Wędkowanie w Islandii - pierwsze kroki w Atlantyku
Marcin Kapyś (Morciaty)
2014-03-16
Witam serdecznie wszystkich po chyba zbyt długiej przerwie na portalu wedkuje.pl. Życiowe perypetie i wielkie zmiany były początkiem tego wszystkiego co ma miejsce teraz i tutaj. Niestety nasz kraj nie oferuje zbyt wiele jeżeli chodzi o pracę więc podzieliłem los wielu naszych rodaków i zdecydowałem się na emigrację. Nigdy nie przypuszczałem, że tak odległą. Wędkowanie w Islandii- pierwsze kroki w Atlantyku
Islandia to wyspa, która w opinii wielu jest jak kobieta - zimna na zewnątrz i gorąca w środku. Jest w tym na pewno mnóstwo niebezpodstawnej prawdy. Trochę czasu zajęło mi i mojej partnerce przyzwyczajenie się do nowego kraju, nowych miejsc i przede wszystkim ludzi oraz klimatu. O tym może opowiem przy okazji kolejnych relacji. Przejdę teraz to sedna sprawy czyli tego o co chodzi w tym miejscu na portalu - wędkarstwo! Uwierzcie mi, że Islandia może się okazać wędkarskim rajem dla mnie. Już w pierwszym tygodniu po przylocie do Reykjaviku czyli stolicy, udałem się z nowo poznanymi znajomi na wędkowanie w oceanie Atlantyckim. Miejscowość o nazwie Keflavik, które jest jednoczenie portem lotniczym stało się kierunkiem wyprawy.
Matko jedyna! Jakże odmienną rzeczywistość spotkałem po dotarciu na miejsce. Wędkowaliśmy z brzegu, co z początku wydawało mi się iście szalonym pomysłem, a to pewnie dlatego, że wędkowanie w tek rozległych wodach kojarzyło mi się raczej z wędkowaniem z łodzi, kutra, czy innej jednostki pływającej. Nic bardziej mylnego. Łowienie z brzegu oraz łowienie w portach jest tutaj bardzo popularne. Miejscówka przypominała swoim wyglądem księżyc ( chociaż nigdy tam nie byłem) ogromne skały, strome klify z nielicznymi zejściami do poziomu wody. To wszystko sprawiało, że początkowo nie byłem przekonany do tego co mam zamiar robić czyli wędkować tutaj. Jednak nowi znajomi powoli i systematycznie wprowadzili mnie w tajniki łowienia "na skałach".
Bardzo skutecznie z resztą, bo już po dwóch godzinach sprawnie poruszałem się po tym terenie nie robiąc sobie krzywdy. Przynęty stosowane tutaj przy łowieniu z brzegu to przede wszystkim filet saury ( tłustej rybki, którą tutaj importują z Rosji, osobiście to sprawdziłem podczas zakupu tej rybki w porcie) oraz rozmaitych przywieszek: dorszowych, śledziowych i makrelowych. Schematy przypisania tych przywieszek konkretnym gatunkom ryb jest zbędne, gdyż powiązanie niektórych elementów zestawów ze sobą dają zaskakujące efekty.
Z brzegu łowi się tutaj dorsze, isy, czarniaki, makrele, zębacze (wilki morskie), flądry a nawet rekiny . Moją pierwszą islandzką zdobyczą padł prawie 4 kilogramowy dorsz. Wyholowanie go z odległości ok 50 metrów z głębokości około 25 metrów było nie lada wyzwaniem dla nizinnego wędkarza jakim jestem ( a może byłem?). Frajda niesamowita, radość z pierwszej ryby na obcym terenie była wielka. Tego dnia złowiłem jeszcze kilka sztuk isy oraz fląder. I tak musiałem czekać do nowego roku i kolejnego rozpoczęcia sezonu. Dowiedziałem się w międzyczasie, że w oceanie może łowić każdy na dwie wędki bez żadnego zezwolenia.
Super!!! W Polsce nie do pomyślenia. Pozwolenie wędkarskie obowiązuje tutaj na jeziora ( VEIDIKORTID ) kosztuje 5000 isk i obejmuje 36 jezior w całej Islandii. Pod koniec stycznia postanowiliśmy otworzyć sezon, gdyż dowiedzieliśmy się, że w porcie w miejscowości Grindavik, wędkarze zaobserwowali ławice śledzi i czarniaków. Pojechaliśmy! Wiatr w Islandii nabiera nowego znaczenia uwierzcie mi na słowo;) Temperatura odczuwalna to inna bajka niż temperatura powietrza;) Zmarznięte ręce dawały w kość ale odpowiednie ubranie daje radę;) Pogoda tutaj to istny kalejdoskop. Kilkanaście rzutów i użeranie się z małymi flądrami dobiegło końca. Szarpnięcie szczytówki było gwałtowne ale zacięcie jeszcze szybsze. Wędka zaczęła kierować się ku wodzie więc od razu poluzowałem hamulec. Dobry ruch, ryba wywinęła kilka metrów po czym zaczęła dać się holować. Pierwsza myśl była taka że rybę o podobnej wielkości miałem na wędce w Bugu. Kilka minut holu ukazało zdobycz na powierzchni.
Był to piękny czarniak i ryba która na pewno była moją życiówka. Po sprawnym podebraniu osęką przez mojego kolegę Grzesia mogliśmy podziwiać rybę na brzegu. Czarniak ważył nieco ponad 8kg! Dla mnie to było fantastyczne. Ryba nie wróciła do wody, ale skończyła jako przepyszne kulinarne trofeum - lepszej ryby w życiu nie jadłem. Gratulacji i zachwytów było wiele a ja sam był bardzo podekscytowany. Rozpoczęcie sezony wybitne. Wczoraj natomiast wybraliśmy się do Keflaviku w poszukiwaniu wilków morskich zwanych tutaj i w Norwegii steinbiturami. Niestety mnie osobiście nie udało się owego wilka schwytać ale mój znajomy Piotr popisał się szóstką wyholowanych osobników. Ryba wygląda do prawdy strasznie. Fotografii niestety nie mam bo nie zwykłem fotografować zdobyczy kolegów, ale jak złowię swoją na pewno się pochwalę. Oto początek moich wędkarskich kroków w Islandii. W miarę wypraw będę systematycznie opowiadał Wam o swoich wyprawach. Witajcie po przerwie! Z wędkarskim pozdrowieniem dla czytających oraz wszystkich użytkowników portalu wędkuje.pl.