zwijaniem, patrzę- w oddali po prawej 2 dorosłe łabędzie i szarawy młody szukają pokarmu. Stado kaczek pływa beztrosko po mojej lewej, a między nimi ja-najszczęśliwszy wędkarz na świecie. Pierwsze rzuty na „Phantoma” nic nie dają nawet skubnięcia. Zmieniam na cykadę „Spinmad”- nic. „ Blacha” przyszła mi do głowy. Parę rzutów –nic. Kilka kolejnych zmian przynęt bez efektu. Kurde jestem ponad 1,5 h nad wodą i nic, totalnie nic. Telefon od żony. Bądź o 18:00 w domu- zgadzam się bo co mam zrobić. Szybka decyzja-zmieniam miejsce. Idę tam, gdzie ładnie „pasiaki ”kiedyś mi brały a i kilka „kaczodziobów” się trafiło. Idę w kierunku miejsca, które sobie wytyczyłem. Nieustannie rzucam- nic. Docieram na stanowisko-rzucam. Podczas zwijania przynęty natrafiam na opór „niech to….!- zrywam przynętę. Biczuję wodę dalej wieje mi w twarz, wieje mi w plecy, wieje mi wszędzie-ryb nie ma. Czas wracać. Po drodze stwierdzam, że rzucę jeszcze w miejscówce, w której w sierpniu trafiłem na sandacza i to nie małego. Zakładam rippera 8cm, rzut-nic. Ponawiam próbę Podbicie, opuszczenie, ponowny ruch wędziskiem „cyk ”coś jest. Pełnia szczęścia….. ale zaraz, co to może być za ryba. Milion myśli w głowie. Stwierdzam „ mały szczupak” tak delikatnie pociąga, to na pewno ta ryba. Holuję- uwielbiam to wyczekiwanie, kiedy wiem, że na końcu plecionki coś siedzi i nie wiem co . Każda chwila nasuwa kolejne wątpliwości. Może to sandacz, który w pierwszej fazie nie walczy a dopiero obok mnie zacznie swoje tańce. Ryba idzie dość równo, łapię za podbierak i mam go. Okoń!!!??? Kurcze okoń-piękny okoń. Uwielbiam okonie. Wspaniale ubarwione, waleczne, piękne ryby. Mam do nich ogromy szacunek z uwagi na wcześniej wskazaną waleczność, ale i też na ich cechy naturalne. Okoń ma bardzo małe przyrosty roczne stąd taka rybka musiała trochę czasu żyć na świecie zanim osiągnęła wymiar 33 cm. Wyczepiam- a raczej chcę wczepić. Gdzie jest przynęta. Przypon wolframowy kończy się w żołądku nieszczęśnika. Pasiak połknął rippera 8 cm + całą główkę jigową!!! Jestem w szoku. Spróbuję uratować rybę. Po 3-4 minutach udaje mi się wyciągnąć przynętę. Oglądam rybę- nie krwawi. Żołądek ( otwór żołądka wrócił na swoje miejsce)- ryba wydaje się w dobrym stanie choć lekko niedotleniona. Natleniam rybę powolnymi ruchami w wodzie- zwalniam uchwyt rybka odpływa. Piękny widok, ale dla mnie nie ma spokoju, jestem w lekkim stresie obawiając się, czy okonek przeżył kolejny dzień….