Wiślany kleń
Karol Mirowski (loli_83)
2010-02-15
i ogólnym osłabieniem dlatego postanowiłem że podleczę się widokiem Wisły i pospinninguję trochę. Widok rzeki od razu poprawia mi humor... ;)
Postanowiłem że miejscem mojej wyprawy będzie jedna z fajniejszych wiślanych opasek w miejscowości oddalonej 'ode mnie' o 16 km. Po obiedzie spakowałem sprzęt i w drogę... Kiedy dojechałem nad wodę było już kilku wędkarzy jednak łowili w innych miejscach na tzw. 'oknach' a cała opaska była wolna. Zacząłem więc łowić stopniowo przesuwając się wzdłuż opaski i obławiając co lepsze miejsca. W tym czasie złowiłem kilka małych okonków i niewymiarowego bolenia.
Zbliżał się wieczór. Doszedłem do końca opaski gdzie znajdował się typowy wiślany przelew po drodze mijając się z dwoma miejscowymi 'wędkarzami'. Chwilę pogadaliśmy... Oczywiście na moje pytanie 'czy biorą...?' usłyszałem standardową odpowiedź 'eee tam... tu nic nie ma, lepiej idź w inne miejsce' ;). Odpowiedziałem że jednak spróbuję i że może coś się trafi. Do miejscówki podchodziłem jak zwykle
bardzo ostrożnie, schyliłem się lekko starając się nie zdradzać swojej obecności. Gdy znalazłem się w
odpowiedniej odległości od przelewu przykucnąłem a do agrafki uwiesiłem srebrną obrotówkę typu Aglia nr. 2. Rzuty wykonywałem wzdłuż kamiennej opaski przed przelewem. Przynętę prowadziłem bardzo
powoli z krótkimi przerwami w zwijaniu. Już po pierwszym rzucie zauważyłem charakterystyczną falę zbliżającą się do wirówki... W tym momencie byłem pewien że grasuje tu spory kleń. Poziom adrenaliny w moim organizmie szybko wzrastał. Wykonywałem kolejne rzuty jednak za każdym razem gdy ryba 'podchodziła' coraz bliżej przynęty z jakiegoś powodu robiła odwrót. Pomyślałem sobie że ten 'cwaniaczek' albo wyczuł moją obecność albo przynęta mu nie pasuje. Zacząłem kombinować z kolorami i wielkościami. Srebrny już był czas więc na typową 'kleniówkę' a dokładniej obrotówkę w kolorze czarny z żółtymi kropkami. Niestety sytuacja znowu się powtórzyła... Ryba stawała się coraz bardziej ostrożna. W końcu przyszedł czas na 'trójkę' w kolorze miedzianym. Rzut... Kilka obrotów korbką i jest !!! Niesamowite uderzenie !!! Serce waliło mi jak młot. Kleń pięknie walczył i nie dawał za wygraną. Dodatkowo szybki w tym miejscu uciąg wody potęgował hol. Po krótkiej sesji fotograficznej i mierzeniu ryba wróciła do wody. Miarka wskazała równe 50 cm. Jest to największy kleń jakiego dotychczas złowiłem.
Ta wyprawa bardzo pozytywnie wpłynęła na moje zdrowie. Na drugi dzień po anginie nie było już ani śladu a chęć przeżycia podobnej przygody była jeszcze większa ;).