Uwierzyć w siebie
Łukasz Kaniuk (kanikadze)
2010-09-29
Po wykonaniu kilku woblerów i wstępnych testach w wannie przychodził moment na sprawdzenie ich w boju… . I tu zaczynał się problem nie z samymi woblerami a z własnym „głupim” przekonaniem, że one są gorsze i nie dając im ani sobie czasu aby się sprawdzić. I w taki sposób owoc własnej pracy lądował gdzieś na dnie pudełka z przynętami rzadko używanymi, tymi rzekomo ”gorszymi”. I w taki to sposób podczas kolejnych odwiedzin w sklepach wędkarskich, sięgałem po coraz to nowe woblery, wydając coraz to więcej pieniędzy.
Aż do momentu gdzie postanowiłem więcej czasu poświęcić na bardziej finezyjne wędkowanie, mianowicie lekkim spinningiem używając małych woblerów. Obserwując nie jednokrotnie wodę nad, którą często bywam liczne stado jazi wygrzewające się na płyciznach. Więc docelowa rybą mojego wędkowania miał być jaź i tak też się stało. Uzbrojony w przeróżnego rodzaju woblery zakupione w sklepie postanowiłem osiągnąć swój cel. Niestety samo nastawienie to nie wszystko…rzeczywistość okazała się zupełnie inna, niby mam tyle różnych woblerów a tu nic, brak efektów nawet brania, nawet zainteresowania. Tak tez było gdy przynęta była przeprowadzana obok nich.
Może i woblery były różnych wielkości, kolorów, pływające, tonące prowadzone w różnym tempie ale to i tak nie przynosiło żadnych efektów. Woblery w większości kupowane w sklepach to po prostu masówka i prawie wszystkie pracują podobnie. Wszyscy wiemy, że jeżeli ryba zostanie raz czy drugi ukuta to jest ostrożniejsza i coraz trudniej ją skusić. Tak też było w moim przypadku, aż do momentu kiedy postanowiłem „po raz ostatni” ponownie własnoręcznie wykonać kilka woblerów. Przeglądając różnego rodzaju porady metody techniki jak je wykonać.
Po przestudiowaniu kilku sposobów, zapożyczeniu różnych pomysłów przystąpiłem do działania. Zabrałem się do wykonania kształtu woblery z drewna lipowego, następnie wyszlifowanie, wycięcie rowka przez całą długość woblery i rowka pod ster. Ponownie wyszlifowanie i oklejanie go materiałem przypominającym rybią łuskę, wykonanie stelażu z drutu „dental” 0,7mm, ołów i zaklejenie rowka klejem dwu składnikowym. Po wyschnięciu kleju lekkie przeszlifowanie miejsca klejenia i lakierowanie trzy razy a po wyschnięciu malowanie farbami w aerozolu, wklejanie oczek i jeszcze raz trzykrotne lakierowanie. Po wykonaniu tych czynności pozostało tylko wkleić ster i marsz nad wodę wykonać serię testów. Już nad wodą ostateczne poprawki, lekkie przycięcie steru czy też odpowiednie przygięcie oczka.
I tu pierwsze zdziwienie prawie żaden z nich nie pracuje tak samo,(pomyślałem sobie na razie jest dobrze, o to mi chodziło) jeden drobniej drugi bardziej się wychyla itp. A wiec po wstępnych testach zdecydowane postanowienie jutro spróbuje je wypróbować starając się skusić jakąś rybę. I tak tez się stało nazajutrz w dobrym nastroju wybrałem się nad wodę. No to chlup i do wody po kilku rzutach jest puknięcie i na kiju wisi mały okonek (pomyślałem sobie chyba nie są takie złe). Zmieniłem na innego i a trzecim rzucie jest zdecydowane uderzenie, jak się później okazało jaź (jak dotąd życiówka 1,35kg i 46cm). Oprócz tego jazia, złapałem jeszcze kilka jak i również kilka okoni i szczupaczki. Ale nie o wielkość ryb tu chodzi ale o fakt, że złowiłem je na własnoręcznie wykonane przynęty.
Mogę teraz zdecydowanie i z pełnym przekonaniem powiedzieć, że te własnoręcznie wykonane są lepsze a ponadto przynoszą więcej radości z faktu, że nie tylko ładnie wyglądają ale co najważniejsze są łowne. Nie wyobrażam sobie teraz wędkowania innymi woblerami niż własne, i tak to teraz te kupne znalazły się na miejscu tych „gorszych”. A wiec koledzy nie skreślajmy tych własnoręcznie wykonanych przynęt za wcześnie.
Pozdrawiam i życzę połamania.