Wędkarskie święto pierwszego maja
Kamil Lukasczyk (zorro)
2010-05-06
Droga na łowisko przebiegła bez żadnych niespodzianek, noo może nie licząc małego liska, który staną na środku drogi, i za nic nie chciał z niej zejść. Dopiero gdy usłyszał klakson, powolutku, z łaską odszedł na pobocze:) Dojeżdżam nad wodę a tam... PUSTKA!, jestem pierwszy na łowisku, nie licząc 2 dziadków z żywcówkami, którzy pewnie już od wczoraj tam siedzieli... Pytam sie jak efekty, czy coś brało itp. a w odpowiedzi słyszę: 'tak bierze - kur....ca'. Nie nastrajało to zbytnio optymistycznie...
Jest szarówka, powoli robi sie jasnawo. Widzę że niebo troszke zamazane chmurkami, ale padać nie powinno. Ubieram 'śpiochy', zakładam perłowego mannsa z czarnym grzbietem, i zaczynam maszerować do okoła zbiornika. W tym jeziorku łowię zazwyczaj z opadu, na miękkie przynęty, więc i wędka z delikatną, wklejaną szczytówką jak i plecionka - to reszta mojego ekwipunku. Dochodze do pierwszej miejscówki - bankówki, która nie raz obdarowała mnie pięknymi rybami. Od brzegu, do 15 - 17 metra, jest ona porośnieta zielskiem aż pod samą powierzchnie, później ostry spad na 4 metry. Ważne aby wlasnie tam posłać swoją przynęte, i w kontrolowanym opadzie bacznie obserwować szczytówke swojego wędziska, lub styk wody z plecionką zaraz po wpadniećiu przynęty do wody. Szczupaki zazwyczaj stoją na skraju zielska. Wykonuje pierwszy rzut, i moment po wpadnieciu do wody, guma o 'coś' śmiesznie zaczepia. Tne na wyczucie - i siedzi. Czuje na kiju jak wali mordą na boki. Chwila walki iii... spadł. Nie zalamując sie wykonuje kolejne żuty w nadzieji na kolejne pobicie. Jednak nic sie niedzieje.
Ide dalej. Kolejne miejscówki (przeważnie spadki dna, zarówno łagodne, jak i strome) okazują sie być puste. Co jest? pytam sie sam siebie. Nagle po przejściu kolejnego miejsca słysze przy brzegu mocny chlupot. Obracam sie, a tam pół metra od brzegu, piękny okolo 70cm szczupak, tarmosi sie przy sielskach. AAA i tu was mam - pomyślałem. Czyli tegoroczna zima opuźnila cały cykl przyrodniczy, więc i szczupaki są jeszcze niewytarte. Więc gdzie ich szukać...hmmm tam gdzie mogą sie wycierać, czyli w zielach. Popijając kawe i dumając robie kilka fotek. Bogatszy w nowe przemyślenia ruszam dalej, w kierunku, małej, bardzo zarośniętej zatoczki, po drodze robiąc sobie malą przerwę na siusiu - jak wiadomo w neoprenach nie jest to takie łatwe;p
Gdy dochodze na miejsce, widze że nie będzie łatwo. Zielsko sięga niemal powierzchni ( okulary polaryzacyjne - super sprawa). Wślizguję sie powolutku do wody, i tak po pas zamoczony wykonuję pierwsze żuty .Łowienie jest dosyć trudne, ponieważ guma raz po raz przychacza moczarki i innych zielonych łodyg. Jednak już za trzecim rzutem BUM! Coś siedzi. Staram sie go kontrować tak aby nie wyskoczył nad wode. Widzę jednak że to szczupak. Z za plęców chwytam podbierak - i jest! Pierwszy cętkowany tego roku. Ma 45cm. Szybka fotka i do wody.
Na kolejne branie nie musiałem długo czekać. Kolejna ryba tarmosi mojego perłowego mannsa, nie mając zamiaru go oddać. Gdy ryba jest na wyciągniecie ręki, tzn. podbieraka, wykonuje piękną świece wskakując prosto do niego. Już widzę ze jest większy. Szybkie mierzenie - 51cm. Jako że jest to pierwszy wymiarowy szczupak w tym roku, postanawiam zaprosić go na kolacje:) Łowię dalej, po kilku udanych rzutach, zaliczam 'wiewióre' czyli - przeliczyłem sie z odległością i moja przynęta bimba sobie na gałęzi... Mocne szarpnięcie i przynęta ląduje w wodzie. Zwinołem luźną plecionke, poderwalem rippera z dna, a w tem sruuu! Jak coś nie przywali, o malo wędki z dłoni mi nie porwało! Krótka siłowa walka, i w podbieraku ląduje piękna, grubiutka matka, ma 57 cm. i jest strasznie poobdzierana z lusek, jednak w dobrej kondycji, po krótkiej reanimacji wraca do domu by powiększyć o kolejne pokolenie, swoją rodzine.
Nawet nie spostrzegłem sie jak na niebie przybylo chmur, i zaczol padać drobny deszczyk. Ja jednak w pełni usatysfakcjonowany, wracam w strone samochodu dumając w myśli - 'czasami warto pogłówkować a nie tylko bezustannie biczować wodę'. Zdejmując przy samochodzie wodery, jak zawsze troche zmęczony - a za razem szczęsliwy, zastanawiam sie już nad kolejną wyprawą, tym razem na pstrąga. Ale o tym opowiem kolejnym razem:) Życzę miłego czytania:) Kamil
PS. przepraszam jak zawsze za ewentualne błędy:)