Zaloguj się do konta

Wobler Lovec Rapy - Trout

Była piękna, słoneczna, gorąca, majowa niedziela. Nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie inny od ubiegłotygodniowych. Wszędzie unosił się zapach w pełni rozwiniętej przyrody, która niedawno eksplodowała ogromem barw i kształtów. Powietrze na horyzoncie drgało figlarnie pod wpływem ciepła, a wesoły szczebiot ptaków oznajmiał, że wiosna w pełni.
Spełniwszy swój obywatelski obowiązek jakim był udział w wyborach do parlamentu europejskiego Piotr spędzał wolny czas z rodziną. Po upalnym spacerze z półtorarocznym synkiem i żoną postanowił oddać się błogiemu lenistwu i wspólnej zabawie w zaciszu ich mieszkania. Gdzieś w głowie przemykały obrazy z wędkarskiej wyprawy, jaką Piotr odbył dzień wcześniej. Sześciogodzinny pobyt nad wodą pozwolił mu wyciszyć się i naładować akumulatory na cały następny tydzień. Wspominał emocje jakie towarzyszyły mu, kiedy holował pierwszego w tym sezonie wymiarowego szczupaka, który z niezwykłą walecznością drażnił się z jego wędkarskim ego.

Wentylator z mozołem poruszał zawieszone, gęste powietrze, a przez okno przedostawał się odgłos stukających obcasami o rozgrzany bruk przechadzających się wąskimi uliczkami spacerowiczów, którzy spędzali czas na rozmowach o wszystkim i o niczym. Z oddali dobiegał odgłos popołudniowej audycji, w której słuchacze radia mogli poznać perypetie bohaterów nowej powieści w odcinkach, a wokół międzyblokowej piaskownicy i bawiących się w niej dzieci zebrali się rodzice i dziadkowie licytujący się osiągnięciami swoich pociech.

Monotonną atmosferę zaburzył fragment ulubionego utworu, który zaczął dobiegać z głośnika telefonu Piotra. Ten niechętnie spojrzał w jego stronę i w pierwszej chwili nie kwapił się do sięgnięcia po słuchawkę. Rzut oka na wyświetlacz potwierdził tożsamość prowodyra całego zamieszania. Okazał się nim być wieloletni przyjaciel, który już w następny weekend wybiera się w wędkarską podróż do Szwecji. Piotr obiecał mu pomoc w drobnej przeróbce układu zasilania echosondy, dlatego zdecydował się odebrać telefon.

Cześć, co robisz?- w słuchawce odezwał się głos Macieja. Czekam na Ciebie-przyjeżdżaj z echosondą-odparł Piotr. Nie, ja nie w tej sprawie-o to pomęczę Cię w tygodniu, a dziś co powiesz na krótki wypad na spinning?-zawiesił pytanie przyjaciel. Która chwila ciszy pozwoliła wymienić spojrzenia Piotra i jego żony, która w jego oczach od razu ujrzała błysk jednoznacznie wskazujący na temat rozmowy. Delikatnie uśmiechając się pod nosem skinęła głową. Jasne, świetny pomysł-rzucił pospiesznie Piotr. Będę za 15 minut-poinformował rozmówca i zakończył połączenie.

Piotr sięgnął do szafy po wędkarskie ciuchy, w które szybko się przebrał; z pokrowca wyciągnął swój lekki spinning, na którym nigdy się nie zawiódł, a do chlebaka spakował dwa pudełka ulubionych przynęt, w których znalazło się miejsce dla kilku, których nie miał jeszcze okazji przetestować, a które wygrał w konkursie na jednym ze swoich ulubionych portali wędkarskich. Przymocował do wędziska Shimano Catana kołowrotek tego samego modelu, na który nawinięta była plecionka i spiął obie części wędki spinkami. Na głowę założył czapkę, która miała chronić przez piekącym słońcem, a do etui schował okulary polaryzacyjne. Po krótkiej chwili siedział wraz z przyjacielem w jego terenówce.
Dzwonię do Krzyśka, może wyskoczy z nami-powiedział Maciej sięgając po telefon. Zanim odezwał się głos po drugiej stronie, w głośniku rozbrzmiało kilka długich sygnałów. Halo?-intrygującym szeptem odebrał Krzysztof. Coś się stało? Przeszkadzam?-zapytał zdezorientowany Maciej. Nie, wszystko w porządku, tylko mały właśnie zasypia, mów. Skoro mały idzie spać, to będziesz miał chwilę, żeby wyskoczyć na ryby. Pakuj spinning, będziemy z Piotrkiem za 10 minut-poinformował Maciej i uruchomił silnik samochodu. Po krótkiej chwili czekali pod blokiem na trzeciego do kompletu zastanawiając się gdzie można się wybrać. We trójkę ostatecznie ustalili cel swojej wyprawy, na który obrali rzekę Białą przy moście w okolicach Dobrzyniewa w odległości około 13 kilometrów od Białegostoku.

Kiedy wyjechali za miasto na horyzoncie ujrzeli zwiastujące burzę chmury. Nie zraziło ich to jednak i po krótkiej podróży dotarli do celu. Uzbroili sprzęt, wypełnili posłusznie rejestr zaznaczając miejsce, w którym zamierzali wędkować i udali się nad wodę.

W odległości kilkudziesięciu metrów zaczęli przeczesywać rzekę swoimi przynętami. Piotr, zgodnie ze swoim wędkarskim rytuałem, założył na pierwszy rzut przynętę, na którą ostatnim razem udało mu się złowić szczupaka. Szybko przekonał się jednak, że nie jest ona odpowiednia na tę wodę. Otworzył swoje pudełka i zaczął zastanawiać się nad doborem wabika. Stwierdził, że spróbuje czegoś nowego, a okazja sprzyja wypróbowaniu nowych woblerów. Z dziesięciu nowiutkich, zapakowanych w fabryczne pudełka, przynęt wybrał pięciocentymetrowy, łamany wobler Lovec Rapy o nazwie Trout. Opis przynęty doskonale pasował do warunków jakie panowały w tym miejscu. Pomarańczowo-żółty, trzygramowy wobler, uzbrojony w dwie kotwice w rozmiarze 12 miał schodzić maksymalnie na metr dwadzieścia pod powierzchnię, co w mniemaniu Piotra miało sprawdzić się w wodzie, która zarastała gęstą roślinnością. Zdecydowanym ruchem posłał przynętę pod drugi brzeg trzymetrowej rzeczki i zaczął dość szybko ściągać plecionkę. W połowie drogi dzięki okularom polaryzacyjnym ujrzał jak z ciemnej toni wyłania się jasny grzbiet przyszłej zdobyczy. W promieniach słońca błysnął biały brzuch ryby, kiedy ta wykonała szybki obrót przygotowując się do ataku. Uderzenie w przynętę, które było doskonale widoczne, dało sygnał do zacięcia, które po chwili okazało się nieskuteczne. Piotr nie wierzył własnym oczom. Jak mogłem to zepsuć?-pomyślał ściągając przynętę do brzegu. Kiedy przyjrzał się jej bliżej okazało się, iż kotwice splątały się ze sobą i nie było czym zaczepić ryby. Rozplątał kotwice i rzucił przynętę w to samo miejsce. Zanim zaczął rozpamiętywać poprzednią sytuację poczuł kolejne uderzenie w wobler. Tym razem nie widział brania, ale intuicyjnie szarpnął wędkę w górę. Nie mógł uwierzyć-znów pudło-pomyślał ściągając brwi. Wyciągnął przynętę, a jego oczom ukazała się sytuacja identyczna do poprzedniej. Ponownie rozplątał kotwice i rzucił kolejny raz w to samo miejsce. Trzecie nieudane zacięcie w trzecim rzucie totalnie go rozbiło-nie mógł pojąć co jest nie tak. Kolejne rzuty uzmysłowiły mu, że brania w tym miejscu się skończyły. Postanowił jednak pozostać w tym miejscu przez chwilę, aby sprawdzić przyczynę plątania się kotwic. Po kilkunastu rzutach sprawa stała się jasna. Przy mocnym wyrzucie i zdecydowanym szarpnięciu kotwice splątywały się za każdym razem. Przy delikatnym obchodzeniu się z przynętą wszystko było w porządku. Bogatszy o te spostrzeżenia Piotr udał się w kierunku, w którym oddalili się jego dzisiejsi kompani. Podszedł do Macieja, który obławiał ostrogę przy moście. Co u Ciebie?-zapytał zdegustowany. Cisza-odpowiedział Maciej A Ty czemu jesteś taki naburmuszony?-zapytał Piotra. W międzyczasie podszedł do nich trzeci z wędkarzy. Piotr opowiedział im sytuacje jakie miał przed chwilą-trzy rzuty i trzy pudła. Dziś nie gram w totka-rzucił do kolegów. Z charakterystyczną uszczypliwością zaczęli z niedowierzaniem nabijać się z Piotra, który w duchu pomyślał-ja Wam jeszcze pokażę! Zrobił zamach i tym razem posłał przynętę delikatnie w środek miejsca gdzie schodziły się dwie rzeki Biała i Supraśl. Kiedy przynęta trafiła do wody Piotr lekko szarpnął wędkę, aby rozprostować wobler i uniknąć splątania kotwiczek. Kompani z ulitowaniem spojrzeli na Piotra, który zdesperowany zaczął ściągać przynętę płynącą z nurtem. Niezwykle agresywna praca ponownie dała zaskakujący, aczkolwiek pozytywny efekt. Oby kotwice nie były splątane-zaklinał Piotr, który w momencie uderzenia zdecydowanie zaciął branie. Chwila niepewności i jest!!! Poczuł szarpanie po drugiej stronie plecionki. Prześmiewcy spojrzeli na siebie z jeszcze większym niedowierzaniem niż w momencie kiedy słyszeli opowieść Piotra. W tym czasie zadowolony i dumny z siebie zdobywca sięgał po rybę, którą doholował do brzegu. Jak myślicie? Co wzięło na to cacko?-z uśmiechem zapytał kolegów Piotr nie pokazując ryby. Okoń?-zapytał Krzysztof. Pewnie niewielki pistolecik-stwierdził Maciej. Nic z tych rzeczy. To Kleń-odparł zadowolony Piotr. Niewielki, bo dwudziestopięcio-centymetrowy egzemplarz po krótkiej sesji wrócił do wody. Koledzy doskoczyli w pośpiechu, żeby obejrzeć przynętę. Po krótkiej lustracji szybko założyli u siebie podobne w zbliżonych kolorach i ruszyli nad wodę. Piotr w tym samym miejscu wyciągnął jeszcze kilka kleni bez rekordów, ale frajda była nieopisana. Po pewnym czasie zauważył, że wobler w trakcie pracy, co jakiś czas, obraca się do góry brzuchem. Szybko stwierdził, iż jest to wina przyponu, który był zbyt sztywny jak na taką przynętę, a do tego już lekko nadwyrężony po kilku holach. Szybko zmienił przypon i ruszył za kolegami. Mijając po drodze Macieja wymienił spostrzeżenia. Dowiedział się, że ten złowił szczupaczka i okonka. Magia koloru-uśmiechnął się Piotr i ruszył w kierunku upatrzonego miejsca, w którym jeszcze niedawno stał Krzysztof. Po wymianie przyponu przynęta wróciła do prawidłowej pracy. Jeden rzut, drugi, trzeci i branie!!! Zabawa nie ustawała, szczególnie, że większość brań była na tak zwanego podglądacza. I tak do samego zmierzchu.
Powoli zaczęli zbliżać się do samochodu, a ich przygoda dobiegała końca. Wyglądało na to, że tylko Krzysztof wróci do domu o kiju. Choć do samego końca nie dawał za wygraną. Ostatecznie i jemu dopisało wędkarskie szczęście. W ostatnim rzucie trafił mu się niewielki szczupak.

Tego dnia nowa przynęta Piotra okazała się strzałem w dziesiątkę, choć zajęło mu trochę czasu zanim nauczył się z nią obchodzić. Kolory pomarańczowy i żółty również spełniły swoje zadanie przecież każdy z nich tego dnia wyholował coś z wody. Piotr pękał z dumy, gdyż jego kolegom nie udało się wyciągnąć ani jednego klenia, które jemu brały bezbłędnie. Po powrocie na miejsce Piotr sprawdził cenę magicznego Trouta, którego sam wygrał. Okazało się, że przeciętna cena tego woblera oscyluje w okolicach 30 zł-i mało i nie, ale biorąc pod uwagę wyniki jakie tego dnia zostały osiągnięte Piotr stwierdził, że z pewnością zainwestowałby takie pieniądze wiedząc jaki potencjał drzemie w tej niepozornej w wyglądzie, ale nieopisanej w działaniu i skutkach przynęcie.

Zapraszam na krótki pokaz!!!

Opinie (6)

użytkownik

Szlag by mnie trafił gdybym miał 3 splatania kotwiczek w trzech rzutach, a wobek pewnie by powędrował na warsztat. Lub do ciemnej, głębokiej szafy:) Za to opowiadanie czytało się naprawdę przyjemnie więc zasługuje na solidne pięć *****. Przynęcie natomiast należy się góra dwója bo takie plątanie to niedoróba jak diabli. Choć można trochę pokombinować usztywniając kotwice kawałkiem wentyla lub zakładając o oczko mniejsze. Pozdrawiam. [2014-05-29 20:56]

antyquariat

Nie spisywał bym tej przynęty na straty tak szybko :) Tak jak to opisuje na stronie jej producent, jest to jeden z najmniejszych łamanych woblerow i to jest również powodem splątań. Popróbuję z mniejszą kotwiczką z tyłu,  a jeśli to nie pomoże to faktycznie usztywnię ją wentylem lub koszulką termokurczliwą. Z kotwicą dolną raczej nie będę kombinował, ale z tyłem popróbuję :) [2014-05-29 21:56]

okiem_sandacza

Łowię na Lovec Rapy już jakiś czas i są to na prawdę bardzo dobre wobki spróbuj Ableta;D Robi świetną pracę;) Zmniejsz kółeczka łącznikowe i na tylną kotwiczkę nawiń stoperek jak przy spławiku i to nie zmieni pracy a usztywni kotwiczkę stary i dobry sposób;) [2014-05-29 22:59]

antyquariat

Wygrałem w konkursie kilka typu banana, poup i trout właśnie - łącznie 10 sztuk. O ablecie słyszałem dużo dobrego - z pewnością spróbuję :) [2014-05-29 23:19]

użytkownik

Piotrze doskonale zdaję sobie sprawę iż w przypadku łamańców problem plączących się kotwiczek jest dość częsty ale 3 razy na 3 rzuty to przegina jakich mało. To mnie denerwują Salmo Tiny bo zdarza im się takie coś 3-4 razy ale na kilka godzin łowienia a tu... Tragedia:-( Oj firma się nie popisała. Teraz pytanie: czy bym go od razu skreślał? Jeśli wentyle, które stosuję w ww. Tinach by wiele nie dały to wobek by poszedł do ludzi. Szkoda nerwów, mimo że ryby chętnie biorą na niego. W każdym razie życzę Ci abyś go tak stunningował aby problem plączących się kotwiczek znikł raz na zawsze. A Lovec'owi bardziej przemyślanych projektów:) [2014-05-30 00:36]

Jakub Woś

Trout to nie jedyny wobler od Lovec Rapy w którym jest problem z zaczepiającymi się kotwiczkami. W dodatku w tych mniejszych woblerkach kotwiczki nie są najlepszej jakości. Woblery jednak są łowne dlatego ja po zakupie zanim założę na żyłkę zmieniam kotwiczki. Jedną daję ciut mniejszą i po problemie. [2014-05-31 23:26]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej