Wielkie sandaczowe okonie
Grzegorz Siciński (sicina)
2008-04-09
Czy można sobie wyobrazić wędkarstwo, a w szczególności wędkarstwo spinningowe bez okonia? Oczywiście, że nie, gdyż okoń jest jedną z pierwszych ryb złowionych przez wędkarza wdrażającego się w specyficzne techniki spinningowego rzemiosła. Jest również bardzo cenną zdobyczą dla wędkarza doświadczonego, który niejeden okaz już widział. Jedyna różnica między młodym, a starym wędkarzem polega na docelowej wielkości łowionych ryb. Młody zapalony, szukający doświadczenia spinningista, zadowala się każdą złowioną rybą, gdyż dopiero szlifuje swoje techniki wędkowania i większość łowionych przez niego ryb mieści się w przedziale do 25 centymetrów. Oczywiście będą zdarzały mu się większe sztuki, ale będzie to z pewnością dzieło przypadku. Natomiast doświadczony wędkarz poluje, z mniejszym lub większym skutkiem, na duże garbusy. Mówię o egzemplarzach o długości grubo powyżej 30 centymetrów, a najchętniej widzianymi rybami są te powyżej 40-tki.
Chciałem wam napisać kilka słów o metodzie, którą niedawno odkryłem, a która pozwala na niebywale selektywny połów egzemplarzy tego gatunku. Nie twierdzę, że odkryłem nową technikę, chciałem jedynie udowodnić, że okonie łowione poniżej opisanym sposobem nie są tylko przypadkowym przyłowem, ale mogą stać się docelową zdobyczą.
No, ale przejdźmy do rzeczy. Dwa lata temu wybraliśmy się ze znajomymi na trening przed powszechnie znaną imprezą z cyklu Grand Prix Polski pod nazwą Puchar Mietkowa. Nad wodę dotarliśmy o trzeciej rano. Ja jak zawsze popłynąłem sam na łodzi. Pierwszą miejscówką jaką odwiedziliśmy były karczowiska na południowym brzegu. Cztery metry toni nad karczami. Po pierwszej godzinie jestem z dwoma krótkimi sandaczami. Nie jest zbyt dobrze, ponieważ widzę, że inni łowią i to nie mało. Stwierdziłem, że sandacze nie żerują zbyt intensywnie i trzeba je jakoś pobudzić. Założyłem więc do kopyta dziewiątki cięższą główkę. Można powiedzieć, że dość mocno ją przeciążyłem, ponieważ z dziesięciu gramów przeszedłem na dwadzieścia dwa. I to był strzał w dziesiątkę. W ciągu pół godziny złowiłem kilka ładnych ryb, lecz po jakimś czasie intensywność brań zmniejszyła się, więc w odpowiedzi zwiększyłem jeszcze masę główki. W pierwszym rzucie nastąpiło stricte okoniowe branie i po krótkim holu przy burcie łodzi pojawił się piękny, obrazkowo ubarwiony okoń. Miał ze 40 centymetrów i dwie szramy w okolicach ogona. W czasie pół godziny dołowiłem jeszcze pięć podobnych sztuk .Towarzysze wyprawy, widząc co się u mnie dzieje, podpłynęli i zaczęli łowić w niewielkiej odległości ode mnie, jednak nie mogli złowić dużego garbusa. Wyciągali tylko małe i średnie okonie, a ja w tym czasie dorzuciłem do kompletu jeszcze dziesięć sztuk. W pewnym momencie brania się urwały i to był koniec.
Długo potem zastanawialiśmy się jeszcze z chłopakami dlaczego tylko ja łowiłem duże egzemplarze i przede wszystkim czemu tylko duże, kiedy im siadały okonki do 30 centymetrów Ja doszedłem do konkretnych wniosków, zadając sobie kilka pytań.
Pierwsze pytanie jakie sobie zadałem brzmiało: dlaczego tylko ja łowiłem duże garbusy i czemu nie łowiłem małych? Do odpowiedzi na to pytanie dochodziłem najdłużej. Działo się tak dlatego, ponieważ tylko ja łowiłem w łowisku z sandaczami, czyli w miejscu gdzie było duże skupisko tego drapieżnika. A wiadomo, że sandacz jest agresywny w granicach swojego terytorium, tworzy tak zwaną ekumenę i zaciekle jej pilnuje. W związku z tym mały i średni okoń nie ma prawa przeżycia w jego pobliżu, również z tego powodu, że sandacze żywią się niewielkimi osobnikami tego gatunku. To wyjaśnia sprawę występowania garbusów w sandaczowych karczowiskach. Natomiast chłopaki łowili tylko średniaki, ponieważ stali za daleko terytorium sandaczy i okoni. I w związku z tym te większe egzemplarze nie były w ich zasięgu.
cdn.