Walczyłem z torpedą
Marek Dębicki (marek-debicki)
2013-07-15
Walczyłem z torpedą
Po zimnej i mokrej nocy z piątku na sobotę, z jednym dwukilogramowym karpikiem na rozkładzie, zbyt wiele radości i powodów do zadowolenia nie było.
Dopiero przedpołudniowa informacja o czternastokilogramowym amurze złapanym przez Kolegę Wiesława, na sobotnio-niedzielnej nocnej zasiadce, daje kolejny zew do podjęcia nowego wyzwania. Tym sposobem już o pierwszej po południu, pomimo szalonego wiatru, zrzucającego wędziska z pomostów, ląduję na wprost swojego łowiska na platformie wędkarskiej.
Łowisko mam zanęcone zanętą, której podstawowe składniki stanowią Lorpio carp halibut, kulki Dynamite Baits Birdfood Boilies pineapple, z dodatkiem konopi gotowanych i trzech garści tajemniczego pelletu Sangera Anaconda Bulls Range strawberry 22mm.
Jakiekolwiek próby wywiezienia zestawów spełzły na panewce. Wiatr
z potężną siłą znosił katamaran do pobliskich trzcinowisk, tym samy brakowało dosłownie dwóch dodatkowych rąk, aby wykonać zadanie. Po kilku nieudanych ułożeniach zestawów z katamaranu, w obawie o sprzęt, postanawiam umieścić zestawy wyrzutem z platformy i nęcić kolami zanęty za pomocą niezawodnej procy. Łowisko dodatkowo donęcam odrobiną kulek.
Trzy godziny oczekiwania mija szybko na rozważaniach dotyczących mijającego wędkowania i przyszłych planów. Z chwilowego zamyślenia wyrywa mnie krótkie ZZ…ZZ… i po chwili ciągłe uderzenie i przeciągły warkot szpuli kołowrotka ZZZZZZZZZZZZZ…, który chwilami powraca do mojej świadomości nawet w dniu dzisiejszym. To lewa karpiówka Mikado z Cormoranem Sinus BR XL 5500 daje ten piękny dźwięk. Podrywam się z fotela, zacinam i czuję jak dosłownie „TORPEDA” odjeżdża w lewo wzdłuż trzcin. Rzut oka na żyłkę, staram się zlokalizować odległość ryby od trzcinowiska. Jak najdalej proszę od zbliżającej się kolejnej grzędy, oby tylko nie wpadła na pomysł zmiany kierunku. Jak bym wypowiedział te sowa w złą godzinę, gdyż ryba zmieniając kierunek ucieczki o 90°, wbija się z impetem w lekko rozrzedzone trzciny. Wsiadać na katamaran? Raczej nie, gdyż wiatr dosłownie w sekundy wbije mnie w trzcinowisko odległe dosłownie o 15m. Podejmuję szybką decyzję, że postaram się uwolnić rybę z zaczepu, tym bardziej, że wyraźnie czuję jak pracuje silnie na zestawie. Po kilkunastu sekundach, podczas których staram się podnieść rybę z uwięzi, torpeda rusza na środek zatoki. Kolejne kilkanaście metrów wybierania żyłki sygnalizuje mi, że torpeda zwalnia i pozwala na lekkie pompowanie. Każdy odjazd spokojnie wyczekuję na idealnie wyregulowanej szpuli kołowrotka. Każda próba pompowania daje mi obraz potęgi ryby. Na domiar złego kolana robią mi się jak z waty. Ratuję się próbą szerszego rozstawienia nóg, pomaga. Dodatkowo porywisty wiatr wygrywa na żyłce groźną, ale jakże miłą dla mojego ucha melodię. Po kilku dobrych minuta widzę, że torpeda jest kilkanaście metrów ode mnie. Jeżeli to faktycznie amur to już staram się przewidzieć jak będzie wyglądał kolejny i następne jego zrywy, przy próbie podbierania. Pompowanie i efekt jakbym podciągał potężne wiadro wypełnione wodą. Sto tysięcy myśli obrazuje mi jak na ekranie potęgę i rozmiar mojej torpedy. Naraz nie stąd, ni zowąd czuję złowieszczy luz na zestawie. Tracę kontakt z moją torpedą i pozostają mi tylko wspomnienia. Czyżby to skutek walki w trzcinowisku?
Spoglądam z niedowierzaniem na uwolniony zestaw, na miejsce w które ściągnąłem torpedę, myślami przywracam każdy element holu.
Tym razem wygrała torpeda i sama przyroda, ale silne wrażenia walki pozostały i zapewne będę długo jeszcze o nich pamiętał. Oj! Piękne to było wędkowanie!