Wędkarski horror - Mroczna strona jeziora.... - zdjęcia, foto - 4 zdjęć
To był koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Piękna, ciepła i kipiąca życiem była wiosna tego roku. Późne czerwcowe popołudnie zastało go nad brzegiem ulubionego jeziora gdzie spędzał niemal każdą wolną chwilę. Niespiesznie, gramoląc się mozolnie po stromym brzegu znosił swój wędkarski dobytek do niewielkiej drewnianej łódki, która choć nadżarta już widocznie zębem czasu wciąż dzielnie mu służyła. Dwie cztero lub pięciometrowe bambusówki uzbrojone w pokaźnych rozmiarów kołowrotki o ruchomej szpuli wylądowały na pokładzie. Ciężko sapiąc w popołudniowym upale otarł pot z czoła. Czuł wyraźnie upływ czasu... Nie był już tym samym narwanym dwudziestolatkiem. Życie i lata ciężkiej pracy odcisnęły na nim swe piętno lecz mimo to w jego oczach wciąż płonęła niepohamowana żądza wędkarskiej przygody. Ten błysk zawsze pojawiał się z nadejściem soboty i niedzieli. Od lat wszystkie wolne weekendy spędzał na wodzie. Miejscowa społeczność widziała w nim natchnionego szaleńca. Niektórzy wyśmiewali ukradkiem szyderczo inni ze zrozumieniem kiwali głowami na widok Stefana znów wypływającego na ryby. Nie miał im tego za złe. W zasadzie nie przykładał większej wagi do tego jakie uczucia wzbudzał - liczyły się tylko ryby! Na tym polu Stefan bronił sie znakomicie bo wędkarzem był wybornym. Znał w tym jeziorze każdy patyk na dnie,każdą dziurę i potrafił ten atut wykorzystać. Nierzadko wzbudzał sensację gdy wracał do domu niosąc pod pachą spasione karpisko czy wielkiego niczym krokodyl szczupala.
Stefan nie był "duszą towarzystwa". Spokojny, wrażliwy i nieco wycofany facet prowadził raczej samotniczy tryb życia.
Tego dnia również samotnie wypływał na wodę. Słońce chyliło się wyraźnie ku horyzontowi gdy spakowawszy wszystkie graty odbijał od brzegu. Z nadzieją spoglądał w kierunku niewielkiej zatoczki która miała być jego celem.
Wieczór po gorącym dniu był wyjątkowo parny. Panowała duszna atmosfera a powietrza nie wzruszał nawet najlżejszy podmuch wiatru. Zacumował swoja krypę do wbitych w dno kołków. Opodal leżała w wodzie zwalona topola. Stefan doskonale wiedział że w jej konarach lubiły przebywać i żerować wielkie jak męskie ramię węgorze a i sandacze nocą odwiedzały to miejsce. Zestawy uzbrojone w pęczek rosówek i trupka wylądowały w łowisku.
Nareszcie był sam... Zasłużył na tę chwilę zapomnienia po całym tygodniu ciężkiej pracy. Odpalił papierosa delektując się pobudzającym umysł choć zabójczym dymem... Teraz mógł pogrążyć się w rozmyślaniach oczekując na dźwięk dzwonka swych gruntówek. Odpłynął myślami w odległe wymiary wsłuchując się w wieczorny koncert tysięcy żabich gardzieli które z każdą chwilą cichły gdy dzień ustępował miejsca magicznej, czerwcowej nocy.
Gdzieś w trzcinach z rzadka odezwał się jeszcze ptak, gdzieś zaszeleściło sitowie poruszone przez jakiegoś nocnego stwora. W dusznym powietrzu unosiły się chmary owadów. Z nadbrzeżnych łąk dobiegała symfonia tysięcy świerszczy.
Nastała ciemność.
Z błogiej zadumy wyrwał Stefana delikatny dźwięk dzwonka wędki zarzuconej bardzo blisko zatopionych gałęzi. Zachowując zimną krew położył dłoń na dolniku swej bambusówki starając się wzrokiem przeniknąć egipskie ciemności. Wysnuł kilkadziesiąt centymetrów grubej żyłki z kołowrotka. Trzymając linkę w palcach czuł wyraźnie jak ryba odpływa z przynętą. Odczekał jeszcze chwilę po czym zaciął zamaszystym ruchem. Potężny, pulsujący ciężar na końcu zestawu uświadomił Stefanowi, że to nie przelewki! Mimo wielu złowionych okazowych ryb on wciąż każdy hol przeżywał na nowo. Serce biło żywiej, krew pulsowała w skroniach - czuł że żyje! Znów był młody, znów pełen sił i energii... Nie odpuszczał ani centymetra. Wiedział że ryba wykorzysta każdą sposobność by ukryć się w podwodnych kryjówkach. Po dłuższej chwili zmagań schwytał wreszcie między trzy palce sporego węgorza. Nie był to okaz ale cieszył oko. To był obiecujący początek.
Po dwóch następnych godzinach miał w łódce dwa przyzwoite węgorze i ponad trzykilowego sandacza, który połakomił się na martwą rybkę. Stoczył też piękną walkę z czymś co nie dało mu żadnych szans i z siłą parowozu wysnuło kilkanaście metrów grubaśnej żyłki po czym zerwało ją bezlitośnie. Teraz łowił tylko na jedna wędkę bo jego latarka odmówiła posłuszeństwa co uniemożliwiało ponowny montaż zestawu.
Brania ustały. Stefan stracił poczucie czasu ale musiało być dobrze po północy. Poczuł rozleniwienie i senność. Powieki stawały się coraz cięższe...
Zasypiał.
Zerwał się nagle. Nie na równe nogi ale natychmiast otworzył oczy zupełnie jakby jakiś wewnętrzny, pierwotny mechanizm przed czymś go ostrzegał!
Serce żywiej zabiło, poczuł jakiś irracjonalny niepokój. Pojął że wszystko dookoła diametralnie się zmieniło. Powierzchnię jeziora spowiła gęsta jak mleko,nieprzenikniona mgła. Nie było już tak ciepło i parno. Wręcz przeciwnie - odczuwał wyraźny chłód. Namacawszy koszulę naciągnął ją z trudem na plecy. Była zimna i obrzydliwie wilgotna. Zadziwiająca była grobowa cisza...
Stefan spędził tu niejedną noc ale tym razem poczuł się nieswojo. Gdy po paru latach zdecydował się opowiedzieć tę historię sam nie był już pewien co tak naprawdę wówczas zaszło w przyrodzie.
Wsłuchując się w ciszę i dygocąc z zimna usiłował ogarnąć rozumem tę nagłą zmianę. Nagle do jego uszu dobiegł bardzo cichy lecz narastający odgłos jakby dzwonka. Namacał w ciemności wędkę. To nie ona... Wytężał słuch. Dźwięk zbliżał się. Raz z lewej, raz z prawej ale coraz bliżej. Teraz już wyraźnie mógł go zidentyfikować. Brzmiał jak pobrzękiwanie łańcuchem! Nagle ucichł. Jego miejsce zajął inny dźwięk. Teraz wyraźnie słyszał... kroki! Ale jak?!
Przecież tu jest woda! Jego umysł buntował się, walczył. Nagle w niezgłębionej ciemności otaczającej jego łódź odnotował nowy dźwięk. Zupełnie jakby ktoś biegał dookoła po kałużach. Wyraźnie słyszał plasnięcia stóp o powierzchnię wody i cichy dziecięcy śmiech...Tego było za wiele. Stefan poczuł jak włosy na całym ciele jeżą się bynajmniej nie z powodu zimna. Nie był już w stanie zapanować nad strachem, tym pierwotnym, instynktownym - wręcz zwierzęcym!
Wtem jego ciało przeszyło uczucie jakby ktoś wbił mu w plecy sopel lodu. Poczuł wyraźnie na swoim ramieniu czyjąś dłoń mocno zaciśniętą i przeraźliwie zimną... Zastygł sparaliżowany. To ten moment gdy organizm decyduje - uciekaj lub walcz ale on nie był w stanie wydać nawet żadnego dźwięku. Ciało zamarło w oczekiwaniu na nieuniknione...Do jego ucha dobiegł cichy szept. Nie był w stanie zrozumieć słów...
Nagle uścisk na jego ramieniu osłabł. Jego rozszerzonym z przerażenia oczom ukazał się widok który miał pamiętać już do końca swych dni. Oto zza pleców wyłonił się szary, jakby jaśniejszy i ledwo widoczny we mgle i czerni nocy kształt. Rozpoznał jakby ludzką sylwetkę przemieszczającą się po powierzchni jeziora przysłoniętą opończą - kapturem. Obok sunął jakby biegnąc lecz wolno wielki czarny pies pobrzękując łańcuchem... Straszliwe przerażenie zdusiło gardło Stefana. Kształty zniknęły rozpływając się w ciemności a jedyne co zapamiętał to przeraźliwy smród...
Cały drżał. Mięśnie dygotały, suchość w ściśniętym śmiertelnym strachem gardle nie pozwalała krzyczeć o pomoc. Nagle mgła rozpłynęła się. Powoli na wschodzie niebo zaczynało różowieć. Nadchodził przedświt. Stefan odzyskawszy przytomność umysłu wciąż dygocąc podpłynął w panice do najbliższego brzegu.
Nigdy więcej już tu nie wędkował. Ci którzy widzieli go tego poranka nie mogli uwierzyć własnym oczom. Całą głowę nieszczęsnego wędkarza pokryły siwe włosy! Stefan nie chciał z nikim rozmawiać choć na jego twarzy wciąż malowało się wzburzenie.
Otworzył się dopiero po latach. Twierdził, że jeszcze tydzień po nocnym zajściu miał siniaki na ramieniu...
Gdy historia się rozniosła niektórzy pukali się w czoło ale podobno znalazło się parę innych osób, które rzekomo miały nad tym jeziorem doświadczyć podobnych osobliwości. Podobno Stefan parę lat później przypomniał sobie słowa wyszeptane mu do ucha przez tajemniczą istotę. Miało to nim wstrząsnąć.
Jak było naprawdę? Tego chyba dziś już nikt nie wie i nie pamięta. Faktem jest, że z twardo stąpającego po ziemi faceta nie zostało nic. Skończył życie topiąc swój strach w alkoholu choć wcześniej od niego stronił. Czy taka była cena tajemniczego spotkania z niezrozumiałym a może waga przesłania była dlań zbyt duża? Tego się już nie dowiemy choć wciąż żyje ktoś kto podobno zna największą tajemnicę Stefana...
Prawda czy nie zawsze wraca wspomnienie tej zasłyszanej historii gdy tylko dogasa płomień ogniska a wzrok koncentruje się na świetlikach spławików. Tak już jest że gdy zapada zmrok budzą się demony. Może na tym też polega urok nocnego wędkowania?
Autor tekstu: Piotr Zygmunt
ryukon1975 | |
---|---|
Tekst bez najmniejszych wątpliwości zasługuje na najwyższą ocenę. 5 ***** (2016-03-05 21:03) | |
cezary-maciag | |
Ciekawe co to za jezioro (2016-03-05 21:24) | |
Diablo | |
Takie przeżycia zmieniają człowieka na zawsze. Miałem podobne historie i opisane są u mnie na blogu. https://wedkuje.pl/wedkarstwo,noc-w-samotnosci-biala-dama,83469 https://wedkuje.pl/wedkarstwo,uratowany-przez-klusownikow,70398 (2016-03-05 21:33) | |
Diablo | |
Jeszcze jedno. To Twoje fotki? Bo to z kapliczką jest zajefajne (2016-03-05 21:34) | |
krisal | |
Odpowiadając cezary-maciag myślę ,że każde ma jakąś swoją magię. Szczególnie w nocy. ***** za wspaniały tekst. (2016-03-05 21:47) | |
barrakuda81 | |
Jeszcze jedno. To Twoje fotki? Bo to z kapliczką jest zajefajne Tak. Wszystkie zdjęcia dodawane do tekstów robię sam. Ta kapliczka to także jedna wielka tajemnica - być może będzie to temat na kolejną historię bo kiedyś stała nad brzegiem jeziora którego dziś już nie ma. Kilka paranormalnych incydentów też podobno ma na sumieniu...i nikt nie wie skąd się wzięła. Podobno pochodzi z osiemnastego wieku... Pstryknąłem ją chyba w listopadzie kilka lat wstecz. (2016-03-05 21:56) | |
pakul1206 | |
Normalnie Hitchcock , rzadko co mnie wciąga, musi być naprawdę dobre a to jest na ***** (2016-03-05 22:51) | |
MACKO76 | |
Petarda !!! Nic dodać nic ująć !!!! p.s daje do myślenia na nockach!!!! (2016-03-05 23:48) | |
kaban | |
Świetne zdjęcia . (2016-03-06 07:29) | |
koparek | |
Bardzo ciekawa letktura. (2016-03-06 09:02) | |
luxxxis | |
Świetne. (2016-03-06 09:05) | |
rysiek38 | |
Tekścik na piątala,nie wnikam czy fakt czy fantazja autora ale sam opisałem kiedyś przygodę którą osobiście przeżylem dotycząca czlowieka którego poczęstowałem papierosem-jest to gdzieś na moim blogu (2016-03-06 14:23) | |
krisbeer | |
Uwielbiam takie klimaty. Jesteś Mistrzem, chyle czoła.***** (2016-03-06 14:45) | |
marek-debicki | |
Do takich rzeczy trzeba mieć niezwykły dar pisania i bogatą wyobraźnię. Gratuluję opowiadania. (2016-03-06 16:30) | |
mulak1 | |
Super ----- Gratuluje (2016-03-07 10:39) | |
goliatwielki | |
Świetny tekst. ***** (2016-03-08 18:12) | |
Barnaba | |
To dusze tych wszystkich ryb złowionych przez Stefana w jednej przesłonie zrozumiałej dla człowieka ukazały mu się (2016-03-10 10:08) | |
marciin 2424 | |
Piotrek jak zwykle tekst wymiata wszystko . Marnujesz się tu Kolego ***** !!! (2016-03-10 22:35) | |
Shodan | |
Dobry tekst! Problem w tym tylko zebym sobie nie przypomniaĹ tej historii w nocy nad wodÄ
bo zwykle wÄdkujÄ sam :) (2016-03-18 19:06) | |
barrakuda81 | |
Jeśli tylko czas pozwoli to niewykluczone że rozwinę ten temat. Mam kilka tego typu historii dość wiarygodnych ale zawsze trzeba mieć dystans... Shodan gwarantuję że ta nie była tą najbardziej przerażającą. Jest przynajmniej jedna w której nawet strach słuchać. Może jak to zbadam to opiszę sprawę ale włosy się jeża same ( o ile to prawda rzecz jasna ). (2016-03-22 00:08) | |