Weekend spod znaku Szczupaka
Artur Sadłowski (Artur z Ketrzyna)
2015-05-15
Jak co roku długi weekend majowy, poświęcam mojej ulubionej rybce. To spotkanie po tak długiej rozłące przysparza emocji i budzi wyobraźnie. Lecz w tym roku było troszkę inaczej. Zero nowości w skrzyneczce, nawet żyłka z ubiegłego roku, nie zniechęciły mnie od zawziętego poszukiwania zębatych.
Poprzedni sezon, jak i przebieg wiosny nie rozpalił moich neutronów do czerwoności, by te wypady były dopracowane i zaplanowane. Ot, są miejscówki które można obskoczyć. Przebieg wiosny w moim regionie nie zapowiadał specjalnie atrakcyjnych łowów, tak więc pierwszy wypad, był zaplanowany bardziej pod rekonesans. Krzysztof też nie nastawiał się na jakieś szczególne łowy, po prostu trzeba sezon rozpocząć i tyle. Bo to taka nasza tradycja.
1 maja wyjazd o 8.30, najpierw teściowej podrzucić mięsko, potem zabieram Damiana i nad wodę. Jesteśmy po dziewiątej, nad łowiskiem. Wędkarze się już zbierają, i żebym nie zobaczył ładnego szczupaczka jaki dziś padł łupem, pobudził nasze żądze. I szybciutko sru do łódki i na wodę. 4 godzinki biczowania i zmian miejscówek przyniosły nam tylko 2 spudłowanie brania. No cóż „kto późno na ryby wychodzi, sam sobie szkodzi”. I pewnie następny dzień bym se odpuścił, i spędził go na grillu na działce. Ale telefon od Krzyśka, zmienił moje plany. Kurcze, on trafił 8 szt, tak więc jednak biorą, ale tylko z samego rana.
Więc 2 maja, przed piątą udaję się na moja miejscówkę nr 2 Guberek odcinek Cegielnia. Wyleciałem z domku troszkę w pośpiechu, i jak się okazało zapominałem telefonu. Trudno fotek nie będzie... Dotarcie do majowych stanowisk zajęło troszeczkę czasu. Po drodze jednak nie omieszkałem zajrzeć w inne potencjalne miejscówki. Po drodze zaliczyłem jedno pobicie, 2 zaczepy. Pleciona się Mikado się spisała i przynęty zostały uwolnione. W końcu zbliżyłem się do pierwszej majowej miejscówki. Schodzę ostrożnie i cicho po stromym brzegu. Już jestem nad taflą wody, gdy praktycznie spod nóg z sykiem wskakuje do wody dorosły bóbr, i w popłochu ryje mi pół miejscówki. Pierwsza myśl to by nie pitolił się na tą płyciznę, bo już na pewno nic dziś tu nie zaliczę. Udaje się że chowa się pod kępą na krawędzi wypłycania. Pozostało mi obłowić wypłycenie po lewej stronie. Przynętę muszę prowadzić dość wysoko, bo pełno tam zaczepów. Mam 2 pod-skubnięcia i jeden nietrafiony atak. Głębiej nie puszcze przynęty, bo już szuram po zaczepach, a jak przynęta mi w nich ugrzęźnie to i ta pletka nie pomoże. Więc idę na następna płyciznę. Przedzieram się przez rozrośnięte krzaczorki, i widzę wodę. Pierwszy rzut zamieszanie w wodzie, białoryb w popłoch i wzruszył powierzchnię wody swoją ucieczką, wtem przytrzymanie, zacięcie i króciutki kontakt z rybą. Następne rzuty oprócz popłochu drobnicy, nic nie przynoszą. Odwiedzam jeszcze jedną miejscówkę, i trzeba się wracać. W powrotnej drodze zaglądam jeszcze raz na wydrową zatoczkę (nazywam ja tak gdyż tam kiedyś miałem przyjemność zahaczyć tą piękność na wędkę, co opisałem na swoim blogu w jednym z pieszych wpisów) kontakt, potem branie, i na brzegu ląduje mały szczupaczek 42 cm, obklejony pijawkami. Pierwszy szczupaczek w sezonie, wraca do wody bez foto. Wykonuję jeszcze po kilka rzutów w kilu miejscach, lecz bez efektu.
W domu sąsiad wspomina o stawie w Windkowie, ponoć tam grasują zębacze i nieźle współpracują. Tak więc robimy wypad po południu. I jak się okazuje studnia, zero aktywności drapieżnika jak i białorybiu... I do tego utopiłem swoje ulubione kombinerki Yorka!
Na Niedzielę był zaplanowany wypadzik na jeziorko Kiersztanowo, lecz Damian nie obgadał krypy. Tak więc telefonicznie uzgadniamy że jedziemy na Siercze. I jak zaplanowawszy obaj spotykamy się nad łowiskiem o 4.40, taktyka już ustalona, pozostało tylko wdrożyć ją w życie. Odwiedziliśmy 3 miejscówki, czego efektem było 6 zębatych i 2 spady. Damian swoje 2 złowił na gumki Relaxa i Mansa, Ja wszystkie 4 na Kopytko Relaxa. Rybka nie była zbyt aktywna i brania były na leniucha. Jak zwykle większości darowaliśmy życie i tylko po jednym zabraliśmy w celach konsumpcyjnych.
Od tego czasu było jeszcze kilka wypadów. I powiem że ten sezon zapowiada się lepiej niż poprzedni.