Wędkarskie deja vu
Szymon Patron (szimejks)
2009-06-02
Zszedłem do kuchni, zaparzyłem czarną.. Dzisiaj smakuje lepiej. Odstawiłem kubek na półkę po stronie pasażera w mojej Temprze i mocniej nacisnąłem na gaz. Stówa na szafie, muzyczka gra `Temperówka` jak ją pieszczotliwie nazywam spisuje się jak złoto. Jeszcze dziesięć minut i jestem na swoim łowisku. Jest to starorzecze Odry, które bardzo lubię ze względu na to, że przypomina mi miejsca w których łowiłem będąc dzieckiem a potem nastolatkiem. Szarówa jest, znaczy jestem wcześnie; wędki, zanęty, przynęty są znaczy jestem przygotowany; papierosy, kawa, dwie butelki TATRY są, znaczy jest dobrze. Mieszanie zanęty, rozkładanie zestawów...zaczynamy.
Rzut, na białego jest wzdręga, cała pokryta małymi czarnymi plamkami. `Masz dzisiaj pecha` mówię do niej i zakładam ją na większy hak, po czym zestaw żywcowy ląduje w wodzie. Rzuty muszą być w miarę precyzyjne, ponieważ łowisko jest bardzo zarośnięte grążelami. Zostawiam żywca w spokoju, a sam koncentruję się na spławikówce, na którą na haczyku nr 6 zakładam trzy ziarna kuku. Dłuższą chwilę nic się nie dzieje, patrzę na spławik żywcówki, stoi obok liścia grążela. Trzeba przerzucić. Tak też robię, po jakimś czasie jeszcze raz i jeszcze raz, na lewo około 20, 30 metrów od mojego stanowiska. Po którejś próbie ściągnięcia zestawu tracę wzdręgę. Trzeba by złapać następną.
Wyciągam spławikówkę, biorę zestaw do łapania żywca, jeden rzut i nic, drugi trzeci, za czwartym zarzutem branie i czuję fajny oporek, wiem że mam wymiarową wzdręgę. Wyciągam ją, ma strasznie dużo czarnych plamek hmmm...wygląda znajomo. Mówię do niej `Masz dzisiaj pecha` i zaczynam zakładać ją na hak żywcówki. ( i tutaj słowo wyjaśnienia, ci z Kolegów którzy łapią na żywca, wiedzą że są różne sposoby `zapinania` żywczyka. Niektórzy go przeszywają, niektórzy zaczepiają za grzbiet, a inni między innymi ja, zaczepiają za pyszczek.) Już miałem wbić hak, kiedy zdziwienie....hak bez żadnego oporu wchodzi w dziurkę w mordce mojej wzdręgi. Nie ma innej możliwości. To jest wzdręga, którą dwie minuty temu straciłem. Te same czarne plamki i dziura, po poprzednim zaczepieniu. Gdyby mi ktoś opowiedział taką historię chyba bym nie uwieżył hehe. Mówię `Ale ty to faktycznie masz dzisiaj pecha` po czym wysyłam ja na lewo. Ale to jeszcze nie koniec.
Za około 15 minut zaczyna mi w kieszeni dzwonić telefon. Żona pomyślałem, ale nie to mój ojciec, który też jest zapalonym wędkarzem. `Dzwonię żeby ci się pochwalić` słyszę w słuchawce, ```Byłem dzisiaj z wujkiem na rybach ze spiningami- złapałem szczupaka, potem wujek (brat mojego taty, który też wędkuje od wieków) złapał szczupaka. Po jakimś czasie wujek miał na haku następnego i to sporego. Niestety po chwili wahadłówka nie wytrzymała i puściło kółko, które łączy blachę z kotwiczką. Pomyślałem, rzucę w tamtą okolicę. Biała guma ląduje w wodzie- jest. Podczas holu zaczynam z bratem żartować, że to pewnie `jego` szczupak i co.....myślisz, że nie miał kotwiczki w pysku, to musiał być ten sam```. Szczupły miał 75cm i ponad trzy kilo. W rewanżu opowiedziałem ojcu o mojej wzdrędze.
Po zakończonej rozmowie postanowiłem zmienić stanowisko. Miejsce około 150 metrów dalej, w wodzie ląduje zanęta SAMET zielona płoć. I zaczynam od nowa. Łapię wzdręgę, zakładam ją na żywca i rzucam. Nic się nie dzieje przez dłuższą chwilę, więc podciagam zestaw i wtedy uderzenie. Spławik poszedł pod wodę. Postanawiam dać zębatemu chwilę, żeby połknął przynętę. Niestety po paru sekundach i zacięciu pusto, tylko wzdręga pocięta zębami szczupłego. Patrzę na zegarek – 9:00, ok. jeszcze chwilę mogę posiedzieć. Koncentruję się znowu na spławikówce. Kukurydza podana parenaście centymetrów nad dnem. Jest branie, spławik trochę zanurza, to wychodzi do góry, jedzie w bok. Domyślam się że to amur. Brania charakterystyczne raczej dla drobnicy, ale tak właśnie tutaj biorą. Zacięcie, opór faktycznie amur. Krótki hol i ląduje na brzegu. Szybki pomiar – 45 cm. I na tym chyba zakończę pomyślałem, trzeba pojechać do domu, trochę pomieszkać z żoną i dziećmi. Taka to była przygoda Dejavu. Pozdro dla kumatych