Warciańskie szczupaki
Patryk xxx (patryk1113mw)
2017-08-19
Witam. Nadszedł czas na kolejną relację z mojej wyprawy wędkarskiej, która odbyła się na początku sierpnia. Dzień był pogodny, ciepły ale niebo nie było błękitne, lecz snuły się po nim chmurki. Pogoda na rybki idealna. Miałem niestety wyjazd tego dnia. Czyżby taka pogoda przepadła? Nic bardziej mylnego. Porażkę przekułem w sukces. Przecież podróż można połączyć z wędkowaniem i to nawet dobrze się składa bo to po drodze. Szybkie pakowanie. Po ostatnich sukcesach w połowie płoci co opisałem w poprzedniej relacji i rozochocony braniem okonia na koniec, dziś postanowiłem odmianę i padło na spinning. Miejsce to samo, a więc Warta. 12.30 wyjazd około 13 jestem na miejscu.
Od początku nastawiony na spinning, ale wyprawa dynamicznie się zmieniała. Czemu? Nastawiałem się na lekki spinning za okoniem. Marzyło mi się złowić kilka sztuk dorodnych pasiaków. Co było powodem nastawienia się na okonia? Było to piękne branie opisane w poprzedniej wyprawie podczas łowienia płoci oraz to, że dosłownie 2 dni wcześniej dotarła do mnie paczka zamówionych przynęt spinningowych. Były to imitacje raczków, imitacje robaków z firmy Fish Up o czym może pojawi się osobny wpis oraz guma cannibal od Savage Gear. Te imitacje robaczków też były inspirujące by zapolować na okonie. Po dotarciu i zaparkowaniu na łowisku ubrałem odpowiednie buty i uzbroiłem mój spinning. Na pierwszy rzut na agrafkę poszła imitacja robaka w pomarańczowym kolorze. Pierwsze rzuty oddaję na starorzeczu Warty. Kilka celnie wymierzonych rzutów wprost pod roślinność wodną. Niestety nic się nie dzieje. Na starorzeczu nie ma zbyt dużo stanowisk do wędkowania. Na całej długości może z trzy. A więc szybko je obłowiłem. Zmieniając często przynęty i nic. Byłem niepocieszony, szczególnie, że miałem mało czasu na wędkowanie bo przecież tylko wstąpiłem tu po drodze. Na trzeciej i ostatniej miejscówce na starorzeczu oddałem najwięcej rzutów. W czystej wodzie widać było tylko płocie. Niektóre z nich o dziwo zdawać by się mogło wychodziły i odprowadzały przynęty. Na koniec z pod roślin przynętę odprowadził szczupaczek, który wyszedł z pod nich, ale taki maluszek około 20 cm. Postanowiłem, że nadszedł czas na zmiany bo tu się nic nie dzieje. Na agrafkę wędruje nowo zakupiony cannibal. Może on coś zdziała. Kilka rzutów na starorzeczu i nic. Moja wyprawa odniosła fiasko? Nic bardziej mylnego. Udałem się na główne koryto rzeki. Pomyślałem jak nie tu to nigdzie. Nadszedł czas na Warciańskie szczupaki.
Moje nastawienie wraz z przemieszczeniem się na główne koryto rzeki uległo zmianie. Pozostało mi około godziny wędkowania, a więc skoro okonie nie współpracowały to teraz cel to szczupak. Przynęta pozostała. Był to nadal cannibal 8 cm o błękitnym grzbiecie i różowym ogonku na 5g główce. Dosłownie trzeci oddany rzut i jest, siedzi i ta ulga, że wyprawa nie jest stracona. Holuję rybkę parę chwil i wyłania się szczupak. Nie był to kolos, prawdopodobnie nie miał nawet limitu. Prawdopodobnie? Tak prawdopodobnie bo szczupak jak to szczupak z dwa metry od brzegu wyskoczył w górę, wywiną się i spadł. No i radość szybko przerodziła się w myśl, że jednak ta wyprawa jest pechowa. Nie poddaje się i zostaje to nagrodzone, dwie minuty później holuję następnego szczupaka z tego samego obławianego miejsca. Tym razem radość powróciła bo rybka zameldowała się w podbieraku. Zadowolenie niezmierne, lecz to tylko ,,przedszkolak,, około 40 cm po zmierzeniu. Wrócił do wody nawet nie doczekał się zdjęcia. Kilka rzutów i jest branie, znów z tego samego miejsca i sukces. Rybka na brzegu. Jest coraz lepiej 45 cm i wraca do wody również bez zdjęcia. Pytacie kiedy zmieniłem miejsce łowienia? Jak to mówią zwycięskiej drużyny się nie zmienia więc zarówno przynęta jak i miejsce było bez zmian. Jednak pojawiały się dwa kajaki, które spłoszyły mi rybki i dopiero wtedy przemieściłem się w górę rzeki. Gdyby nie te kajaki ciekaw jestem ile tych szczupaków z jednego miejsca bym złowił, ale wybaczyłem im bo płynęły nimi śliczne dziewczyny he he;). Pozostało około 30 minut wędkowania, ale ryby były popłoszone i długo długo nic się nie działo. Zmieniałem kolejne miejsca. Jest! Nie ma:(. Rybka tylko przez 5 sekund była na haku. Już myślałem, że nic się nie zamelduje. Te kajaki myślę:(. Rodzinka czekająca na mnie i spacerująca nad rzeką już mnie woła by jechać, lecz ja jak to ja, zawsze z myślą, że każdy rzut może okazać się rybką życia. Widziałem jeszcze jedno dostępne miejsce, a więc jeszcze tam. Idąc w górę rzeki coraz więcej zarośli. Po przedarciu się oddałem 1,2,3,4,5 rzutów, tak w piątym siedzi. Pobrał z głębokiego dołka nieopodal brzegu. Walczył pięknie. Jeden, drugi trzeci wyskok, ale był wpięty dobrze. Ach te emocje. Niestety wszedł w ziele. Zbyt mocno, nie dało się go wyprowadzić z zaczepu, ale był on pod moim brzegiem wśród pływających roślin. Nie chciałem zerwać zestawu, bo tak wpięty szczupak może po prostu zginąć. Zrzuciłem szybko buty bo niestety nie miałem woderów, podwinąłem spodnie, i cały czas trzymając rybkę na wędce sięgam po nią do wody. Robię to ostrożnie bo żadna ryba nie jest warta ludzkiego zdrowia. Do kolan w wodzie i sięgam do rybki, jest to niebezpieczne bo chodź woda do kolan to zaraz jest ten głęboki dołek, a ja stoję tylko na roślinach wodnych. Rybka znaleziona i podebrana dłonią. Jest to 60 cm szczupaka. Moja przygoda ze spinningiem to próby w poprzednim sezonie i ten sezon więc to życiówka jak na razie. Pięknie, jestem niezmiernie zadowolony. Szybkie zdjęcie bo ta już na to zasłużyła i rybka wróciła do wody. Życiówka musiała wrócić! Nadszedł koniec wyprawy, a były to tylko dwie godzinki wędkowania, a byłem przejazdem.
Wyprawa mimo początkowego zawodu okazała się niezmiernie szczęśliwa. Dwie godzinki wędkowania przyniosły pięć brań szczupaka z czego trzy wylądowały w podbieraku, a jeden z nich okazał się miłą niespodzianką w postaci emocjonującego holu z kilkoma wyskokami szczupaka i ostatecznie życiówką. Czekam na pobicie rekordu. Spinning już mnie pochłonął. Pozdrawiam i do następnej relacji.