Zaloguj się do konta

Węgorz i karpie w kapelonach

Węgorz i karpie w kapelonach
Nastały upalne dni. Temperatura w ciągu dnia w wielu miejscach przekraczała nawet 30C. Nagrzana woda wraz z nastaniem nocy zaczynała oddawać nagromadzone w ciągu upalnego dnia ciepło, co objawiało się licznymi zamgleniami w rejonie zbiorników wodnych. Warta w rejonie mostu tego pięknego poranka przypominała dosłownie spiętrzony wał cukrowej waty.
Poranek tego dnia nad jeziorem był równie czarujący. Spokojną taflę jeziora spowijały nisko pełzające nad wodą tumany. Krótko po czwartej rano ten tajemniczy krajobraz przeszywały dźwięki ptactwa buszującego w okolicznych drzewach. Wraz z pierwszymi, jeszcze delikatnymi promieniami słońca od kierunku południowego, z pobliskich moczarów doszedł donośny klangor żurawi. Klangor żurawi http://youtu.be/-uB_cFFwB4s
Z kolei od południa w przerwach pomiędzy śpiewem żurawi charakterystycznym szczekaniem zaczęły nawoływać się kozły sarny.
Takie to odgłosy przyrody towarzyszyły mi podczas rozkładania sprzętu wędkarskiego i urządzaniu stanowiska. Wypatrując w łowisku, usytuowanym na skraju pasa grążela żółtego, najmniejszych oznak żerowania linów, potężna fala zasygnalizowała niecodzienne zjawisko. Początkowo wyglądało to na atak wielkiego drapieżnika. Wątpliwości jednak wzbudziła duża prędkość przemieszczania się nieznajomego osobnika pośród gęstej roślinności. Pierwszą myślą była chęć ruszenia do samochodu po spinning, jednak zaaferowany niecodziennym widokiem pozostałem na stanowisku i zacząłem się zastanawiać. Czyżby to była wydra lub spłoszony bóbr? Raczej nie, gdyż zapewne wcześniej czy później zwierzaki wynurzyły by się, aby zaczerpnąć powietrza. Co więc u licha robi tak wielkie zamieszanie w tych kapelonach? Z różnym natężeniem te harce w różnych miejscach zatoki trwały dobrą godzinę. Po pewnym czasie wszystko się uspokoiło i mogłem spokojnie skupić się na wędkowaniu.
Na odległościówkę ustawioną po prawej stronie stanowiska, pomimo różnych kombinacji i zakładania na haczyk na zmianę czerwonego robaka, kukurydzy lub nawet kanapeczki, liny i karasie omijały mój zestaw z daleka. Skubały jedynie drobne wzdrążki, dając za każdym braniem nadzieję, że może tym razem będzie lin.
Lewy zestaw w dniu dzisiejszym zmontowany został z solidniejszego wędziska, teleskopowego Shakespeara 3,50m i 50-70g c.w. jako typowej przystawki ze spławikiem. Na haczyku wylądowały dwie dendrobeny w oczekiwaniu na większą zdobycz. Krótko po 6.00 biały, własnej roboty spławiczek z ruchomą pomarańczową bojką nagle zniknął mi z pola widzenia. Rzut oka na szczytówkę i widzę jak żyłka się napina. Chwytam za dolnik wędki, zdecydowanym ruchem zacinam! Czując rytmiczne silne bicie oceniam, że na haku jest węgorz. Dokręcam więc lekko hamulec kołowrotka i wykonuję bardziej agresywny hol. Nie mogę popuścić węgorzowi ani na chwilę. Dobrze znam jego sztuczki. Kiedyś straciłem na j.Kobyleckim przysłowiową „rurę”, kiedy będąc zbyt nieuważnym i pewnym siebie doprowadziłem do sytuacji, kiedy dosłownie pod nogami węgorz złapał końcówką ogona olszynową gałąź zatopioną w wodzie. Po tej chwili mogłem tylko obserwować jak wykorzystując swoje naturalne możliwość, węgorz okręcał się wokół gałęzi doprowadzając w końcu do zerwania przyponu. Ileż to razy podczas podbierania zawinie się bestia ogonem za krawędź podbieraka, zamota zestaw i czmychnie z pomostu. Dlatego też plan działania jest prosty. Lądować rybę wykorzystując niskie położenie pomostu i jak najszybciej wprowadzić ją do pustego wiaderka zanętowego. Dopiero później będziemy się bawić w odhaczanie. Tym to sposobem udało mi się zamiast linów i karasi, złowić dobrą sześćdziesiątkę na otarcie łez.
Dochodzi siódma, pora więc klarować sprzęt i zjeżdżać do pracy. Będąc już przy samochodzie ponownie słyszę potężny chlupot w przybrzeżnych kapelonach. Odpalam aparat fotograficzny i biegiem ruszam na pomost.
Wschodzące coraz wyżej słońce, które wyjrzało zza koron olszynowego zagajnika i rzuciło ciepłe swoje promienie na spokojną taflę jeziora, odsłania przede mną tajemnicę słonecznego poranka i cichej zatoki.
Na czele poprzez kapelony pruje wodę, ukazując potężną płetwę swój gruby grzbiet, na oko 10kg samica karpia, a za nią w amoku podąża trzy, może cztery znacznie mniejsze samce. Takim to miłym akcentem zakończyła się poranna wędkarska przygoda.
Tarło karpia http://youtu.be/Jz0ywvDOis4

Opinie (6)

feroza

Przyznam, Marku, że trafiłeś w dziesiątkę komentarzem na temat "umiejętności" sznurówek. Nie raz, nie dwa dały mi się we znaki te zmyślne, sprytne rybki. Za wpis i super fotki, z wielką przyjemnością *****. Pozdrawiam.... [2014-05-22 20:32]

feroza

A swoją drogą, zaczynam Ci zazdrościć tych super "jeziornych" klimatów. Na moich okolicznych zbiornikach, od kilku lat, mogę zapomnieć o grążelach i im podobnych. By je zobaczyć muszę gnać minimum 100 kilometrów... [2014-05-22 20:37]

Darek12

treść "5" a co linków :-( niestety są zablokowane. [2014-05-24 22:06]

Darek12

zjadło wyraz "do" - jak już publikujesz likni to proszę udostępnij, są zablokowane - prywatne. [2014-05-24 22:07]

marek-debicki

Przepraszam! Filmiki pod linkami udostępnione. [2014-05-24 23:08]

pstrag222

Ehh kiedy to złwie swojego pirwszego wegorza to nie wiem ***** pzdr.pstrag222 [2014-05-27 12:05]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…

Klątwa Przełamana

Jak to szybko minęło, jest już miesiąc maj, bieżący rok przywitał na…