Wessał go Bangkok

/ 3 zdjęć


Zapowiadała sie niesamowita wyprawa na ryby, na ocean. Sześcio metrowa łódź z 40-sto konnym silnikiem. Nas trzech i miejscowy przewodnik. Dziesiąta rano spotkanie, wyruszamy po paliwo, olej do benzyny i lód do przenośnej lodówki. Przewodnik pierwsza klasa, snuje opowieści jakie ryby i gdzie będziemy łowili, no trochę późno ale nie za bardzo, lekki pospiech. W końcu zatrzymujemy się przy stacji po paliwo; miejscowy, „dziadek”, tak go ochrzciliśmy , mówi ze idzie po olej. Ok. przynosi po paru minutach jakiś litr (potem okazało sie ze, była to zwykła woda!!!), i ze potrzebuje ok 50-ciu euro na paliwo. Robimy zrzute. Gość oddala się na stacje. Czekamy i rozmawiamy o rybach, możliwościach , nawet o filmach (Hangover II), spokojnie mija czas. Po ok. godzinie zaczynamy się pytać gdzie on jest z pieprzonym paliwem. Nic, dalej go nie ma, jeden z nas idzie na poszukiwania, na stacji nic nie wiedzą. Aha, gość chyba nas zrobił w trąbę. Wziął kasę i … wessał go Bangkok ;) I rzeczywiście zniknął z kasą i naszymi planami. Co robić? Pojechaliśmy na debarkader z dużą dawką ”dobrego humoru”(co widać na fotkach), nic nie złowiliśmy ale zabawa była przednia, zwłaszcza jak rozmawialiśmy o naszym „dziadku” co go wessał Bangkok ;).Cóż realia Gabonu ;)

 


4.5
Oceń
(13 głosów)

 

Wessał go Bangkok - opinie i komentarze

skomentuj ten artykuł