Wiosenne płocie - relacja z wyprawy
Piotr Berger (piotr_berger)
2016-03-14
Moi
drodzy Koledzy!
Niestety na kilka miesięcy musiałem opuścić wędkuję.pl, ale wracam i mam nadzieję, że coś mądrego uda mi się w nim napisać. Aha, już niedługo następny konkurs! Chciałbym sprawić Wam taką frajdę jak poprzednim. Spróbuję! Na pewno będzie też wrednie podchwytliwy! Ha, ha… Kombinuję jak „odciąć” Was od możliwości uzyskania podpowiedzi z Internetu. O nie, żadnej
łatwizny! Ostrzegam, że będę starał się nieźle namieszać Wam w głowach. Musicie mocno pokombinować, żeby dobrać się do nagród ufundowanych przez Radio Łódź i Radio Olsztyn. Jednak, ponieważ nie jestem sadystą, pozwolę na moim blogu w komentarzach wymieniać się podpowiedziami.
Teraz wrócę do moich wiosennych ślicznotek-płotek. Właściwie nie jest to zbyt precyzyjne, bo powinienem napisać płoci. Wczesna wiosna świetnie się komponuje, aby dać buziaka okazowej płoci. I wierzcie mi, że nie potrzeba ich wcale daleko szukać. Każde, nawet stawowe łowisko, w którym występuje płoć posiada niewielką grupę nestorek swojego gatunku. Za nestorkę uważam już taką powyżej 25-27 centymetrów długości. Na lekkim sprzęcie dają wiele frajdy. A gdy naszą przynętą zainteresuje ryba 35+, potrafi nieźle przetestować nasze umiejętności na delikatnym sprzęcie. Dziś jest 8 marca. Byłem na rybach sam jak palec. Staw w środku miasta, od takie parkowe łowisko. Kilku przechodniów patrzyło na mnie ze zdziwieniem, gdy rozkładałem sprzęt. Jak leitmotiv powtarzały się pytania, „a tu są ryby”? „Przecież tu nikt nie łowi”? Zanętę oparłem o kolendrową płociówkę Mondiala do której dodałem czerwonej płociówki tejże firmy. Dodatki to niewielka ilości konopi, grubo mielonych płatków owsianych, pośladu kukurydzy z zaprzyjaźnionego młyna i dwa pudełka apetycznych kolorowych pinek. Wszystko razem ważyło nie więcej jak 1,5 kg. Mój ulubiony kijek do bat 7 m Impact Pole Kongera. Szczerze radzę machnąć nim w sklepie wędkarskim kilka razy, gdy szukacie ciekawej wędki. Reklama? Pewnie tak, ale dlaczego nie polecać czegoś, co jest dobre? Wracam do wędkowania. Nie jestem zwolennikiem 0,0 nic. Żyłki 0.06-0.08 mm, dobre są dla zawodników. Uważam, że jeśli mocniej pochylicie się nad dobraniem odpowiednich elementów zestawu żyłka 0,10-0,12 na przypon, a główna 0,14-0,16 będzie super. Lżejszy pakiet żyłek stosuję na łowiska bez cięższych łobuziaków, jak karp, lin czy karaś. Wczesną wiosną zdarza się taki przyłów. Spławik o wyporność 0,8 grama, to max! Śrucinki maleńkie podzielone na 5 kawałków, z czego 2 kładę na „gruncie”. Haczyk prosta cienka 12-14-tka, nikel lub czerwień, 1 do 2 stosunek łuku do długości trzonka haczyka. Powiem Wam, że nie wiem czy też tak macie, ale kupienie takiego haczyka w kolorze czerwonym graniczy z cudem. No, dobra! Mam wszystko gotowe. Końcówka antenki wystaje pół centymetra nad wodę. Nie wspomniałem, że szukam srebrnych ślicznotek w bez -lub leciutko wietrzne dni. Walnąłem w wodę kilka niewielkich kulek w pobliże haczyka z kanapką pinkowo-ochotkową i zacząłem kontemplować niebo i warunki fizyczne kilku atrakcyjnych biegaczek męczących się na bieżni wokół stawu. Przez godzinę nic się nie działo. Jakieś drgania zmarzniętego spławika zbagatelizowałem. Dochodziła, 13 gdy zaobserwowałem pierwsze bardzo delikatne jak w smole branie. Pudło! Za chwilę drugie „nic”! Redukuję ilość robaczków i składam ochotkę w „klamkę.” Bach jest waleczna płoć. Trochę ponad 20 cm. Zimna jak sopel, szeroka, przepięknie ubarwiona. Pojawiają się jej koleżanki. Trafia się kilka ryb pomiędzy 25, a 32 cm. Od czasu do czasu prztykam małą kulkę zanęty. Jest kolejna okazała płoć… „Na ch.. pan wypuszczasz te ryby”. To poirytowany głos z tyłu. Facet za plecami elegancko ubrany i o coś wściekły. Kilka osób obserwuje mnie z daleka. Wkurzyłem się! „Bo na ch.. są za małe, chyba, że na pański będą dobre” – odpowiadam. Facet robi się czerwony jak burak i spiesznie odchodzi. Słonko wolno kładzie się na horyzoncie czesząc sobie promienie grzebieniem drzew. Pora kończyć wędkowanie. Złowiłem około 40 płoci, z tego 8 „trzydziestek.” Największa 34,5 cm. O takich płociach na wodach stojących zapomnijcie, gdy „wykluje” się pierwsze robactwo w wodzie. Potem dopiero późną jesieni większe płocie z powrotem odzyskają apetyt. Nie siedźcie w domu! Gdy trafi się cieplejszy cichy dzień, spróbujcie swojego szczęścia w „poderwaniu” czerwonookiej ślicznotki.
PS.
Dobrze jak będzie miała nadwagę!
Piotr
Berger