Wędkarstwo - coś dla ciała i ducha
Cezary Syrkiewicz (jee70)
2009-02-05
Czym jest wędkarstwo – sposobem na życie dla nielicznych, hobby burzącym wszystko inne, metodą na oderwanie się od rzeczywistości lub też wspaniałym spectrum na wyciszenie się i cudowny wypoczynek pośród łona przyrody. Ucieczka nad wodę jest dla mnie sposobem na ukojenie skołatanych nerwów, miejscem dla przemyśleń czy też zresetowniem mózgu po wytężonej pracy.
Co jakiś czas słyszę od różnych ludzi, że wędkarstwo jest „nie dla mnie, bo jak nic nie będzie brało to z nerwów wędki połamę” lub „siedzieć i patrzeć się w ten spławik jak szpak w pi... „mówią inni – myślę że nie rozumieją oni czym jest nawet chwila zapomnienia o miejskim zgiełku, chwila wytchnienia dodatkowo połączona z chęcią przechytrzenia instynktów obronnych ryby , zdobycia kolejnego doświadczenia, przetrwania jakiś czas bez cywilizacyjnych zdobyczy?.
Zastanawiam się jak wielu z nas to docenia?
Niejednokrotnie w czasie pracy w marzeniach wyświetla mi się obraz, że zaszywam się realnie jak Robinson w jakiejś dziczy i po przedarciu się przez gęstwinę krzaków, powoi i różnego zielska trafiam nad małą śliczną zatoczkę naniesionego piachu, gdzie spokojnie mogę rozłożyć fotel, wędki i na dodatek rozpalić ogień, który pomoże przyrządzić kolacyjkę, pod warunkiem że „mała” rybka zechce „połknąć” nasz haczyk z przynętą. Kilka razy udało mi się przeobrazić sen w jawę i w wymarzonym miejscu nad ukochaną rzeką Nidą (opisałem ją jako łowisko)(myślę że większość ma takie swoje umiłowane miejsca?) w spokoju pomyśleć nad sprawami, które w codziennym tumulcie zawsze odchodziły na drugi plan. Na taki wypad nie potrzeba dużo czasu – doba lub dwie zadziała lepiej niż pół roku biernego odpoczynku w mieście.
Czasami zadziałają pierwotne instynkty, szczególnie w nocy, gdy budzą się do życia nieznane dla nas gatunki ptaków i ssaków, a odgłosy ich życia są dla nas zagadką.
Sam kiedyś miałem niezłą przygodę – pojechałem z synem nad Nidę na przepływankę – tak na całą dobę. Wieczorkiem rozpaliliśmy ogień, a że nastawieni byliśmy na łowienie drobnicy to wzięliśmy prowiant w postaci kiełbasy i chleba. Gdy już dobrze przyszarzało i wyjęliśmy kije z wody zaczęło się pałaszowanie podsmażonej kiełbaski i rozmowy. Po dłuższym czasie zapragneliśmi przymknąć oko. Oczywiście pod gołym niebem, przy świetle ognia i księżyca. Po jakiejś godzince drzemki ogarnęło nas wielkie zdziwienie – bo zginęło na pół bochenka chleba z reklamówki i nic więcej. Zostały piękne wędki – kiełbasa i wszystko inne, a nie było tylko chleba. Dziwne to wszystko. Okazało się później, że pojedyncze kromeczki z woreczka wyciągnął jakiś gatunek lub podgatunek myszy i nieźle napracowawszy się przeciągnął wszystko na odległe o kilka metrów krzaki.
Kolejne nocne wypady i nasłuchiwania skłoniły mnie to bliższego zainteresowania się nocnymi mieszkańcami okolicznych łąk. Po jakimś czasie potrafiłem już po odgłosach, niewyraźnej sylwetce widzianej w lekkiej poświacie gwiazd rozpoznać nocnych towarzyszy.
Piękne jest to, że mimo wszystko potrafimy się odnaleźć w każdej sytuacji. Powtórnie nauczyć się widzieć barwy piękna i stwierdzić jak niewiele potrzeba nam do szczęścia (kawałek gruntu pod nogami, troszkę wody i spokój). Niejeden z nas za ten spokój oddałby wszystko.
Czasami lepiej jest odsunąć od siebie denerwujące nas tematy i pomyśleć o czymś przyjemnym, o czymś co niebawem może stać się realne, o sobie.