Wędkowanie w Bartoszowie

/ 1 komentarzy / 4 zdjęć


12 sierpnia 2013 roku wybrałem się z kuzynem na staw w Bartoszowie. Wcześniej na tą wyprawę przygotowałem kulki do nęcenia oraz kupiłem kilka rzeczy.
Po przyjeździe na staw akurat zastaliśmy Pana zbierającego opłaty za wędkowanie. Płacę i pytam co tam się tu działo wczoraj. Pan odpowiedział mi, że dawno nie było jeszcze tyle osób co było wczoraj (w niedzielę). A jeżeli chodzi o brania? - zapytałem,
A Pan odpowiedział, że karpi wczoraj na brzegu wylądowało dużo, a dodatkową zdobyczą były dwa piękne, ponad 60-cm amury. Sprawiły podobno ogromną radość.
No to bierzemy sprzęt i idziemy - powiedziałem.
Na stawie nie było nikogo, więc mieliśmy jak to Pan powiedział: "cały staw dla siebie". Rozłożyliśmy się oczywiście koło najlepszego - według mnie - łowiska, czyli koło trzcin. Kuzynowi zaleciłem rzucanie niedaleko roślin - łowił za pomocą spławika, a ja rzucałem około 40 - 50 metrów od brzegu (od trzcin) w stronę środka stawu. Na pierwszy ogień u mnie poszedł pop-up 12 mm koloru czerwonego. Do woreczka rozpuszczalnego napakowałem suchej, domowej zanęty na karpia (z grubych składników) oraz domowe kulki do nęcenia. Przez 2 godziny nic, zero brań. Karpie cały czas pokazywały jak pięknie potrafią wyskakiwać z wody. Zakładam teraz "bałwanka". I przez kolejne 2 godziny nic. Próbuję, zmieniam kolory kulek i wielkości ale dalej nic się nie dzieje. W końcu zakładam kukurydzę (tyle ziaren co zawsze) i zarzucam. Niespełna 10 minut później branie. Ryby stawia
mały, wręcz nawet bardzo mały opór. Przy brzegu widzę, że to karaś. Podbieram go i ląduję na macie. Na oko daję mu jakieś 20 cm. I zmieniam kukurydzę i zarzucam, teraz bardziej koło trzcin. Starczyło poczekać około 5 minut na potężne branie... ale niestety karasia. Sygnalizator bardzo gwałtownie podniósł się "do kija" i zaczął pracować wolny bieg. Zacinam. Przy brzegu zrywa się karaś, niewiele mniejszy do tego wcześniejszego. Nie musiałem go wypuszczać - sam zwrócił sobie wolność. W tym czasie karpie dają popisy akrobatyczne. Jeden z nich był nawet tak miły i wyskoczył dosłownie koło długiego kija jednego z sąsiadów łowiących po mojej lewej ręce. Nikt nie ma dziś szczęścia do karpi, ani na kulki, ani na kukurydzę, ani nawet na robaki. Po prostu wybrałem zły dzień na karpie. Mam nauczkę na przyszłość: Po niedzieli na karpie? Nie!
Po prostu jak było tak dużo wędkarzy dzień wcześniej i dajmy, że każdy wrzucił po kilogramie zanęty na tym zbiorniku, to można
powiedzieć, że ryby się najadły. Nie chcą żerować.
Na koniec Pan zbierający opłaty powiedział mi coś co pamiętam nadal: "Jeżeli karp się spławia, to nie weźmie".
Pozdrawiam wszystkich - Kamil

 


5
Oceń
(9 głosów)

 

Wędkowanie w Bartoszowie - opinie i komentarze

DaViDoSeKDaViDoSeK
0
O tym że jak się spławia to nie weźmie raczej nie słyszałem. Fajna rada i nie przyjeżdżaj w poniedziałki! ;D ***** i pozdrawiam. (2013-08-20 16:51)

skomentuj ten artykuł