Wodne klejnoty - niekonwencjonalnie!
Piotr Zygmunt (barrakuda81)
2018-12-17
Jak łowić więcej? Co zrobić żeby w moim podbieraku, na brzegu i przed obiektywem gościły coraz większe sztuki? Gdybym tylko znał odpowiedzi na powyższe pytania…
Nie jestem „nadczłowiekiem” – niestety… Na swoje wyniki muszę ciężko pracować. Nie należę też do tzw. „farciarzy”. Znam takich i prawdę mówiąc trochę im zazdroszczę. Mimo że nie jestem przesądny to wierzę iż coś w tym jest. Cóż, bierzesz co życie daje i zasuwasz jak potrafisz najlepiej. Z pełnym przekonaniem dziś stwierdzam - kiedyś przyjdzie czas zapłaty.
Nie ma jednak nic za darmo. Setki godzin spędzonych nad wodą. Miliony rzutów, trudne warunki, bóle pleców i wszystko to co próbuje nas zabić. To fizyczne konsekwencje. Te „mentalne” są raczej pozytywne bo co cię nie zabije to cię wzmocni. Trzeba tylko odrzucić zniechęcenie, przełamać schematy i otworzyć umysł. Choć nadal potworów nie łowię i zdarza mi się zebrać niezły „łomot” od przeciwnika w wodzie już wiem że to właściwy trop. W końcu uczę się cały czas i mam prawo popełniać błędy.
Każdy z Was ma swoje ulubione wody. Jedni są „w czepku urodzeni” i mają pod nosem rybną Odrę czy słynące z okazów zaporówki, inni muszą zadowolić się mała rzeczką czy stawikiem należącym do lokalnego koła. Los nierówno rozdał. Ja plasuję się chyba gdzieś pośrodku. Nie będę się użalał że mieszkam na pustyni chociaż to poniekąd prawda. Sytuacja byłaby niewesoła gdyby nie Wisła – moja mentorka. Stojące wody PZW z niewymiarowymi szczupaczkami mogą się schować… Co do nich nie mam już żadnych złudzeń.
Po cichu w myślach planując kolejny sezon wiem że ta wspaniała rzeka będzie przeze mnie mocno eksploatowana. Potencjał jaki kryje jest zadziwiający. Nie odkryje jednak swoich skarbów od razu. Jest jak prawdziwa dama – o jej względy trzeba zabiegać. Bywa chłodna i szorstka by innym razem rozpalić do białości…
Nie odkryje jednak tajemnic Wisły ten kto bezmyślnie powiela schematy. Kreatywność , nieszablonowe podejście i odrobina szaleństwa są przepustką do jej wdzięków. Dziś szukam ryb w miejscach które inni omijają , stosuję przynęty i techniki totalnie nie przystające do uznawanych reguł. Nie mam zamiaru kreować siebie na pioniera bo nie mam patentu na pewne triki. Chcę tylko podkreślić jak wiele zależy od obserwacji własnych i zwykłego kombinowania. Szczupaki łowione celowo na boleniowe woblery prowadzone przy dnie kamienistych opasek lub na ściągane pod mocny prąd niewielkie jerki. Świnki w bocznych korytach z ledwie wyczuwalnym przepływem na metrowej wodzie czy listopadowe klenie na poppery … Nie są to raczej sytuacje „standardowe”.
Kluczem do wyników jest znajomość wody w której się łowi. Trzeba ją rozpracować przez obserwację. Co w wodzie ucieka, co ściga? Jak się porusza i wygląda? Każdy szczegół ma znaczenie. Potem mozolne próby. Jestem przekonany że to dotyczy każdej wody w której są jeszcze ryby.
Nie ma w tym wielkiej filozofii ale zbyt często widzę wędkarzy nie uznających niczego poza obrotówką lub białym kopytem. Czasem to po prostu za mało…
Reasumując: OBSERWACJA, ZROZUMIENIE, ODWZOROWANIE , KONSEKWENCJA. Jeśli wiesz czego akurat szuka drapieżnik, jak ściga swoją ofiarę , skąd i dokąd podąża reszta zależy od ciebie. Daj mu to czego chce, zaproponuj grę na swoich warunkach i nie poddawaj się.
Nie obawiajmy się łamania schematów, odrzucania dogmatów – takie w wędkarstwie po prostu nie istnieją! Każdy wyjazd nad wodę to niezapisana karta. W dużej mierze od nas zależy czy zapełnimy ją złotymi zgłoskami. Musimy zaufać naszemu instynktowi a niekoniecznie facetowi , który gdzieś w przestrzeni publicznej, prasie jako autorytet mówi nam że tak się nie da…
Wszyscy lubimy tę grę. Ma ona znacznie więcej płaszczyzn i rozwiązań alternatywnych niż kiedykolwiek przypuszczałem. Dziś bogatszy o tę świadomość czekam niecierpliwie na kolejny sezon. Będzie dużo eksperymentów, nowych/starych łowisk i masa emocji. Tego wszystkim życzę.