Wakacyjne wspomnienie - rekord życiowy
Maciek Nowakowski (maxiu112)
2011-09-12
Umawiamy się, że rano skoro świt ruszamy na dobrze nam znane jeziorko. Zacząłem przygotowywać sprzęt. Pomyślałem, że będzie okazja przetestować urodzinowy prezent. Wędka MIKADO FISH HUNTER FEEDER 3,6m + kręciołek JAXON AMADO AM 400. Nawinąłem na kręciołka żyłkę 0,22 założyłem rurkę, stoper, krętlik i przypon zakończony haczykiem nr 6.
W pokrowiec zapakowałem 2 feederki ,2 typowe karpiówki, podpórki, sygnalizatory, podbierak i parasol. Do torby poszła skrzynka, zanęty, kukurydza w puszce, kulki proteinowe. Robaki i ciasto czekało w lodówce. W ostatniej chwili przypomniało mi się, że w taki upał będzie się chciało pić. Więc 2l butelka ląduje na dnie pokrowca. Otwieram bagażnik, wkładam klamoty + krzesełeczko i wiaderko. Jestem gotowy!!!
Godzina 4:00 widzę przez okno jak sąsiad przyniósł swoje klamoty, zabieram resztę rzeczy i już jedziemy.
PO krótkiej chwili jesteśmy nad jeziorem. Niestety nasza miejscówka zajęta. Koledzy od dwóch dni siedzą i nie mieli nawet brania. My jednak się nie poddajemy i ruszamy dalej. Po kilkunastominutowym marszu jesteśmy. Dwa stanowiska obok siebie. To jest to!!! Rozkładamy sprzęt, robimy zanęty i już około 5 zestawy poszły do wody. Niestety pomimo zmian przynęt nie mamy brania. Upał doskwiera niemiłosiernie. Dochodzi godzina 13 gdy zmieniam taktykę. Składam feederki i rozstawiam karpiówki. Do zanęty dodaję dużą ilość kukurydzy i za pomocą procy posyłam na upatrzone miejsce. Na jednej zakładam kukurydzę a na drugiej kulkę o zapachu truskawki i poleciały. Do godziny 14 nic się nie dzieje więc załączyłem w kołowrotkach wolny bieg i położyłem się. Jak na złość zdążyłem się położyć a tu nagle bombka do kija, sygnalizator wyje, wstaję dobiegam i zacinam. Za późno..... Śmieję się do sąsiada, że ryby mają lornetki i widzą nas, i w porę wypuszczają haczyk. Zestaw ląduje tam gdzie jego miejsce. Po kilku minutach na wędce kompana krótki odjazd i kilogramowy linek trzepocze się w podbieraku. Do godziny 16 złapał jeszcze 3 podobnej wielkości. Dwa wypuścił a dwa na kolację. Około 17 mam kolejne branie tym razem na kulkę, energiczne zacięcie i czuję, że rybka nie jest mała. Mówię do sąsiada, żeby zwinął drugą aby nie poplątał zestawu. Oceniam przeciwnika na około 3-4kg . Kompan uszykował podbierak i czekał aby podebrać zdobycz. Po kilku minutach widzimy już go, piękny królewicz wisi na haczyku. Pierwsza próba podebrania i rybka zmienia kierunek. Druga i ląduje w podbieraku. Na oko oceniamy go na około 5kg. Mimo że jestem zwolennikiem ,,no kill' to zabrałem go do domu. Zwijamy się około 18 bo sąsiad miał pilny wyjazd. W domu oficjalne warzenie. Karp ma 4,5kg a więc pobiłem swój rekord życiowy o ponad 2 kg. Jupi, jupi.... ;)
Żałowałem, że zabrałem go do domu ale chęć zjedzenia smażonej rybki wzięła górę.... Wyprawę uznaję za udaną. Czasami jednak warto udać się w takie upały na ryby, a nóż i widelec może będą akurat brały??? ;) Pozdrawiam i połamania kija życzę......