Zaloguj się do konta

W lipcu nad Nysą Kłodzką

W lipcu nad Nysą Kłodzką
Szeroko rozlana po wyjściu z zakola woda złociła się w blasku słońca, tu zlewała się z powrotem w węższą i głębsza strugę zwalniając znacznie bieg tuż za przyniesionym przez wodę potężnym jesionem podczas powodzi. Tradycyjnie przygotowałem swoja zanętę z chleba, gliny i płatków owsianych, które jak zawsze przy otwieraniu ich opakowania trochę rozsypały się na brzegu. Jeszcze tylko trochę anyżu i cztery kule powędrowały do wody na z góry upatrzoną pozycję. Chwilę potem już sprawdzałem moją sondą typu Boulogne co dzieje się w łowisku. Pierwszy rzut branie i zacięta płoteczka ok. 12 cm. Następny rzut i następna taka sama. Tak przez trzy godziny. Czasem pojawiła się uklejka ale wcale nie większa. A gdzie jazie, leszcze klenie? Słońce stało już prawie w zenicie, powietrze lekko falowało nad odsuniętymi, przyniesionymi tu przez niedawną lipcową powódź rozgrzanymi kamieniami. Na widnokręgu ani jednej chmurki. Wodery mimo, że stałem w wodzie parzyły nawet przez spodnie. Przycichły ptaki i cykady jakby wszystko chwilowo zamarło. Spławik aktywny z rana teraz nie chce się przyniżyć. Przez chwilę jeszcze prowadziły z nim igraszki ważki bardziej zajęte nim niż podtrzymaniem gatunku. Teraz nawet one pochowały się gdzieś w nadbrzeżnej roślinności. Ryby widocznie też zapadły w południowe odrętwienie przestały się spławiać. Opalone na czerwono ręce wykonujące kilka godzin te same ruchy związane z wypinaniem drobnicy i biczowaniem wody zaczynały się lekko buntować przed kolejnymi zarzuceniami wędki, dając odczuć to lekkimi bólami w krzyżu. Większe ryby, na które się nastawiłem z początku nie brały a potem przestały , taki to los wędkarza. Wszystko to oznaczało tylko jedno, że najwyższy czas na przerwę w wędkowaniu. Nawet towarzyszący mi od wczesnych godzin rannych, zbierający w celu porządkowania mojego stanowiska z rozsypanych płatków i okruchów chleba trznadel, też gdzieś się ulotnił i zaszył w cieniu. Pomyślałem, że skoro duże nie biora z rana, to pewnie szykują się do brań na popołudnie i tu się przeliczyły ponieważ przyjechałem tu na cały dzień. Zwinąłem wędkę, rozciągnąłem pod krzakiem koc, kładąc na nim leniwie swoje obolałe w krzyżu cielsko. Najbardziej się ucieszyły się nogi, że nie muszą już dźwigać całego ciężaru oraz, ze wydostały się z woderów na świeże powietrze. Rozłożywszy się przeto na tak wspaniałym łożu jakim było łono natury, wsłuchując się w szmer wody i patrząc w bezchmurne niebo zacząłem rozmyślać. Jak to kiedyś ludzie mieli dobrze. Lasy pełne były zwierzyny płowej, ptactwa łownego i runa leśnego, rzeki pełne ryb. Nie było przemysłu i zanieczyszczeń od produktów spalania, odpadów poprodukcyjnych plastików itd. Mogli wszyscy sobie polować, łowić ryby, jeździć konno. Tylko czasem wojny komplikowały im życie. Było to jednak robione w różnych celach a także w poszukiwaniu przygód, bogactw i sławy.
jazda konna ośrodki
Tak sobie ludzie żyli przez prawie 19 wieków, bez samochodów, telewizorów, radia, telefonów, komórek, Internetu, pralek, lodówek, kosmosu itd. Rozwój przemysłu i postępu w tak krótkim czasie i w takiej skali spowodował głęboką i nagłą interwencję w rządzącą się swoimi prawami naturę, że natura w identyczny sposób zaczęła oddziaływać na człowieka. Tempo życia osiągnęło bardzo wysoki poziom i nikt nie wie gdzie jest punkt krytyczny tego tempa. Ta walka pomiędzy człowiekiem i przyrodą i odwrotnie nadal trwa i nie wiadomo jak się może skończyć? To wszystko razem w pewnym sensie nas przybija i ludzie często nie wytrzymują tego tempa życia. Apatia i marazm nasila się to szczególnie zimą, kiedy to wychodzimy z domu do pracy jest ciemno, wracamy kiedy robi się ciemno, życie codzienne staje się monotonne szare i dni wloką się jak gęsta smoła. Wszyscy czekamy na wiosnę. W pogoni za pieniądzem, awansem, uznaniem w oczach szefa, zmęczeni codziennymi trudami życia społecznego i rodzinnego związanego z wychowaniem i zapewnieniem warunków do życia rodzinnego, czekamy na wolna sobotę, niedzielę czy inny dzień wolny od pracy aby poddać się bez reszty czemuś co jest w nas i ciągle narasta, czasem nawet w sposób od nas niezależny. Jest to pewnego rodzaju miłość, która rodzi się w nas do matki naszej – do Natury. Nie ma dla nas wtedy znaczenia czy jest nów czy pełnia, czy jest słońce, czy deszcz, czy wyż, czy niż, czy kalendarz brań pokazuje dobre, czy złe brania idziemy bo natura nas wzywa! Wzywa nas wędkarzy, ludzi o dużym sercu miłującym jej piękno, urodę, jej cuda i siłę. Myśmy wybrali ją i ona nas wybrała. Miłość wzajemna- ta najszczersza . Znajdziemy więc zawsze jakiś pretekst aby za wszelką cenę znaleźć się na jej łonie.
Staramy się choć na chwilę wyrwać z codzienności szarych ram, szukamy różnych dróg ucieczki od kłopotów, od polityki, od sąsiadów i poddajemy się naszej dewiacji . Bo tak nazywają tą naszą miłość do natury często nasi najbliżsi. Nasza dewiacja to dziewicza wyspa szczęśliwości położona w ciepłym klimacie na morzu fantazji gdzie nasz rybny Eden. Natura uzależniła nas tą miłością od siebie pozwalając nam przetrwać, a my jesteśmy tymi wybranymi, którzy potrafili znaleźć się w odpowiednim czasie na jej łonie i razem w symbiozie się uzależnić od niej. To natura sama spowodowała to, że my jej pragniemy i zaczynamy o nią dbać. My chronimy ją przed degradacją, ona nas przed zawałami, nerwicami, leczy nas ze stresów, podnosi nam adrenalinę, daje znój i odpoczynek. Inteligencja wszak polega na dostosowaniu się do istniejących warunków i sytuacji w każdej chwili i my to cos posiadamy. Wędkarze to bardzo inteligentny gatunek. Tak rozmyślając i tłumacząc sobie obcowanie z naturą zasnąłem słodko. W pewnym momencie dzikusy złapali mnie przywiązali do drzewa ustawili naprzeciw mnie armatę. Ich dzieci kłuły mnie długimi szpikulcami po nogach. Jeden ze starszych podszedł do armaty i wystrzelił w moja stronę. Zobaczyłem błysk i usłyszałem wielki huk. Przerażony otworzyłem oczy. Na moich nogach siedziało kilka komarów kłując niemiłosiernie, a następny błysk i huk uświadomił mi , że to nadciąga wielka burza. Z mojego obiadu pozostało tylko opakowanie zawleczone pomiędzy liście rozłożystego ostu, który świetnie maskował norę w ziemi wskazującą na to, że jest aktualnie zamieszkiwana, przez stworzenie wielkości co najmniej kota. Zdążyłem się spakować i szczęśliwy samochodem ruszyłem w stronę Opola. Był to jak zwykle szczęśliwy jeden z powrotów z nad wody, mimo ze„o kiju”
Janta



jeździectwo

Opinie (12)

rysiek38

patrzac tak na to co mamy dzis za oknem to takie chwile nadchodza wielkimi krokami,zielen i temperaturka pow 20 mysle ze za tydzien !!! [2009-03-28 10:57]

kazik

Nigdy nie byłem nad tą rzeką , ale podobne zdarzenie i mi się zdarzyło . [2009-03-28 20:42]

użytkownik

fajnie te opisałeś , myślę że każdy wyjazd na łono natury daje nam poznać świat z innej strony i zaczerpnąć chwile refleksji, przyroda ma to do siebie że jeden obserwuje drugiego, no a z tymi kanapkami to niestety nieraz tak bywa każdy jest myśliwym każdy walczy o przetrwanie. pozdrawiam. [2009-03-28 22:51]

stanley584

Będąc kiedyś przejazdem / jechałem na szkolenie do Międzylesia - lata 1975 r / w Kłodzku bądź w Bystrzycy Kłodzkiej z okien autobusu widziałem właśnie w tej rzece potężne ryby, na oko miały po ok. 50-60 cm. Jak na pstrągi to wyglądały mi za duże. Nie wiem czy macie tam troć czy może głowacice. [2009-03-28 23:25]

Zdzichu

Zapachniało poezją, ładnie to opisałeś.A te powroty o kiju mnie nie przerażają, tak też było u mnie wczoraj ..., a dzisiaj - znowu natura wzywa. Pozdro ... [2009-03-29 13:11]

Zdzichu

Zapachniało poezją, ładnie to opisałeś.A te powroty o kiju mnie nie przerażają, tak też było u mnie wczoraj ..., a dzisiaj - znowu natura wzywa. Pozdro ... [2009-03-29 13:11]

Zdzichu

Sorry, że 2 razy cosik się "zawiesiło". [2009-03-29 13:13]

użytkownik

Piękny tekst. oj ja strasznie już tesknie do takiego całodziennego wędkowania i nocek nad wodą. odpoczynek na łonie natury już wkrótce bo wiosna mam nadzieję zawitała u nas już na dobre. [2009-03-29 14:32]

kopciu

DZIADEK MNIE ZA SZCZEPIŁ WĘDKARSTWEM KIEDY MIAŁEM SZEŚĆ LAT I TAK ZOSTAŁO . JEŻDŻILISMY TYLKO NA ELEKTROWNIE W NYSIE , NIE BYLEM TAM JUŻ DŁUGI CZAS A MOŻNA POWIEDZIEĆ ŻE BARDZO DŁUGI BO JAKIEŚ PIĘTNAŚCIE LAT ,NIE WIEM JAK TAM WYGLĄDA I CO MOŻNA ZŁAPAĆ [2009-03-29 22:31]

użytkownik

No jeszcze troche i będzi można to zobaczyć na własne oczy. [2009-03-31 10:12]

użytkownik

Fajnie opisane spokój relaks to jest to 5 [2009-04-06 10:18]

jurek

Ja po tym co zrobił kolega ..janta.. nie wierzę w jego opowieści, po prostu nie zasługuje na to. [2009-04-06 22:13]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…

Marcowe pstrągi

Na ostatnim weekendowym wypadzie pstragowym, udało mi się złowić pstrag…

Leszcze nad Wisłą

Rok 2008 połowa czerwca , sandacze przestają reagować na moje woblery.Ma…