Wędkarskie przygody JanMara - życiowa niespodzianka
Janusz Wiśniewski (janmar)
2011-10-06
Pogoda dopisała i nad brzegiem zebrało się dość sporo wędkarzy. Niestety z rybami było gorzej. Zupełna cisza. Po godzinie 19 zrobiło się już całkowicie ciemno i wydawało się, że coś zaczyna się dziać. Mam branie – mały krąpik. U brata ładne branie na martwą rybkę. Niestety puste L. Znowu cisza. Mija 21 a tu nawet puknięcia. Brak brań rekompensował naprawdę piękny, jak na październik wieczór. Marzy się chociaż jeden leszcz. Nagle na zestawie z białymi robakami mam wyraźne branie. Zdecydowanie zacinam i ... JEST! Rodzaj brania sugerował, że jest to leszcz. Pierwsze sekundy holu również wskazywały na tą rybę. Po chwili ryba zaczyna stawiać opór. Myślę sobie: „wreszcie porządny leszczyk”. Co jakiś czas słychać głośne pluskanie wody. Przeciwnik walczy dzielnie. To chyba jednak nie leszcz. Może karp? Brat już czeka z podbierakiem. Ryba próbuje płynąć w stronę pobliskich trzcinowisk. Udaje mi się do tego nie dopuścić i po chwili ryba ląduje w podbieraku. Brat krzyczy: „SZCZUPAK!”. Po wyjęciu na brzeg okazuje się, ze jest to... tłuściutki SANDACZ! Waga wskazała dokładnie 4,86 kg a miarka 79 cm. Jest to największy sandacz, jakiego do tej pory złapałem. Pokusił się na 5 białych robaków nadzianych na haczyk nr 8 na przyponie 0,16 mm.
Gdzieś na tym portalu przeczytałem, że nie ma żadnych pewników. Coś w tym chyba jest. Chciałem złapać sandacza, ale nie na ten zestaw. Nigdy tak naprawdę nie wiemy, jaka ryba nam bierze.
Później złapałem jeszcze tylko małego leszcza, ale i tak ten wieczór na długo zostanie w mojej pamięci.
Pozdrawiam