Wiślany leszcz - wrześniowa 'łopatologia' - zdjęcia, foto - 6 zdjęć
Pierwsze promienie słońca przebijały gęste opary mlecznobiałej, wczesnojesiennej mgły. Wszechobecna wilgoć wciskała się wszędzie – osiadała na dłoniach, twarzy, zdawała się wręcz przenikać pod ubranie. Nie było to przyjemne uczucie… Poranne tchnienie chłodu nie miało w sobie nic z lata. Przeciwnie – tu wyczuwało się już nieubłaganie nadchodzącą jesień. Oby nie nazbyt deszczową i zimną a raczej tę złotą, najpiękniejszą… I niech trwa jak najdłużej!
Z tej zadumy wyrywa mnie nieśmiały lecz natarczywy pląs kolorowej szczytówki mojego feddera z której jakaś niewidzialna, podwodna siła zrzuciła dziesiątki kropel wody. Podcięcie dynamiczne jak na szóstą rano i po chwili mam na brzegu pierwszego niewielkiego krąpia.
Co się będę tłumaczył… Stara miłość nie rdzewieje a ryby to przecież nie tylko drapieżniki. Stara miłość… Ile to już lat minęło odkąd zakochałem się w „wiślanym feederze”? Z pewnością ładnych parę. Potem był już prawie tylko spinning ale lubię sobie raz na jakiś czas przypomnieć jak to jest zmierzyć się z bardzo wciąż licznym wiślanym białorybem. Poczuć ten dreszcz kiedy szczytówka pokazuje kontakt z nieznanym. Szkoda gadać – jedziemy na leszcze!
Koniec lata i początek jesieni to doskonały czas by przeprowadzić polowanie na „łopaty”. Niby w wielkiej rzece wciąż gwarno i panuje jeszcze letni rytm ale z dnia na dzień ochładzająca się woda i coraz krótszy dzień sprawiają, że ryby zaczynają zmieniać „priorytety” i głównym celem dla nich zaczyna być tłuszcz. Nie będę oczywiście nikogo namawiał do łowienia leszczy na smalec… Chodzi o tłuszczyk który muszą zgromadzić ryby aby przetrwać długą zimę. Punkt dla nas. Powinno być choć trochę łatwiej.
Wszyscy wiemy że Abramis brama to ryba stadna. Zwabić stado w dobrej miejscówce gdy ryby są aktywne nie jest bardzo trudno ale utrzymać je w zasięgu wędki już tak. Zaryzykuję stwierdzenie że na dłuższą metę jest to raczej niemożliwe. Może „kwintal” najdroższej zanęty i super dodatków wydłużyłby ten czas ale jakoś nie miałem ochoty tego nigdy sprawdzać.Według mnie rybki wpadają, robią wyżerkę przystając na trochę i spływają dalej po drodze gubiąc kilka co mniej inteligentnych sztuk ze stada… Naszym zadaniem jest dać im to czego chcą – ma być „na bogato”! Dla mnie bazą jest niedroga zanęta przeznaczona na wody bieżące o neutralnym kolorze. Dobrze klei, ma trochę grubych frakcji i się sprawdza a to mi wystarcza. W zależności od uciągu wody można dodać zwykłych płatków owsianych. Byle nie za dużo bo mocno kleją naszą zanętę. To dodatek od lat na Wiśle stosowany, sprawdzony i ryby znają ich „orzechowy” smak. Można użyć trochę paszy typu „big fish” bo tego typu zanęty oferują grube frakcje a te w mojej zanęcie są jak najbardziej pożądane. Dlatego często nie żałuję konserwowej kukurydzy i parzonych ziaren np. pszenicy. Do tego „misz-maszu” należy obowiązkowo dać robale! Cięte czerwone to teraz priorytet ale nie zaszkodzą też pinka, białe lub castery. Nie zaszkodzi też dodatek melasy i solidnej ilości atraktora ukierunkowanego na poławiany gatunek. W podwodnym wyścigu po kalorie żarty się skończyły. Aby zatrzymać złociste prosiaki musimy mieć w koszyczku konkretne argumenty!
Część „gastronomiczna” za nami. I dobrze bo nie przepadam za papraniem się w pogniecionych robalach. Czas przejść do konkretów.
U progu jesieni rezygnuję z typowo letnich a więc płytkich miejsc. Szukam głębszej rynny o spokojnym uciągu. Głębszej to znaczy co najmniej dwa, trzy metry. Na razie więcej nie trzeba. Jeśli w pobliżu rynny mam kamienisty stok opaski jest super. Po prostu muszą tu być… Na mojej Wiśle takie miejsca można odnaleźć ale trzeba liczyć się z faktem obecności konkurencji. Chyba że miejscówka wyrośnie nam z dala od dogodnego dojazdu a najlepiej w „dżungli” – wtedy możliwe że odkryliśmy wędkarski Eden. Nie wiem czemu ale wędkarze przywiązują się do miejscówek co w realiach wielko rzecznego łowiska kompletnie nie ma sensu… To że dwa lata temu Janek z Darkiem połowili tu piękne ryby nie znaczy że teraz będzie tak samo. Rzeka się zmienia. Gdzie była wczoraj rybodajna rynienka dziś może być pół metra wody a po łownej przykosie nie zostało nawet wspomnienie. Cóż, dla niektórych bardziej od ryb liczy się dogodny dojazd i czas spędzony w dobrym towarzystwie. To też jest ważne ale… my przyjeżdżamy nad rzekę po emocje!
Mamy już zanętę i wytypowane miejsce a więc czas sięgnąć po sprzęt. Używam wiślanego „złotego środka”. Wędki typu „feeder” o długości 3.90 metra i wyrzucie do 120 i 150 gram. Kij ma być mocny z potężnym dolnikiem i o akcji szczytowej. „Pickeropodobne” paraboliczne popierdółki tutaj na nic się nie zdadzą. Pompowanie silnej ryby w nurcie to nie przelewki! O przyłowach już nawet nie wspomnę choć powinienem bo to w końcu Wisła – tu wszystko jest możliwe. Kto wędkuje na co dzień w tej rzece dobrze wie o czym mówię a pozostali uwierzcie na słowo – zestaw ma być solidny!
Kołowrotki w moim przypadku to najmniejsze, solidne modele karpiowe z wolnym biegiem szpuli który choć tu nie ma zastosowania to na innej wodzie na pewno się przyda. Linka to na ogół żyłka. Twarda i sztywna, dedykowana do feedera o średnicy od 0.22 do 0.28 mm. Przypon 0.20 mm pozwoli nawiązać walkę z większością ryb które będą w ogóle „do wyjęcia” bo z konkretnym sumkiem ( a ten lubi czasem połknąć glizdę ) i tak szanse mamy mizerne…
W zestawie ma rządzić prostota. Nie potrzebujemy udziwnień – one tylko niepotrzebnie komplikują nam życie. W swoich zestawach rezygnuję nawet z rurki antysplątaniowej na rzecz prostego ale jakże skutecznego patentu z tzw. skrętką. Koszyk zanętowy mocuję na konektorze zapożyczonym z metody odległościowej który bez oporów przesuwa się po żyłce, zabezpiecza go stoper a rolę rurki spełnia skręcona i zabezpieczona zwykłym węzłem linka główna. Jest to na tyle pewne rozwiązanie że całkowicie pozwala wyeliminować blokujące się czasem rurki. Jak wygląda budowa zestawu obrazuje jedno ze zdjęć. Do pętelki przy skrętce dobrze jest dowiązać krętlik i za jego pomocą zainstalować przypon. Tu można zamiast żyłki dać fluorocarbon który z racji swojej masy lepiej przylega do dna co jest tu pożądane oraz będzie bardziej odporny na przetarcia o muszle, kamienie itp. Koszyk z denkiem to dzieło szatana! Natychmiast pozbywam się tego artefaktu wyłamując go na łowisku. Moja zanęta jest gruba i ma być wymywana przez nurt. Wyobraźcie sobie te wszystkie „pyszności”, powoli toczące się po dnie kawałki robali i ziarna które tworzą kuszący aromatem dywan… W końcu leszcze lubią solidnie pojeść. Jak wpłynie nam w łowisko kilkadziesiąt głodnych ryb nie licząc drobnicy potrzebować będziemy porcji XXL!
Na haczyk adekwatny do wielkości przynęty ( polecam modele z oczkiem )najlepiej przeznaczyć zwierzęce białko w postaci dendrobeny albo solidnego pióropusza z białych robali. Brania raczej nie przegapimy. Często jest to nagłe ugięcie i wyprostowanie szczytówki naszej wędki. Jeżeli nie damy ciała i nie pozwolimy żadnej rybie spaść z haka mamy realną szansę na wyholowanie przynajmniej kilku, kilkunastu okazałych sztuk zanim stado odejdzie. Znane są przypadki prawdziwych pogromów gdzie wędkarze łowili po kilkadziesiąt leszczy i były to ryby średnie i duże. Taki sukces jest możliwy i w zasięgu każdego kto przyłoży się do tematu jak należy. Ryby po 50 i więcej centymetrów to standard a prawdziwe złote łopaty też mogą się zameldować.
Warto być teraz nad rzeką, patrzeć jak lato niepostrzeżenie przeradza się w jesień złocąc dyskretnie liście nadbrzeżnych topoli. Warto się nad tym wszystkim zadumać – nad ponadczasowym pięknem natury, nad przemijaniem i tym wielkim szczęściem które mamy mogąc tu i teraz być… To wspaniały czas na prawdziwe odprężenie i relaks ale także szansa na naprawdę udany połów leszcza z dala od zgiełku i w ciszy. Byleby nie „odpłynąć” za bardzo… W każdej chwili mogą wejść w nasze łowisko te wielkie, złote i wymarzone. Bądźmy gotowi!
"Artykuł zgłoszony do konkursu wedkuje .pl"
Autor tekstu: Piotr Zygmunt
tommy4 | |
---|---|
Kapitalny wpis-fachowo ,w ładnym stylu napisany art. Ładne foty. Bardzo dobre rady dla chcących "łopatę "złowić.:) (2017-09-24 09:37) | |
SlawekNikt | |
Dobry wpis, ciekawe rybki. Piątka :-) (2017-09-24 10:07) | |
janglazik1947 | |
No tak - kto ma w zasięgu ręki tak piękną rzekę jaką jest Wisla- ten może się pokusić o takie ryby !! Piątka za artykuł. (2017-09-24 12:06) | |
pstrag222 | |
Wpis dobry i piątal leci , ale skoro nęcimi grubo to dajemy gube składniki. Bobik,groch,pęczak,kukurydze gotowaną, pellet. A nie pinki ,białe czykastery :) (2017-09-24 16:46) | |
barrakuda81 | |
Racja.O pellecie zapomniałem.Jak mam to też dodaję ale białe i ich pochodne daję prawie zawsze bo mam do nich przekonanie.Może to i niezbyt poprawnie w teorii ale każdy ma swoje przyzwyczajenia.Kiedyś nawet kruszyłem stare kulki proteinowe z czasów kiedy to próbowałem wojować z karpiami ( jakoś mnie to nie wciągnęło ) ale przydały się jako gruby dodatek do koszyka.Skleja się to wszystko jako tako zanetą a że koszyk jest bez dna to nurt powoli wypłucze a ryby zeżrą wszystko:-) (2017-09-24 16:58) | |
pstrag222 | |
Ja Cię nie neguje , bo każdy łowi inaczej i ma swoje własne sposoby przemyslenia. Ja mam dwie mieszanki . Jedna gruba idzie do wody i na tym zatrzymuje się leszcz. Druga drobniejsza do koszyka . Zawsze moge w koszyku dorzucić troche grubego futru (2017-09-24 17:06) | |
pstrag222 | |
Kulka z białasków na duzym haku to świetna przynęta (2017-09-24 17:07) | |
filip-lewicki | |
Świetna porada, zapraszam do zapoznania się z moim tekstem o okonie na żuławach i w delcie Wisły na spinning !!! (2017-09-24 21:13) | |
kaban | |
Tyś już swoje co nieco Piotrze tu wygrał więc daj szansę młodszym i Arturowi :))) (2017-09-26 17:12) | |
barrakuda81 | |
To prawda...Chłopaki świetnie piszą więc będzie na pewno ciekawie.I tak miałem ochotę cos naskrobać a że pojawiła się "dodatkowa motywacja" więc się zmobilizowałem.To tylko zabawa:-)Im więcej osób weźmie udział tym lepiej - wreszcie będzie co poczytać bo ostatnio było dużo "odgrzewanych kotletów" a tak, coś się dzieje. (2017-09-26 17:23) | |