Zaloguj się do konta

Wędkarskie deja vu

Tak też nazwałem swoją wyprawę na ryby. Ale od początku. Czwartek, pogoda super, ciepło ale nie za gorąco, słoneczko świeci...trzeba by na ryby, ale szanowna małżonka ma inne plany ech..życie. Piątek, pobudka rano, do roboty- dzień jakoś zleciał, po pracy do wędkarskiego, niezbędne zakupy i zaraz na ryby....niestety pamiątka ślubu miała inne plany. Ale k...wa jutro nie odpuszczę, co to? Aha budzik, czas do roboty..ale jakoś ciemno, chwila zastanowienia aha jest trzecia rano, sobota, nie do roboty tylko na ryby pomyślałem. Nasi górą.

Zszedłem do kuchni, zaparzyłem czarną.. Dzisiaj smakuje lepiej. Odstawiłem kubek na półkę po stronie pasażera w mojej Temprze i mocniej nacisnąłem na gaz. Stówa na szafie, muzyczka gra `Temperówka` jak ją pieszczotliwie nazywam spisuje się jak złoto. Jeszcze dziesięć minut i jestem na swoim łowisku. Jest to starorzecze Odry, które bardzo lubię ze względu na to, że przypomina mi miejsca w których łowiłem będąc dzieckiem a potem nastolatkiem. Szarówa jest, znaczy jestem wcześnie; wędki, zanęty, przynęty są znaczy jestem przygotowany; papierosy, kawa, dwie butelki TATRY są, znaczy jest dobrze. Mieszanie zanęty, rozkładanie zestawów...zaczynamy.

Rzut, na białego jest wzdręga, cała pokryta małymi czarnymi plamkami. `Masz dzisiaj pecha` mówię do niej i zakładam ją na większy hak, po czym zestaw żywcowy ląduje w wodzie. Rzuty muszą być w miarę precyzyjne, ponieważ łowisko jest bardzo zarośnięte grążelami. Zostawiam żywca w spokoju, a sam koncentruję się na spławikówce, na którą na haczyku nr 6 zakładam trzy ziarna kuku. Dłuższą chwilę nic się nie dzieje, patrzę na spławik żywcówki, stoi obok liścia grążela. Trzeba przerzucić. Tak też robię, po jakimś czasie jeszcze raz i jeszcze raz, na lewo około 20, 30 metrów od mojego stanowiska. Po którejś próbie ściągnięcia zestawu tracę wzdręgę. Trzeba by złapać następną.

Wyciągam spławikówkę, biorę zestaw do łapania żywca, jeden rzut i nic, drugi trzeci, za czwartym zarzutem branie i czuję fajny oporek, wiem że mam wymiarową wzdręgę. Wyciągam ją, ma strasznie dużo czarnych plamek hmmm...wygląda znajomo. Mówię do niej `Masz dzisiaj pecha` i zaczynam zakładać ją na hak żywcówki. ( i tutaj słowo wyjaśnienia, ci z Kolegów którzy łapią na żywca, wiedzą że są różne sposoby `zapinania` żywczyka. Niektórzy go przeszywają, niektórzy zaczepiają za grzbiet, a inni między innymi ja, zaczepiają za pyszczek.) Już miałem wbić hak, kiedy zdziwienie....hak bez żadnego oporu wchodzi w dziurkę w mordce mojej wzdręgi. Nie ma innej możliwości. To jest wzdręga, którą dwie minuty temu straciłem. Te same czarne plamki i dziura, po poprzednim zaczepieniu. Gdyby mi ktoś opowiedział taką historię chyba bym nie uwieżył hehe. Mówię `Ale ty to faktycznie masz dzisiaj pecha` po czym wysyłam ja na lewo. Ale to jeszcze nie koniec.

Za około 15 minut zaczyna mi w kieszeni dzwonić telefon. Żona pomyślałem, ale nie to mój ojciec, który też jest zapalonym wędkarzem. `Dzwonię żeby ci się pochwalić` słyszę w słuchawce, ```Byłem dzisiaj z wujkiem na rybach ze spiningami- złapałem szczupaka, potem wujek (brat mojego taty, który też wędkuje od wieków) złapał szczupaka. Po jakimś czasie wujek miał na haku następnego i to sporego. Niestety po chwili wahadłówka nie wytrzymała i puściło kółko, które łączy blachę z kotwiczką. Pomyślałem, rzucę w tamtą okolicę. Biała guma ląduje w wodzie- jest. Podczas holu zaczynam z bratem żartować, że to pewnie `jego` szczupak i co.....myślisz, że nie miał kotwiczki w pysku, to musiał być ten sam```. Szczupły miał 75cm i ponad trzy kilo. W rewanżu opowiedziałem ojcu o mojej wzdrędze.

Po zakończonej rozmowie postanowiłem zmienić stanowisko. Miejsce około 150 metrów dalej, w wodzie ląduje zanęta SAMET zielona płoć. I zaczynam od nowa. Łapię wzdręgę, zakładam ją na żywca i rzucam. Nic się nie dzieje przez dłuższą chwilę, więc podciagam zestaw i wtedy uderzenie. Spławik poszedł pod wodę. Postanawiam dać zębatemu chwilę, żeby połknął przynętę. Niestety po paru sekundach i zacięciu pusto, tylko wzdręga pocięta zębami szczupłego. Patrzę na zegarek – 9:00, ok. jeszcze chwilę mogę posiedzieć. Koncentruję się znowu na spławikówce. Kukurydza podana parenaście centymetrów nad dnem. Jest branie, spławik trochę zanurza, to wychodzi do góry, jedzie w bok. Domyślam się że to amur. Brania charakterystyczne raczej dla drobnicy, ale tak właśnie tutaj biorą. Zacięcie, opór faktycznie amur. Krótki hol i ląduje na brzegu. Szybki pomiar – 45 cm. I na tym chyba zakończę pomyślałem, trzeba pojechać do domu, trochę pomieszkać z żoną i dziećmi. Taka to była przygoda Dejavu. Pozdro dla kumatych

Opinie (9)

użytkownik

zdarza się że ryby są napalone na żarcie jak mało co. Raz z bratem na początku naszej przygody z wędkarstwem jednego karasia próbowaliśmy wyholować kilka razy w ciągu kilku minut. I udało się to Jakubowi chociaż ja minutę wcześniej dobrze go obejrzałem zanim się spiął z haka. Łowiliśmy z przycumowanej łódki dziadka:) [2009-06-02 12:01]

spines21

fajna przygoda i fajnie opisana.czasami dziwne rzeczy się dzieją na rybkach.no i to jest właśnie ciekawe,nie zawsze jest ryba ale są wspomnienia.5pozdro [2009-06-02 20:04]

użytkownik

Rok czy dwa temu złowiłem kilka małych okonków z dziurami w grzbiecie. Jestem pewien że to były dziury po kotwiczkach. Ale na pewno nie były wypuszczone tego samego dnia co je złowiłem bo wtedy na łowisku nikogo nie było. Bardzo ciekawa przygoda. [2009-06-02 22:32]

mario11

Witam,a takie male pytanko - czy mozna lapać na zywca stosujac niewymiarowego okonka lub wzdrege?pzdr [2009-06-03 12:36]

szimejks

wzdręga ma wymiar ochronny 15 cm i mniejszej niż ta długość nie można używać natomiast okoń w większości okręgów nie ma wymiaru, ale czytałem kiedyś na wedkuje.pl, że gdzieś tam w polsce ma wymiar 18 cm. Pozdro dla kumatych [2009-06-03 16:53]

mario11

m.in. w mazowieckim jest 18cm [2009-06-03 21:58]

t12tom

No stary... Toś pojechał.... Dawno już tak się nie śmiałem, czytając. Chętnie przeczytam jeszcze jakiś Twój tekst.... I te dwie tatry. Bomba. Masz piątala. Tomek [2009-06-03 22:23]

użytkownik

Witam Takie rzeczy się zdarzają ;-) Kiedyś, kiedy miałem swój staw znałem prawie wszystkie ryby w nim pływające. Rekordzistą porannych spotkań był karp z charakterystycznie zniekształconym otworem gębowym, którego wyławiałem kilkanaście razy. Przez kilka lat tak się zaprzyjaźniłem ze swoimi rybami, że w większości zwracałem im wolność. Niestety mieszkańcy pobliskiej wsi nie byli tak zaprzyjaźnieni z moimi rybami. Pozdro [2009-06-04 08:53]

użytkownik

5 [2013-05-24 11:16]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej