Zaloguj się do konta

Wiślana rynna - na tropach okazów.

Wielka nizinna rzeka o dosyć dzikim i nieujarzmionym charakterze to łowisko trudne, specyficzne i chyba niepowtarzalne. Może dlatego, że takich w Europie jest już bardzo niewiele. Nie zmieniona ręką człowieka, kapryśna, nieobliczalna a czasem wręcz śmiertelnie niebezpieczna stanowi nie lada wyzwanie dla wędkarza chcącego tu zapolować na okazy. Tak, na okazy bo gdzie jeśli nie w ogromie wód dzikiej rzeki nie tkniętej siecią rybaka, o brzegach tak niedostępnych, że czasem trudno się po nich przemieszczać, można dziś jeszcze pokusić się o złowienie okazu sandacza, suma, a nawet szczupaka? Oczywiście są jeszcze zaporówki, wielkie jeziora ale z racji olbrzymiej presji wędkarskiej na te akweny zadanie złowienia w ich wodach dużej ryby czasem bywa karkołomnie trudne. Ryb małych i średnich można przy sprzyjających okolicznościach jeszcze połowić mimo bardzo złej sytuacji w naszych wodach ale dorwać okaz, prawdziwego Matuzalema, rybę tak starą, wielką i cwaną, że czasem samemu łowcy trudno uwierzyć w istnienie takiej bestii dopóki nie wyląduje u jego stóp to zawsze było olbrzymie wyzwanie i niesamowity wręcz fart! Przeglądając w wędkarskiej prasie sprzed lat zapiski o rekordowych okazach można łatwo uzmysłowić sobie różnicę między zasobnością naszych wód 30 - 40 lat temu a dzisiejszymi realiami... Niemniej nawet wówczas nie wszyscy mieli zaszczyt zmierzenia się z okazami. To był przywilej zarezerwowany dla najbardziej wytrawnych i doświadczonych łowców lub... najzwyklejszych farciarzy! Tu akurat nic się nie zmieniło do dzisiejszego dnia poza tym, że wielkich ryb jest z pewnością znacznie mniej. Niestety ten fakt potwierdza się w przypadku królowej naszych rzek - Wisły. Przynajmniej na odcinku na którym ja wędkuję. Z bólem serca wspominam jak piękne chwile było mi dane spędzić nad brzegami tej jedynej w swoim rodzaju rzeki, ile emocji, udanych holi i przynajmniej tyle samo przegranych pojedynków, jak wiele adrenaliny "wydzielił" mój organizm za sprawą niepokonanych wiślanych bestii... To chwile, których nigdy nie zapomnę - będą mi towarzyszyć do końca mojego życia.  Z roku na rok obserwuję jak moja ukochana rzeka umiera a ja nie wiem dlaczego... Ryb coraz mniej, czasem całymi tygodniami dosłownie nic nie bierze - nie potrafię tego wyjaśnić i tym bardziej jest mi przykro, że nie wiem jak mógłbym ocalić ten świat, który kocham całym wędkarskim sercem! Kiedyś było inaczej... Odsuwając jednak na bok te mało optymistyczne rozważania gdyby ktoś zadał mi pytanie gdzie można złowić okazowego drapieżnika przez duuuże "D" to bez wahania wskazałbym na Wisłę! Trudności jakie ma ten unikalny ekosystem choć znacznie uprzykrzyły życie wielkim rybom to jednak z pewnością nie przesądzają definitywnie o porażce wędkarza. Królowa jest wielka tak jak bezmiar wód które niesie. Pełna tajemnic, piękna, nieujarzmiona choć tu i ówdzie pozornie ujęta w karby zmasakrowanych jej niepohamowaną mocą opasek i ostróg zdaje się poddawać woli człowieka. To jednak tylko pozory bo nie ma siły zdolnej ją powstrzymać. Tu rozległe piaszczyste mielizny przeplatają się z potężnymi dołami, rwącymi rynnami czy wartkimi kamieniskami. Trudno o bardziej zróżnicowane środowisko. Idealny matecznik prawdziwych bestii... "Moja" Wisła nie rozpieszcza obfitością łatwych i czytelnych miejscówek. Nie ma tu wielu ostróg a te które są na ogół nie nadają się do wędkowania. Znalezienie dobrej, "twardej" przykosy to jak trafienie szóstki w totolotka a i tak radość jest na ogół krótkotrwała bo wieści szybko się tu roznoszą... Odszukanie odpowiedniego miejsca to 90 % sukcesu. Przed każdą jesienią obsesyjnie poszukuję takiego łowiska. Nie zawsze się to udaje ale nawet jeśli szczęście mi dopisze to konkurencja nie śpi i trzeba przygotować się na totalną blokadę w postaci brzegowego "jeżozwierza" z gruntówek... Cóż, takie realia - każdy chciałby wydrzeć rzece dla siebie tę odrobinę wędkarskiego szczęścia... Jako że odpowiednie przykosy bywają rzadkością znacznie chętniej wyszukuję wszelkiego rodzaju rynien w pobliżu omywanego głównym nurtem brzegu. Jeśli taka rynna przebiega przy stromo opadającej, kamienistej opasce, ma szerokość minimum 20 - 30 metrów i głębokość przynajmniej 4 metrów a do tego jest długa na kilkaset metrów to jestem na właściwym tropie! Jest jeszcze jeden warunek aczkolwiek bardzo istotny, mogący wręcz zdyskwalifikować nawet z pozoru idealną rynnę - uciąg wody. Jeśli jestem w stanie doprowadzić do dna bez problemu przynętę na główce maksymalnie 15 - 20 gram - jest super! Jeśli jednak nawet 35 - 40 gram nie osiąga celu to odpuszczam gdyż tak ciężkie łowienie to męczarnia a ja nie jestem masochistą. Znam jednak takich, którzy w takich miejscach wędkują, czasem bardzo ciężkimi zestawami i ... miewają efekty o których ja póki co mogę tylko pomarzyć! Jak już wspomniałem kiedy rzeka stworzy taką "idealną miejscówkę" muszę się pogodzić z trudnościami wynikającymi z licznej konkurencji chyba że wspomniane miejsce pojawi się tam gdzie "diabeł mówi dobranoc" - wtedy mam ten raj tylko dla siebie. Wówczas jakimś dziwnym trafem i ryby się znajdują... Nie są to niestety częste sytuacje ale nagle może się okazać, że jesień poświęcona rzece wynagrodzi nawet kilka lat bezrybia! To potrafi dodać skrzydeł najbardziej zniechęconemu wędkarzowi. W takim miejscu można spodziewać się wszystkiego. To łowisko nie tylko dla spiningisty ale także, a może przede wszystkim dla miłosnika feedera czy ciężkiej gruntówki. Przekrój gatunków na jakie można tu liczyć jest niemal pełny - to właśnie oferuje Wielka Rzeka! Koncentrując się na spiningu i przynętach sztucznych staram się wybierać te najbardziej sprawdzone i efektywne. Za dnia moimi ulubionymi wabikami będą średniej wielkości 10 - 12 cm gumy podawane na główce jigowej o gramaturze adekwatnej do uciągu wody i głębokości łowiska. Z kolorami kombinuję znacznie mniej niż w bardziej przejrzystych wodach stojących. Podstawą są wszelkie naturalne "rybne" barwy tj. białe z brokatami i różnymi odcieniami grzbietu, przezroczyste z dużą ilością srebrnych drobinek zatopionych w tworzywie. Drugą grupę kolorystyczna stanowią wszelkie fluo - jaskrawe odcienie żółci czy pomarańczu albo schizofrenicznej zieleni. Czasem jednak bezkonkurencyjne moga okazać się barwy fioletowe, brązowe lub nawet czarne. Wybór klasyczne kopyto czy wydłużony ripper jest sprawą indywidualną. Dla mnie ważne jest aby gumka wytwarzała spore drgania bo w nurcie sygnały dochodzące do linii bocznej drapieżnika są z pewnością zakłócone. Nagrodą za właściwą prezentację przynęty będzie "elektryczny" sandaczowy pstryk, tępe szczupakowe walnięcie lub potworny "zasys" wąsatego, wiślanego parowozu... Doskonałe i niebywale skuteczne bywają także głęboko schodzące woblery ale  z uwagi na stawiający duży opór w wodzie ster nie wszędzie da się je zastosować. Nocą gdy pod samym brzegiem potrafią ostro buszować sandacze i duże klenie warto sięgnąć po niewielki 7 -10 cm wobler płytko schodzący, który wąską pracą doskonale imituje ukleję a nawet obrotówkę z wąskim skrzydełkiem - potrafią dać rybę! Częstym gościem w takim łowisku bywa także sum, który sam w sobie nie bywa nigdy celem numer jeden moich wypadów ale jako przyłów się zdarza i potrafi pozamiatać! Zmorą wiślanych, przyopaskowych rynien bywają zaczepy. Wyjątkowo wredne i trudne do odczepienia. Trzeba liczyć się z utratą kilku czy kilkunastu przynęt nim dobrze rozpozna się miejsce.  Wiślana rynna to nie miejsce dla wielbicieli krótkich wędzisk (do których ostatnio także się zaliczam). Tutaj potrzebny jest mocarny kij, najlepiej trzymetrowej długości o potężnym dolniku i akcji szczytowej. Taka wędka sprawdzi się przy zastosowaniu tak do woblerów jak i do gumy choć fajnie jest mieć dwa nieco różniące się  charakterystyką kije. Długim kijem łatwiej kontrolować przynętę zwłaszcza przy brzegu gdzie zaczepów jest najwięcej. W innego typu rzecznych łowiskach czasem można z powodzeniem łowić "króciakiem" nawet poniżej dwóch metrów ale wielkorzeczna rynna to miejsce dla zdecydowanie dłuższego wędziska. Kaliber sprzętu dobierać należy tak do przynęty którą będziemy stosować jak też do warunków w łowisku i spodziewanej wielkości poławianych ryb. Z tym zawsze mam pewien problem bo kiedy wybieram się na sandacze to trafiają się szczupaki a jak odwrotnie to bywa że zaczepi się sumek...Cały urok Wiślanych łowów!  Do poszukiwania sandacza na ogół wystarcza mi kij do 28 - 35 gram wyrzutu a jeśli potrzebuję więcej mocy sięgam po "trociówkę" do 50 gram. Choć uwielbiam finezję to zdecydowanie nie jest to miejsce dla niej... Kołowrotek duży i mocny. Rzadko mniejszy niż 4000, mieszczący bezpieczny zapas relatywnie mocnej plecionki o wytrzymałości od 5 do 15 kilogramów. Ważnym elementem zestawu spiningowego jest solidny przypon wolframowy lub stalowy - nie żaden fluorocarbon, który nie wiedzieć czemu jest tak obecnie modny. W nieprzejrzystej rzece nawet dosyć gruby przypon nie robi rybom różnicy. Utrata dużego szczupaka bardzo boli gdy przyczyną jest nasza własna lekkomyślność. Gorzkie to uczucie... Młynek do wiślanego wędkowania powinien być solidną i sprawdzoną konstrukcją - tu kompromisów nie ma. Głęboka, rzeczna rynna potrafi obdarzyć emocjami. Jeśli poszukujecie okazowej ryby życia to z pewnością jest to właściwe miejsce. Nadal polują tu olbrzymie sandacze, szczupaki czy sumy.  Mimo, że to już nie ta sama rzeka co 20 lat temu to jednak wciąż ma potencjał. Nie spodziewajmy się jednak łatwego sukcesu! To droga przez mękę, wiele godzin spędzonych nad rzeką, to ból, krew, pot i łzy! Czasem nawet największe poświęcenie nie wystarczy. Nie ma tu miejsca dla złaknionych emocji podanych na talerzu. Ja sam łowcą okazów nie jestem i być może nigdy nie uda mi się upolować ryb które śnią mi się czasem po nocach a także tych od których otrzymałem srogą lekcję pokory. Mimo to waląc głową w mur wciąż odwiedzam Wisłę bo wierzę że w końcu rzeka okaże się dla mnie łaskawa. Samo wspomnienie licznych przygód jakich tu doświadczyłem sprawia, że będę tu wracać mimo wszystko. Często powtarzam, że mnie i Wisłę łączy skomplikowana więź. To często jednostronna miłość bez wzajemności a czasem płomienny i owocny romans... Nigdy nie przekreślam Wisły. Niestety jej obecny stan nie napawa optymizmem. Oby ten rok był dla Niej i dla nas łaskawszy. Nadal może dawać nam wszystkim wiele radości i satysfakcji. Jedno jest pewne - nasze wymarzone słodkowodne lewiatany wciąż pływają w jej wodach. Może jest ich mniej, może są bardziej cwane ale za to bardzo wielkie i grzechem byłoby choćby nie spróbować zagrać im plecionką na zębach! Czasem fajnie jest gonić tego króliczka nawet jeśli niekoniecznie da się go złapać...

Opinie (36)

Sith

Jak zwykle, najwyższy poziom***** [2016-01-14 14:24]

ryukon1975

Swoje nadzieje na dużą rybę tez wiąże głównie z rzekami. Może dlatego że je lubię a może z tego powodu że nie mam w okolicy wody stojącej z prawdziwego zdarzenia nie licząc małych kilkuhektarowych dołków których brzegi są mocno obstawione wędkarzami różnego kalibru. 5***** [2016-01-14 22:09]

Diablo

Wpis ciekawy ale zdjęcia nie zaslugują na publikację na takim portalu. Same trupy ubabrane w ściółce. Aż się sama głowa od monitora odkręca. [2016-01-14 23:40]

Sith

@Diablo, trochę przesadziłeś, na pewno nie wszystkie trupy. Fakt, że na miejscu autora, kilka fotek wyeliminowałbym. [2016-01-15 06:08]

marek2

Niestety na swoich zdjęciach masz odpowiedź na to dlaczego \'\'twoja\'\' rzeka umiera..... Aczkolwiek wpis ciekawy dobrze się czyta oraz przedstawiłeś garść cennych informacji. [2016-01-15 09:02]

kaban

W Wiśle łowiłem kilka razy w życiu ale gdybym miał bliżej to i pewnie częściej bym nad jej brzegi zaglądał. Warto by było zrobić w tekście kilka akapitów co zdecydowanie ułatwiłoby czytanie. Pozdrawiam. [2016-01-15 09:04]

Gredecki

No patrzcie internetowi specjaliści :) Wszyscy zganiacie winę na wędkarzy. A zapominacie jakie spustoszenie sieją ścieki i inne ścierwa spuszczane do rzek. To od tego ryby giną. [2016-01-15 11:08]

barrakuda81

Szczupak i sandacz - te dwie ryby zabrałem do pożarcia z Wisły w 2012 bodajże roku. Od tamtej pory wszystko wraca do wody - faktycznie to ja zabiłem Wisłę:-). Te zdjęcia są dostępne w mojej galerii po części wraz z krótkim opisem. Co do akapitów to ja je zrobiłem ale Redakcja edytowała...Zdjęcia nie są rewelacyjne ale to tylko moje prywatne i autentyczne zdjęcia, często sytuacyjne i zrobione samemu w trudnych warunkach. [2016-01-15 11:27]

czaro93

Gradecki, nie całkowita wina wędkarzy ale na pewno znacząca. Tak masz rację są ścieki, sieci itp. ale właśnie wielu wędkarzy zapomina o tym, że to od nas samych powinno się zaczynać w celu poprawy rybostanu naszych wód. Ilu wędkarzy pomyśli w podobnym kontekście do Twojego, że i tak prędzej czy później ścieki zabiją tą rybę albo wyłowią je rybacy, więc zabiorę rybę bo i tak jest stracona. Ilu jeszcze jest wędkarzy, żyjących w przekonaniu, że trzeba zapełnić zamrażarkę, co się złapie to biorę albo przynieść każdą zabitą rybę do domu żeby wszystkim się pochwalić ze złowionej ryby. Ilu jest pseudo wędkarzy, którzy za przeproszeniem jebią limity, wymiary i zabierają każdą ilość ryb. Nie jestem zdania, że każdą rybę trzeba wypuszczać ale przynajmniej stosować się do limitów i trochę ruszyć głową. Nie ma co popadać ze skrajności w skrajność. Ja też czasami wezmę rybę do domu dla rodziców, bo sam nie jem ale są to dosłownie 2/3 ryby w sezonie . Trafiają się też sezony, że nic nie wezmę z nad wody i nawet lepiej się z tym czuję. [2016-01-15 12:39]

użytkownik

Za wpis ***** , ale jak sam napisałeś , że znasz takich co ciężko łowią i mają efekty , może już czas spróbować powędkować trochę ciężej [2016-01-15 18:30]

marciin 2424

Jak zwykle świetny tekst ***** :) [2016-01-15 20:08]

jorgus57

łowię od ponad 45 lat i podoba mi się to co napisał czaro93. Zawsze wierzyłem w młodych.Pochodzę z Śląska wiem jak wygląda-a może nie w 100% ale w 90% to co napisał caro93. Limity i wymiary ryb są notoryczne łamane przez pseudo wędkarzy(mięsiarze). Osobiście od wielu lat z złowionych ryb biorę 10 do 20 % max. reszta ryb jest wypuszczanych. Diabli mnie biorą, gdzie płaci się składki, a kontroli na łowiskach nie ma !!!!!! Jestem w stanie i podejrzewam, że wielu wędkarzy zapłaciłoby 2 lub 3,4,5 krotnie wyższe składki na rzecz kontroli. [2016-01-16 00:11]

florek13

Rzeka umiera bo niestety nawet te 10-20 % zeżartego rybostanu to dużo (szczególnie takie ładne sandacze!). Przy normalnej populacji ryb nie było by problemu, przy obecnym stanie - niestety nie wróży najlepiej... Rybki pierwsza klasa, ale zasłużyły żeby jeszcze popływać. [2016-01-16 09:49]

barrakuda81

Zgadzam się z tym co napisał Kolega jorgus57 - totalny brak kontroli. Nie wiem ile zmieniłoby częste pojawianie się tzw. \"organów odpowiedzialnych\" nad wodami ale na pewno byłby to krok w dobrą stronę. Nie da się postawić strażnika przy każdym wędkarzu. Zrozumienie pewnych wartości zależy od nas samych i każdy powinien zacząć od siebie tak by postępować zgodnie z własnym sumieniem. Jeśli chodzi o wypuszczanie złowionych ryb to jak powyżej wspomniałem jestem zwolennikiem ich wypuszczania i to zdecydowanie ale nie jestem ortodoksem w tej kwestii. Prawo pozwala zabrać ryby z łowiska w ramach dopuszczalnych limitów więc nie oceniajmy pochopnie i często niesłusznie pewnych wędkarzy którzy czasem coś tam zabiorą. Głupio się czuję przyznaję ,że muszę się spowiadać z faktu że w 2012 roku tj. 4 lata temu ośmieliłem się w ramach prawa zabrać z łowiska 2 sztuki ryb...Przyznajcie że to idiotyzm? :-) Od tamtej pory wierzcie lub nie sandacza nie jadłem. Nikt za to nie zapyta ilu rybom w tym czasie darowałem wolność choć nie musiałem tego robić. Nikogo nie obchodzi, że być może dzięki mnie złowi raz jeszcze tę samą rybę... Gdybym wstydził się tego że te 2 ryby zabrałem do konsumpcji ( sumek i reszta wróciły do wody) nie wrzucałbym tu tego zdjęcia bo o żadną \"prowokację\" mi nie chodziło. Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem... Kto z ręka na sercu może przyznać, że NIGDY nie zabrał ani jednej ryby z łowiska? Nie popadajmy w skrajności. Jestem pewien że i w naszym kraju przyjdzie taki moment że ludzie będą łowić wyłącznie dla przyjemności ale to wymaga lat i zmiany prawa w tym kierunku. Być może nie wszyscy są jeszcze na ten krok gotowi co nie znaczy że nie warto propagować zasady C&R... Nie zmieniajmy świata na siłę bo tak nic nie wskórajmy. Z czasem do tego dojdziemy.Kropla drąży skałę...:-) [2016-01-16 11:06]

Tubylec1982

Czemu się czepiacie wędkarzy co ryby zabierają a nie interesuje Was to że najwięcej ryb PZW siatami odławia na Handel, że z takiej odry łapią np. leszcze i wpuszczają na wody specjalne a pm miesiącu połowa pływa zdechła przy brzegu , albo że idą od główki do główki i biorą wszystko co się rusza i to w okresie tarła a sami należycie do tej bandy i jeszcze ją sponsorujecie ? Zrobiła się chora moda na no kill , i jeszcze na siłę chcą ją innym zaszczepić. Teraz nie trzeba będzie zarybiać bo wędkarze wypuszczą wszystko z powrotem. Też nie lubię jak zabiera się ryby w ilościach większych niż potrzeba albo dla kogoś , ale jak sobie złapie i czasem wezmę i każdy tak zrobi to będzie mniejsza szkoda niż ta nasza złodziejska organizacja :) [2016-01-16 12:50]

JOPEK1971

\" Nie jestem zdania, że każdą rybę trzeba wypuszczać ale przynajmniej stosować się do limitów\" Wedle tych limitów każdy wędkarz ma prawo zabrać np.428 metrowych sandaczy.Takie limity trzeba natychmiast zmienić a nie ślepo stosować się do nich. [2016-01-16 13:45]

czaro93

JOPEK1971 tak masz rację ale te 428 sandaczy to już jest skrajna skrajność. Też jestem zdania, że limity trzeba zmieniać i moim zdaniem ryby typu szczupak, sandacz limit powinien wskazywać na 1 rybę albo iść trochę inną drogą i zmienić na 2 ryby tygodniowo czy coś w tym stylu. Co do wielkościowych to na szczęście wchodzą już tak zwane widełki i w moim okręgu już są na takich gatunkach jak szczupak, sandacz, okoń, brzana, kleń, jaź i z każdym rokiem zwiększa się liczba gatunków w nich zawartych. Niestety nie wiem jak jest z tym w pozostałych okręgach, wiem tylko, że w Mazowieckim nie było widełek. Tylko właśnie, limity i wymiary dla wielu dalej pozostają TYLKO limitami i wymiarami i mają to gdzieś. Niestety najtrudniejszym i jednocześnie najważniejszym elementem jest zmiana świadomości i toku myślenia ludzi pod tym względem. [2016-01-16 14:24]

Tomas81

Cyt:\"\" Nie jestem zdania, że każdą rybę trzeba wypuszczać ale przynajmniej stosować się do limitów\" Wedle tych limitów każdy wędkarz ma prawo zabrać np.428 metrowych sandaczy.Takie limity trzeba natychmiast zmienić a nie ślepo stosować się do nich. Tylko złów Radku te + czterysta metrowych zedów... Ja łowię je kupę lat i jeszcze nie mam takiego okazu, Ty chyba też. Więc nie bawmy się w teorię a praktykę. Czyli CAŁKOWITY ZAKAZ RYBACTWA ŚRÓDLĄDOWEGO oraz walka z kłusownictwem i zanieczyszczaniem wód. Vide Warta Poznań-Oborniki czy Wisła w Połańcu. [2016-01-16 15:50]

Tomas81

Co do samego artykułu, bardzo mi się on podobał. Zresztą masz świetne pióro Piotrku:-) Tylko tytuł nieco gryzie się z fotkami gdyż nie widzę na nich żadnego okazu. Ryby co najwyżej przeciętne. Chyba że podejdziemy do tego trochę inaczej, Ty tropisz wielkie sztuki ale jeszcze ich nie wytropiłeś ;-) W każdym razie życzę Ci tych okazów i wystawiam piątala. Pozdro! [2016-01-16 16:48]

JOPEK1971

Tomku,łowię średnio kilkadziesiąt sandaczy rocznie w średnio zasobnej Wiśle innych ryb nie licząc i zgodnie z obowiązującymi przepisami mógłbym sporą cześć tego zabrać,jak myślisz jak by to się odbiło na rybostan danego odcinka rzeki w którym łowię,a przecież łowią tez inni.Jeśli chodzi o rybaków,kłusowników,trucicieli bezapelacyjnie trzeba z tym walczyć tak samo jak z idiotycznymi przepisami. [2016-01-16 17:10]

JOPEK1971

\" Niestety najtrudniejszym i jednocześnie najważniejszym elementem jest zmiana świadomości i toku myślenia ludzi pod tym względem.\" Właśnie głupawe limity hamują te zmiany, jeśli jest taki zapis napisany przez rzeszę \"naukowców\" to zwykły wędkarz tego będzie się trzymał bo przecież \"naukowiec\"lepiej wie,a to że widział daną wodę tylko na mapie to nikt w to nie wnika ;) [2016-01-16 17:48]

Tomas81

Radku tylko że np w takich Niemczech, nie jestem pewny czy wszystkich landach, jest wręcz nakaz zabijania złowionych wymiarowych ryb. Nawet trzeba mieć przy sobie specjalną pałkę do ogłuszania, tak mi pisał Piotrek @piotrcarp który łowi w tamtejszych wodach. A ryb mają w pip w porównaniu do naszych przeciętnych łowisk. Tylko że nie ma tam rybactwa, o środowisko się dba a kłusownictwo jest znikome. Kłaniają się cholernie wysokie kary włącznie z więzieniem. Inna sprawa to mentalność i zarobki. Tego przez długi czas nie przeskoczymy choć i tak zmienia się na lepsze. Ty piszesz ciągle o limitach ale nie w nich jest problem. Problem został już opisany przeze mnie. Wędkarze nie wyrybią takiej rzeki jak Wisła czy duże jezioro, za to rybacy już tak. Natomiast faktycznie malutkie rzeczki można wyłowić do zera dlatego one powinny być pod szczególną ochroną. Tylko że jest to debata na zupełnie inny wątek a nie pod świetnym artykułem Piotra ;-) Pozdro Kolego! [2016-01-16 18:07]

Alister

Tak na zdrowy rozsądek. Łatwiej moralnie usprawiedliwić wędkarzy, którzy część złowionych ryb zabierają w celach konsumpcyjnych, niż tych którzy kaleczenie ryb nazywają (o zgrozo!) rozrywką i sportem. Wielu wędkarzy lubi nie tylko łowić , ale także zjeść własnoręcznie złowioną rybę, zamiast pangi czy innego genetycznego mutanta z marketu. W moim odczuciu, bezkrytyczne przenoszenie wędkarskich ideii z krajów zachodnich (C&R), jest z gruntu błędne. Takie kraje jak Niemcy, Francja, Holandia, Anglia czy Szwecja zawsze miały dostęp do rybnych łowisk na Morzu Północnym czy Atlantyku, więc spożycie ryb słodkowodnych było tam zawsze znikome. W przeciwieństwie do Polski, która przez wiele stuleci miała wąski skrawek wybrzeża, więc dostęp do łowisk morskich był mocno utrudniony. Z tego też względu w naszej tradycji, silnie zakorzeniona jest konsumpcja ryb słodkowodnych. I nie da się tego zmienić z dnia na dzień uporczywą presją i piętnowaniem wędkarzy zabierających do domu złowione ryby. Potrzeba kilkudziesięciu lat aby idea C&R, stała się powszechna wśród polskich wędkarzy. Ale wtedy być może wędkarstwa w Europie już nie będzie. Jak twierdzą Anglicy pierwsza połowa XXIw. to ostatnie półwiecze europejskiego wędkarstwa, ze względu na silną presję tzw.\"zielonych\", obrońców zwierząt, oraz unijnych rozporządzeń dotyczących dręczenia zwierząt. Tymczasem bezwzględnie przestrzegajmy zapisów regulaminu APR, wymagajmy tego od innych. Natomiast kwestia zjedzenia czy też wypuszczenia ryby, złowionej zgodnie z zasadami wędkarskiej sztuki, powinna być osobistą sprawą każdego wędkarza, bez tłumaczenia się komukolwiek. Artykuł spodobał mi się bardzo. Napisany z uczuciem, sentymentem i respektem dla Wielkiej Rzeki. Piątka. [2016-01-16 19:06]

JOPEK1971

Mieszkałem w Niemczech kilka lat i powiem Ci że nie wszędzie jest ryb w pipe.Tam też są rybacy, ale nie gangi rybackie pozostawione samym sobie.Niemieckie wody zasobne w ryby to głównie takie które są we władaniu stowarzyszeń wędkarskich lub w prywatnych rękach.W takich wodach walenie ryb w łeb jest niemile widziane.Jak nie wierzysz to jedż i porównaj jak i co łowią wędkarze w Menie we Frankfurcie a w Niddzie która wpływa do Menu. Piszesz że wędkarze nie są wstanie wyrybić rzeki,oczywiście że nie wyłowią do ostatniej ryby,ale są wstanie drastycznie uszczuplić pogłowie stąd problem z regularnym łowieniem dużych ryb bo jest ich znikoma ilość i złowienie okazu w łowisku z ogromną presją to istny totolotek.Pamiętam czasy gdzie rano łowiło się 10 sandaczy i tego samego dnia wieczorem łowiło się podobną ilość,mowa tu o rybach wymiarowych zaś póżną jesienią przy zimowisku leszczy łowiło się konkretne sandacze,takie 80 nie robiły na nikim wrażenia,oczywiście rybacy byli ale umiejących łowić sandacze było niewielu,teraz by złowić sandacza wystarczy poczytać trochę w necie,obejrzeć z kilka filmików,dobrać sprzęt i problem z głowy,choć sporo nowicjuszy jeszcze ma problem z wytypowaniem odpowiedniego miejsca bo informacje w necie są za bardzo ogólnikowe i niektórzy muszą na ryby zabierać lornetki lub próbować w ogólnie oklepanych miejscach. [2016-01-16 19:20]

czaro93

JOPEK szczerze mówiąc nigdy nie myślałem o limitach jako wymysłach \"naukowców\", którzy wiedzą lepiej i musi tak być i pewnie wielu ludzi tak myśli. Po części się z tym zgadzam i dochodzę do wniosku, że niestety właśnie tacy ludzie o jakich rozmawiamy nigdy nie nauczą się samodzielnego myślenia tylko będą przyjmować narzucone z góry ramy/kajdany myślowe itp. Dobra kończmy tą konwersację bo zaśmiecamy koledze artykuł, dzięki za wspólną rozmowę :-) [2016-01-16 19:50]

JOPEK1971

Odnośnie wpisu autora dałem ***** żeby nie było... ;) [2016-01-16 20:06]

marek-debicki

Każdy z nas z artykułu wybierze to co chce. Jedni odbiorą piękną naukę czytania wody, doboru przynęt i umiejętności wędkarza, zaś inni pójdą w przysłowiową moralkę. Najgorzej jednak mieć odwagę coś napisać, tym bardziej mając świadomość tego, że nie wszystkim to się może podobać! Zdjęcia , zdjęciami. Niekiedy będąc sam na sam z przyrodą, trzymając rybę w jednym ręku, sprzęt w drugim, przy tym niesamowite emocję...nie wszystko zawsze wychodzi. Pozdrawiam, gratuluję wiedzy i pisania. Marek [2016-01-16 21:37]

LeoAmator

Artykuł fajny tylko źle się czyta z powodu braku akapitów . Jeżeli chodzi zaś o ryby w naszych wodach ich rozmiary i ilość to na początku trzeba zacząć od siebie i swojego otoczenia,żeby młodsze pokolenie wędkarzy miało pojęcie o tym iż wędkarstwo to przede wszystkim rekreacja a nie sposób na pozyskanie mięsa.Niestety jeżeli młodzież będzie szkolona przez starsze pokolenie,dobrze pamiętające komunę,to ich nawyki będą przypominać to co Nas denerwuje.Jeżeli zaś chodzi o \"nasz związek\" to takie dziadki nim żądzą które nie lubią zmian (które będą korzystne dla większości ) a rybie mięso przynosi im zyski bo pozyskują je na skalę przemysłową. [2016-01-18 18:42]

okoniowy_bartus

Też kiedyś miałem taką rynnę. Łowiłem jeszcze 2-3 lata temu piękne sandacze, miętusy. Teraz to mogę jedynie iść tam poobserwować rzekę.. [2016-01-24 00:53]

tripod

@barrakuda81 - artykuł fajny, ciekawe rzeczy. Jednak nie zgodzę się z tym, co napisałeś, cytuję \"Ważnym elementem zestawu spiningowego jest solidny przypon wolframowy lub stalowy - nie żaden fluorocarbon, który nie wiedzieć czemu jest tak obecnie modny. \" Fluorocarbon (ten prawdziwy, nie żyłka wzmacniana cząsteczkami fl.) ma przede wszystkim zminimalizować widoczność linki tuż przed przynęta, w drugiej kolejności chroni przed przetarciem na kamulcach i głazach, patykach, ramach starych rowerów wrzuconych do rzeki itp., w trzeciej kolejności od średnicy 0,40 mm wzwyż pełni rolę dość skutecznego przyponu na szczupaki. Używałem i używam przyponu ochronnego na szczupaki 0,40 mm, o,45 mm i 0,50 mm Dragon Invisible na szpulce i gotowych przyponów Classic Invisible i ani razu nie miałem obcinki. Mam, używam i dam się pokroić za skuteczność tego przyponu, jest sztywny i dodatkowo ułatwia mi jerkowanie. Jeszcze raz podkreślam, na rynku jest kupę szajsu pt. \"fluorocarbon\", który tyle ma wspólnego z dobrym fluorocarbonem, że tylko obok niego leżał w magazynie. Pozdrawiam :) [2016-01-24 08:33]

barrakuda81

tripod wskazałem na przypony wolframowe a w ostateczności stalowe ponieważ według mnie zwłaszcza wolfram jest bardziej elastyczny niż gruby fluorocarbon ( bo jak słusznie zauważyłeś tylko taki może skutecznie chronić przed obcinką ). Fluorocarbon dużej grubości przesztywnia zestaw co jest zapewne pożądane przy jerkowaniu chociażby, natomiast w głębokich niezbyt przejrzystych wodach nizinnej rzeki gdzie \"niewidzialność\" przyponu nie jest aż tak istotna chciałbym żeby przynęta poruszała się względnie naturalnie. Czy łatwiej wtedy wyczuć delikatny pstryk sandacza niż przy grubym, sztywnym mono - przyponie? Trudno jednoznacznie określić. Dla mnie koronnym argumentem jest 100 % pewnośc nie przegryzienia wolframu przez szczupaka bo one w tego typu łowisku zdarzają się dość często. W moim przypadku jest to także kwestia przyzwyczajenia i indywidualnego przekonania do wolframów. Stosując plecionkę o wytrzymałości czasem nawet 10 funtów ( coś około 0.10 niby ) która jest wiotka jak nitka trudno byłoby mi się przekonać do dowiązania tu przyponu florocarbonowego o grubosći np. 0.50 mm... To trochę taki kwiatek do kożucha który chociaż prawie niewdoczny to jednak mocno przesztywniający koniec zestawu. Nie mam w tym konkretnym przypadku przekonania... [2016-01-24 11:16]

LeoAmator

Barrakuda81 wolfram ma dla mnie jedna rzecz która go eliminuje ,bardzo szybko na zaczepach się skręca czego nie zauważyłem stosując wszelkiej maści przypony stalowe.Nawet po paru złośliwych zaczepach są proste i nie tracą na wytrzymałości. [2016-01-24 23:53]

barrakuda81

Rzeczywiście wolframy mają taką wkurzającą cechę...Można je prostować nad płomieniem zapalniczki ale wydaje mi się że to wpływa ujemnie na ich wytrzymałość. Nie ma cudów - to zawsze będzie jakiś kompromis. Prawdę mówiąc wkurza mnie to że mamy XXI wiek, super materiały, innowacyjne technologie itd. w wielu dziedzinach a nadal nie wymyślono niczego dla wędkarzy co ma cechy zwykłej nylonowej żyłki, jest mało widoczne w wodzie, elastyczne ale nieprzesadnie rozciągliwe a przy tym nawet przy średnicy np.0.14 mm jest absolutnie nie do przegryzienia przez szczupaka! Ktoś kto opracuje taki materiał może dostać Nobla a nawet jeśli tak się nie stanie to i tak będzie bardzo bogatym człowiekiem. Stalki wydają się sztywniejsze niż wolframy więc z przyzwyczajenia ich używam ale nie jestem ortodoksem w tej kwestii więc pewnie poeksperymentuję z różnymi przyponami w sezonie. Wielkim mankamentem niektórych wolframów i stalek są zbyt duże krętliki i agrafki.To jak dla mnie dyskwalifikuje przypon. Nawet uznane spinwale w wytrzymałości 2,5 kg jak dla mnie były do niczego ( dobrze że nie kupiłem dużego zapasu ). Na oko grubsze niż np. tańsze stan mar a przy tym agrafka duża i zbyt gruba tak samo jak krętlik - tragedia! Z kolei jedne z lepszych wolframów jakie uzywałem do łowienia na lekko przy okoniach to jantex - tak powinien wyglądać dobry przypon. Agrafki i krętliki filigranowe, drut jak pajęczynka i to jest to. Znowu mnie ktoś o reklamę posądzi ale co tam:-) Dobre rzeczy zasługują by o nich wiedzieć. [2016-01-25 10:42]

tripod

barrakuda - no cóż, w twoim przypadku rzeczywiście możesz szukać czegoś cieńszego (a wypróbuj linki z surfstrandu, zwykły Classic do 6 kg). Ale tak naprawdę grubość przyponu fluorocarbonowego znakomicie przewodzącego pstryki (nie jest rozciągliwy i jest twardy) nie wpływa na odczuwanie kontaktu z rybą. Aby uelastycznić połączenie przynęty z grubym fluorocarbonem możesz zastosować główkę wymienną Dragona (nowość, coś lepszego od czeburaszki z mozolnym systemem wymiany) + hak offsetowy + guma na sandacza (ew. szczupaka, okonia). Wypróbuj kiedyś taki zestaw. Możesz ewentualnie sięgnąć po zestaw Self Made Dragon (do samodzielnego zrobienia przyponu) i samemu dobierać agrafki i krętliki, a także długość przyponu. pozdrawiam [2016-01-25 23:01]

Plavix

Wielka rzeka zawsze daje nadzieje na dużą rybę -trzeba tylko potrafić ją złowić:) Świetne pomocny artykuł. [2017-08-17 09:30]

erykom

Na szczęście mam pod nosem Odrę.Nigdy bym tej rzeki nie zamienił bo wiele razy mnie obdarzyła rybami pięknymi. [2017-08-17 13:29]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Zębate szczęście

Esox lucius-zębaty poczciwnia,najbardziej gnuśna i leniwa ryba naszych w�…