Wiślane łopaty

/ 8 zdjęć


W dniu 28.06.2010r tuż po zejściu dużej wody, bo jak wiadomo mieliśmy w tym roku wiele powodzi oraz bardzo wysoki stan wody w całym kraju. Postanowiłem tego dnia udać się na jedna z moich starych miejscówek. Nad wodą zameldowałem się o godz 12:30 postanowiłem tego jak się później okazało bardzo udanego dnia łowić na przepływankę. W tym miejscu od lat można było liczyć na ładne karpie, brzany, klenie, krąpie, leszcze oraz karasie. Zestaw na dzisiejsze połowy miałem dość delikatny hak nr 12 ,przypon 0.12 spławiczek 1gr mój ulubiony żyłka główna 0.18mm oraz bardzo delikatna wędka o długości 5 metrów. Po rozłożeniu zestawu oraz podbieraka postanowiłem rozrobić zanętę. Miałem kilogram kupnej sklepowej sprawdzonej ,dosypałem pinki dolałem wody. Z wodą zawsze miałem problem w tym miejscu ,wysoki brzeg skutecznie uniemożliwiał bezpieczne nabranie. Rozwiązaniem problemu była butelka 1,5l napoju, którą wkładałem do pdbieraka i zanurzałem w wodzie pozbawiając się w ten sposób problemu . Niebo było bezchmurne tafla wody jak lustro, fale jak się pojawiały to tylko po przepłynięciu statku lub tramwaju wodnego .Nurt rzeki powolny idealny na przepływankę z przytrzymaniem. W zasadzie nic nie wskazywało na to, że przed miesiącem Wisła niosła taką masę wody że opierała się już w niektórych miejscach na Moście Dębnickim .

Ustawiając grunt przy okazji nęciłem. Głębokość taka około 1,5m mniej więcej 7-8m od brzegu .Dobrze znałem to łowisko i wiedziałem gdzie może być zawad czy jakiś większy kamień, ale było to po wysokiej wodzie ,więc różne rzeczy mogła woda ze sobą przywlec. Nawiasem mówiąc wyłowiłem z wody jakąś gałąź na której był chruścik nie wierzyłem własnym oczom. Pomyślałem... Przybysz z daleka albo Wisła w Krakowie już taka czysta ,choć ostatnim czasy poprawa jest wielka, pojawiają się różne gatunki zwierząt których dawniej ni było. Łowiąc już jakieś 30min miałem parę krąpi oraz płotkę ,które pierwsze pojawiły się przy mojej zanęcie. Około godziny 13:30 spławik napoczątku trochę się wystawił by potem zniknąć w czeluściach rzeki. Cięcie! Jest coś wyraźnie większego od pozostałych ryb(-:. Ryba trzyma się głebiej i mocnej walczy ,choć nie jest tak silna i po chwili trafia do podbieraka. Zdobyczą jest leszcz 47cm. Nieduży ale „miskę” cieszy. Ostatnio preferuje metodę „złów i wypuść” nie ma nic szlachetniejszego jak jak podarowanie rybie drugiego życia i wolności. Mierzę, fotka i do wody. Staram się wypuścić jak najdelikatniej, by nie spłoszyć znęconych już wcześniej ryb.

Obławiam coraz bardziej intensywnie z nadzieją na większe ryby. Łowie jakaś drobnicę, donęcam. Po upływie dwudziestu minut następuje agresywne branie. Ryba wyraźnie silniejsza od pozostałych idzie głęboko i nie chce się pokazać co chwile muszę oddawać żyłkę by nie urwać przyponu. Widzę rybę. To kleń którego zawsze tu była masa. Rybę delikatnie podciągam ku sobie i wprowadzam do podbieraka, wyciągam na brzeg, ku mojemu zdziwieniu okazuje się że to jaź 44cm około 1,30kg (waga na zdjęciu pokazuje masę ryby wraz z mokrym podbierakiem który waży ok.0,55kg). Powtórka z rozrywki zdjęcie i ryba trafia do wody.

W głowie roi się od opowiadań wędkarzy o wiślanych jaziach na 70cm ,takiego klocka mieć na kiju myślę...To by była sztuka. Obławiam dalej, wciąż przytrzymując zestaw, tak aby spływ spławika jak najbardziej był naturalny i przybliżony do nurtu rzeki a nawet wolniejszy. Nagle jest przytrzymanie i zmiana toru spławika. Zacinam! Kijek gnie się w kółeczko ,ryba nie daje za wygraną co po chwile zabierając żyłkę. Muszę uważać 0.12 na przyponie nie wróży najlepiej ale daje satysfakcje, że Ona i ja mamy równe szanse (-: Widzę już ją to piękny leszcz, za druga próbą ląduje w podbieraku. Na brzegu okazuje się że ma 58cm i 2,5kg, jeszcze nie miedziany ale już z tych ciemniejszych.

Pełen adrenaliny i podniecenia nabijam przynętę by jak najszybciej umieścić ją w wodzie. Jest już około godziny 15:00, nęcę lecz nie dużo, nie mam już za wiele zanęty wyraźnie widząc dno w wiaderku. Około 15:20 znowu zdecydowane branie. Po krótkim holu jaź 40cm melduje się na brzegu(-:. Fotka i freedom wedle zasady no kill(-:. Łowiąc dalej tak do godziny 17:00 mam jeszcze karasia oraz parę krąpi .

Dziesięć minut później mam branie typowo leszczowe. Mam nadzieje na największy okaz dzisiejszego dnia ale po krótkiej „walce” się rozczarowuje. Leszcz mierzy 56 cm nie warze go na oko jest ciut lżejszy od swojego poprzednika.

Składam wędki, zegarek wskazuje 18:00 co wyraźnie potwierdzają dzwony w krakowskich kościołach, wiem że niebawem tu wrócę i znowu spędzę miło popołudnie. Po paru dniach faktycznie zjawiłem się na tym miejscu ale „co” złapałem, napiszę w następnym opowiadaniu na które serdecznie zapraszam.

 


4.6
Oceń
(13 głosów)

 

Wiślane łopaty - opinie i komentarze

skomentuj ten artykuł

Sklep wędkarski internetowy, duże okazje tanie wędki i kołowrotki online - zdjęcia i fotki

Wędkarstwo wiadomości