Wędkarstwo moje hobby â jak to się zaczęło.
Tomasz K (Kusti)
2009-05-12
W zasadzie zabawę z wędką, poznałem w najmłodszych latach swojego życia. Wędkujący dziadek często zabierał mnie nad wodę, użyczając którąś ze swoich bambusowych wędek. Nie były to jednak wyprawy, choć w najmniejszym stopniu przypominające te dzisiejsze… Mały chlebaczek, a w nim kilka kromek chleba, słoik ze świeżo wykopanymi robakami, kilka zachodzących rdzą haczyków z odzysku, parę ciosanych z kory spławików i „klepany” ołów. Zanęta??? Co to??? Po co??? Nie było mowy o czymś tak luksusowym a zarazem zbędnym. O boże… jak sobie teraz o tym pomyślę ^^ Na kiju żyłka, na której dałoby się wieszać pranie… Mimo tych pierwotnych narzędzi, ryby brały, a samo wędkarskie rzemiosło wydawało się prostą i tanią zabawą. Oczywiście jedyną znaną mi metodą, był spławik. Widywało się nad wodą spinningistów – sama „inna” metoda, jaką uprawiali, czyniła ich w moich oczach kimś wielkim… Coś takiego jak metoda gruntowa, była mi kompletnie nie znana, a i potrzeby nie było, aby w ten sposób wędkować bo ładną rybę dało się złowić blisko i bez koszyka pełnego zanęty.
Czas płynął, a dziadek ze zrozumiałych względów zakończył uprawiania swojej pasji. Tym samym i ja straciłem okazję do wędkowania. No może nie licząc sporadycznego moczenia kija na wczasach z rodzicami nad jeziorem. Z kumpli niestety nikt się wędkarstwem nie pasjonował, więc choć w głębi duszy coś mnie ciągnęło nad wodę, to brak okazji sprawił, że przez długi czas zapomniałem o wędkarstwie.
Któregoś dnia (wiosna 2004) odwiedził mnie młodszy kuzyn, mówiąc, że w pobliskim stawie wędkarze łowią spore karasie i że można by się tam wybrać. Zrobiło mi się ciepło, a przez ciało przeszedł dreszcz. To było przebudzenie uśpionej gdzieś wgłębi mnie pasji. Na szczęście byłem już finansowo niezależny więc na szybkiego skompletowałem sprzęt, kupując co wpadło pierwsze pod rękę… Pamiętam jak dziś – jakiś kij Jaxon 3,8 m, jaskrawo zielona żyłka 0,26 mm, haczyki Owner nr 8 i jakieś „ładne” nie koniecznie dobre spławiki. To były chyba najszybsze zakupy w moim życiu, więc chyba następnego dnia wybraliśmy się nad staw. Pamiętam, że byliśmy jedynymi, którzy wędkowali na spławik, co było chyba główną przyczyną naszego niepowodzenia. Po kilku bezowocnych wyprawach, z wielkim bólem postanowiłem spróbować metody gruntowej ze sprężyną. Choć metoda ta jakoś mi nie „leżała”, jednak szybko były pierwsze karasiowe wyniki. Szybko się do „gruntu” przekonałem i w zasadzie metoda ta stała się najczęstszą, jaką stosuję do dziś. Oczywiście spławik uważam za dużo przyjemniejszy, ale ubogie w rybostan wody i dalekie wypłacenia sprawiają, że przeważnie wędkuję z koszykiem.
Co było dalej? W zasadzie sezon 2004 spędziłem tylko nad tym jednym dzikim stawem, lecz w następnym roku, po raz pierwszy w życiu opłaciłem składki PZW, więc wód trochę przybyło. Zaczęło się masowe czytanie lektury i prasy wędkarskiej. Z czasem spróbowałem magii spinningu i metody na żywca a początkowo, do tego wszystkiego, wystarczała mi jedyna wędka, jaką posiadałem. Rosłem w siłę. Pamiętam, że gdy złapałem pierwszego w życiu szczupaka, to nie mogłem go wypiąć, tak trzęsły mi się łapy. Nie obyło się bez ran kąsanych…
Tak mijały kolejne sezony. Sprzętu i doświadczeń przybywało i wreszcie w roku 2007 w mojej wędkarskiej przygodzie nastąpił przełom!!! Na mojej drodze pojawiła się… Wisła. Mimo bladego pojęcia i braków sprzętowych na tę wodę, obładowany sprzętem niczym wielbłąd udałem się na pierwszą wiślaną zasiadkę. Mimo sztywnych wędek i znikomej wiedzy o królowej polskich rzek, udało mi się złapać kilka pierwszych w życiu cert, jakieś leszczyki, płotki. Było cudnie a ów dzień sprawił, że do dziś, Wisła stała się moją ukochaną wodą i tylko od czasu do czasu jadę odpocząć na wodzie stojącej.
Reasumując, nie żałuję ani jednej chwili spędzonej nad wodą ani też ani jednej złotówki wydanej na wszystko, co jest związane z tą pasją. Mimo to, przy zakupie pierwszej wędki, nie przypuszczałem, że ta zabawa tyle mnie będzie kosztować
Dziękuję za uwagę i życzę wszystkim takich doznań nad wodą, jakie towarzyszą mi