Wędkowanie z synem
Mirosław Klimczak (Zander51)
2013-03-15
Przyjechał synek na tydzień. Nie widziałem go chyba z rok. Skończył AWF w Gdańsku i mieszka już z dziewczyną. Matko Boska, ma już 25 lat…
Zapomniałem, że to był kiedyś straszny bałaganiarz i doprowadzał mnie do nerw. Teraz nie przeszkadzało mi, że talerzy nie ma na suszarce, tylko gdzieś w zakamarkach swego biurka je chowa jak dawniej. Nie przeszkadzało mi, że kranów nie dokręca, że drugą rolkę papieru toaletowego rozpoczął i postawił ją na spłuczce, jakby nie widział, że od 25 lat wisi takie ustrojstwo na ścianie, w którym obraca się rolka toaletowa. Nawet nie przeszkadzało mi, że słuchawka prysznicowa leży w wannie a nie wisi w uchwycie. Nie przeszkadzało mi też, że zdążył przetestować połowę moich nożyków do golenia z paczki, która starcza mi na pół roku. Że nie domyka butelki z szamponem a ja jak zawsze strącam ją niechcący do wanny. Nie przeszkadzało mi też, że gdy wracałem po nocnym dyżurze, to tradycyjnie przewracałem się o jego buty, które postawione były w "artystycznym nieładzie" w przedpokoju. I nie miałem pretensji, że zimne piwko, o którym marzyłem po powrocie z pracy wyniosły z lodówki krasnoludki...
Ważne, że przyjechał. Znowu oglądaliśmy razem mecze jak dawniej. Trafiliśmy na mecz Borussi Dortmund, potem Juventusu. Wspominaliśmy jego grę w drużynie mistrzów województwa. Był kapitanem i najlepszym piłkarzem. Wspominaliśmy też jego początki wędkowania. Wiem, że ma talent. Ale kiedy chciałem zabrać go w którąś niedzielę na ryby, to mi powiedział:
- Tato. Niedziela, to jedyny dzień w którym mogę się wyspać. Może po południu wyskoczymy na kilka godzin ?
No tak. Szkoła, treningi piłkarskie, mecze, które kosztują dziesięcioletniego chłopaka tyle zdrowia. Przestałem forsować myśl, że zrobię z syna wędkarskiego Mistrza Świata. Ważne, że ma zajęcie i nie stoi pod klatką z innymi znudzonymi życiem młodymi ludźmi i nie pluje pestkami od słonecznika na chodnik.
Sławek to był dobry dzieciak. Dobrze się uczył, posłuszny, ambitny piłkarz. W nagrodę tatuś kupił mu komputer i załatwił internet z sąsiadami i stworzyli wspólną sieć. I takim oto sposobem, stosując tak zwaną niedźwiedzią przysługę wykombinował jak zaszkodzić własnemu synkowi. Bo synek wsiąkł zupełnie. Został nawet Mistrzem Polski w Quake, czy jak to się tam nazywa.....
Nie zdał matury tak jak powinien i nie dostał się na prawo jak planowaliśmy. Trudno, przecież świat na tym się nie kończy. Wybrał AWF, czyli uczelnię sportową. Czy ojciec wuefista miałby coś przeciwko temu ? Tym bardziej, że Sławek na egzaminach pobił rodzinny rekord w biegu na 100 metrów. Zaskoczył mnie, nie myślałem, że potrafi biegać tak szybko.
Nie wiem kiedy zacznie regularnie wędkować. Ale , czy to największy problem młodego człowieka, który planuje zacząć dorosłe życie ? Skończyli studia, pracy nie mają, mieszkania nie mają. A co mają ? Puste obietnice Tuska o Irlandii. I myśli o tej Irlandii, ale o tej za Morzem Północnym. I czego się doczekałem ? Kształciłem jedynaka, by teraz zdesperowany walczył z myślą o szukaniu chleba w obcym świecie ? To moje wnuki mają do mnie przyjeżdżać tylko na święta i w urlopie rodziców ? O take Polskę walczyliśmy panie Wałęsa ?
Sławek pobył tydzień, załatwił swoje sprawy i pojechał. Z kranów już nie cieknie, talerze się znalazły i karnie wiszą na suszarce. O buty się nie potykam. Butelek po piwie też nie znajduję po kątach. Czyli wsio oki. Tylko czemu ta cisza w domu tak mi dokucza ?