Wędkowanie mimo przeciwności losu
Mirosław Klimczak (Zander51)
2013-09-16
Trudno mi o tym pisać. Mała złota Odznaka Turystyki Pieszej. W Liceum przeszedłem najwięcej rajdów, zaliczyłem w nogach najwięcej kilometrów. Jedyny w moim mieście mam taką odznakę. Od małego z ojcem przedzierałem się przez krzaki w poszukiwaniu odpowiedniego stanowiska na naszej miejskiej Łynie, by powędkować. Raz nawet pojechaliśmy rowerami, ale przebijanie się przez chaszcze wykluczyło podobne pomysły na przyszłość. Sam nie wiem jak to zniosłem jako 9-cio latek.
Mistrzostwo województwa juniorów w piłce nożnej. W Liceum kapitan drużyny koszykarskiej. Najmniejszy w zespole. Potem AWF… Wracam do swego miasta i od razu zaproszenia do drużyn siatkarskich. Mimo niewysokiego wzrostu skaczę wysoko i zbijam nad blokiem. Potem wędkowanie. W każdą wolną chwilę. Spławik mnie nudzi. A wiekowy Pan Rysio łowi metrowe szczupaki. Ja też chcę ! Polubił mnie Pan Rysio i pamiętał jak to jako berbeć wyjąłem mu sporego szczupaka spod łódki. I zdradzał mi swoje sekrety…
Młody byłem. Pływałem na wiosłach 6 km do granicy i z powrotem. Pod prąd bez większego wysiłku. Cierpliwością, konsekwencją, poznawaniem łowiska doczekałem się dużych ryb. I zrozumiałem, że w zasadzie tylko takie wędkowanie ma dla mnie sens. Albo dochodzisz do szczytu, albo wcale nie łów. Nie interesowały mnie drobiazgi. Złowiłem 32 medalowe ryby. Nie wiem, czy to dużo, czy mało. W mojej okolicy pewnie najwięcej. Jaka woda, takie ryby , podobno tak mówią.
Ale stało się coś, czego nigdy bym nie przewidział. Przyplątała się poważna choroba; niedokrwistość. Oczywiście nie zdawałem sobie z niej sprawy, dopóki nogi nie zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Z każdym wyjazdem wnoszenie gratów do łódki było coraz bardziej męczące i coraz dłużej grzebałem się z manelami. I czułem się zmęczony.
Lekarz rodzinny wydał na mnie wyrok. Idziesz do szpitala… Ja ? Niemożliwe ? Okaz zdrowia przecież jestem…
To było 7 lat temu. Przebadano mnie wzdłuż i wszerz. Wątroba zdrowa, żołądek i jelito grube. Tylko czemu znika mi krew…
Nic nie wymyślili. Jedyny pozytyw, że dali mi 4 worki krwi. Poczułem się lepiej i łowiłem nadal. W 2007 złowiłem dwa metrowe szczupaki i medalowego lina. No i sporo sandaczy. Ale z każdym rokiem było gorzej. Przegrałem kilka wielkich pojedynków z dużymi rybami, bo brakowało sił i spokoju w walce.
Ubiegłoroczny sum, ryba życia dał mi sporo do myślenia. Dałem radę, mimo, że slaby jestem. Nawet go nie podniosłem.
W piątek wyszedłem znowu ze szpitala. Dostałem krew i pewnie kilka lat pożyję. I będę walczył z rybami. Ale w większości im odpuszczę. Bo teraz wiem jak smakuje życie…