Wędkarz czy kłusownik?
Dawid Matuszewski (dawidhosse)
2009-02-26
Każdy z nas jest również wspaniałym przyrodnikiem,gdyż oprócz chęci zmierzenia się z 'bestią z toni', czerpie radośc z samego przebywania w tym miejscu, szanuje otoczenie wokół a nawet czyni starania w kierunku polepszenia tych miejsc. Nie idziemy tam jak barbarzyńcy wymierzać śmierć bezbronnym stworzeniom, tylko po to by cieszyć się ich obecnością i pasją, której nam dostarczają. Niestety nie wszyscy spotkani na łowisku koledzy podzielają tę opinię. Spora grupa spośród nich to tak zwani przeze mnie wędkarze-kłusownicy.
Dlaczego tak o nich piszę, a to z tego względu,że idąc nad wodę nastawieni są głównie na chęć zdobyczy. Kompletnie nie szanują otoczenia oraz już zupełnie nie czerpią satysfakcji z samego faktu wędkownia.Zobacz sam,idziesz nad wodę i spotykasz tam pana X, który jest tu już jakiś czas.Widzisz jego sprzęt, różnej klasy, w wodzie siatka ze złowionymi rybami, w której dominują same niewymiarówki, głównie dlatego, że owy pan nawet nie ma zielonego pojęcia jak zabrać się za większe okazy. Przeważnie z takim oto dorobkiem wraca do domu, gdyż niepojętym jest dla niego wypuszczenie jakiejkolwiek złowionej ryby. Co gorsza sposobem swojego zachowania wystraszy prawdziwą rybę i o złowieniu w tym miejscu naprawdę ładnej sztuki nie ma już mowy.'
Miejsce' jego pracy wygląda żałośnie,w skrócie jeden wielki bałagan. Tuż przy nim zobaczysz świeżo zgaszonego papierosa,o ile pet nie wylądował wcześniej w wodzie. Jak taki doświadczony w swym miemaniu wędkarz obchodzi sę ze złowioną sztuką, tego lepiej nawet nie wiedzieć.Co zabawniejsze spora część tych osobliwości posiada kartę wędkarską, więc powinni mieć choć podstawy wiadomości i zasad związanych z tematem. Rzeczywistośc wygląda jednak strasznie. Szczerze mówiąc, gdy widzę takiego delikwenta przechodzi mi ochota na jakąkolwiek przygodę z nieznaną rybą z toni.
Z pełną opdowiedzialnością mogę stwierdzić, że człowiek taki praktycznie w niczym nie różni się od tych,którzy kłusują przy użyciu sieci czy ogłuszają ryby prądem. Jako że sam jastem przyrodnikiem, sytuacje takie doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Pamiętam jak kiedyś,przy okazji jednej z leszczowych wypraw, do miejsca w którym łowiłem przyszedł, niezwykłej klasy gość.Poczęstowałem go kanapką, za co odwdzięczył mi się możliwością obserwacji, a był to młody szczurek wodny.
Muszę przyznać, że była to niezwykła przygoda i trwała dłuższą chwilę. Z takich przeżyć czerpię radość czasu spędzonego nad wodą. Nie z krwawych wypraw na niewymiarowe rybki. Także zastanówcie się trochę czytając ten artykuł i przed kolejną wyprawą na łowisko,co jest w tym hobby tak naprawdę ważne...z wędkarskim pozdrowieniem.