Wojna na śmierć i życie między człowiekiem a naturą
użytkownik 22602
2010-01-09
Kilkadziesiąt lat temu, po wojnie, jeziora, stawy i rzeki żyły własnym rytmem serca. Ludzie zajęci byli zabijaniem siebie, a nie środowiskiem.To,że ktoś granatem lub siecią łowił ryby, na żadnym jeziorze nie robiło wtedy większego wrażenia. Wody były czyste jak zródło, pełne ryb, nawet wielkie, ciemno ubarwione raki szlachetne w wielkiej liczbie dopełniały tej obfitości, oprócz nich wiele innych stworzeń. Tarło ryb nie potrzebowało chorej, ludzkiej ręki. W jeziorze, o którym teraz mowa, żyły w harmonii i równowadze szczupaki, okonie, płocie, leszcze, liny, ukleje oraz karasie złociste.
Minęły lata. Nadszedł czas komunistycznego rolnictwa, a także zasłużonego wypoczynku po pracy. Las dookoła jeziora wycięto, nastały pola uprawne. A na nie każdego roku sypano dziesiątki kilogramów nawozów sztucznych, i najgorsze, co zawierały - azotany i fosforany. Żeby dużo urosło... I tak rosło. Ale na dożynkach z rąk tow. Edwarda warto było dostać nagrodę za kilkaset procent normy ziemniaków lub cebuli z hektara. A deszcze spłukiwały rok po roku to świństwo do jezior...
W lesie nad brzegiem powstały pola namiotowe.Turyści myli naczynia w jeziorze, przy czym płyny do ich mycia spłukiwali do akwenu. Oczywiście czasem też siknęło się w wodzie - a co tam, troche azotu nie zaszkodzi...A wieczorem przecież trzeba się umyć, prawda? I setki razy namydleni ludzie pozostawiali w jeziorze swój brud, oraz biogeny - trujące dla wody substancje. Doszły też "zwykłe" ścieki komunalne /działki, ośrodki wypoczynkowe/, z bakteriami Coli na czele.
W zmienionej wodzie rozwinęły się bakterie i pasożyty grozne dla ryb. Tlen, zamiast służyć żywym organizmom - woda traciła na walkę z zanieczyszczeniami.
Dla jezior nadeszły krytyczne chwile.Pierwsze umarły raki..One są prawdziwym termometrem czystości wody. Te pocieszne, bezbronne stworzenia są wyjątkowo narażone na choroby,które je dziesiątkują. Pojawiły sie zakwity wody, oraz z czasem siarkowodór. Tam, gdzie on jest, nad dnem - nie ma tlenu. Woda w środku lata zamieniała się w zieloną zupę, światło słoneczne przestało docierać w głąb wody. Zanikła roślinność podwodna - łąki wywłócznika, rdestnicy, osoki aloesowatej, to kraina szczupaka i lina. Ten pierwszy szczególnie, wzrokowiec polujący z zasadzki musi mieć do życia wodę płytką i dostatecznie przejrzystą. Bez niej traci warunki do rozwoju, nie radzi sobie ze zdobyciem pożywienia, w przeciwieństwie do sandacza,ścigającego ryby i obdarzonego świetnym wzrokiem.
W ekosytemie jeziora pojawili się nowi przybysze - krąpie, jazgarze, wzdręgi. Sama natura to spowodowała, wobec trwałych zmian w środowisku wodnym. Wodami rzek, i innymi sposobami przybyły babki, czebaczki, trawianki. Inni przybysze to tylko kwestia czasu. Sprowadziliśmy karpie, karasie srebrzyste, tołpygi, amury, a przede wszystkim sandacze z Estonii, z jeziora Pejpus. Ten ostatni zadomowił się najmocniej. Czy ktoś nazwie go dzisiaj "obcym" ? Już ma polski paszport na zawsze. Amur - nie zdał egzaminu. Poza innymi problemami, okazał się denną kosiarką, której nie oparły się tarliska szczupaka. Ale tam, gdzie nie stanowi zagrożenia wobec cennych gatunków,
może żyć obok karpia, tołpygi, zwłaszcza w wodach silnie zdegradowanych. Ryby te nie rozmnażają się same w naszych wodach.
Sto kroczków karpia wpuszczamy do wody. . po latach /oby dożyły/, wędkarze złowią 80. Uwolnią je. Przeżyje 70, tych 10 nie przetrwa holu, lub głębokiego skaleczenia. Ale te najsilniejsze będą wciąż celem wędkarskich wypraw...Co do amurów i tołpyg, nie więcej niż kilka procent
z nich trafiło na wędki...pamiętam łowcę amurów, który kusił je śliwkami z kompotu... Nie zapomnijmy o linach, wyjątkowo cennej rybie. W wielu regionach ich pogłowie bardzo zmalało. A to wspaniała wędkarska zdobycz !
Obca ryba ...czy to nie człowiek jest najbardziej obcy? Natura nie pyta się ichtiologów o zdanie, co może żyć, a co należy trzasnąć pałą..sama rozprowadza życie po całym globie, patrząc, czy coś zrozumieliśmy z efektów naszych działań, chorych teorii, zaniedbań. Z ugniatania łapskami cieknących troci, zamiast dać im w spokoju dopłynąć na tarło, i ustrzec przed śmiercią. Jeśli spojrzymy na nieszczęsną babkę, zadomowioną w Zegrzu, lub Wiśle - ona zajęła puste miejsce po jazgarzach. Jej wrogom zadam pytanie - o bazę pokarmową ryb drapieżnych,
jakich niedobitki żyją wciąż w wodach Zalewu Zegrzyńskiego. Jego zatrucia spowodowały śmierć wielu jazgarzy, krąpi, uklei, które stanowiły pokarm wielu drapieżników. One muszą coś jeść, prawda? Czy dwudziestocentymetrowy sandaczyk może połknąć krąpika tej wielkości?
Babka jest świetnym żerem, powolna i łatwa do pochwycenia. A że podjada ikrę? Duże leszcze robią to samo z ikrą okoni, te się pózniej rewanżują, a zerkają na to szczupaki, czy czasem nie ma tu czegoś na przekąskę..tak jest od dawna, zapewniam.
Proces eutrofizacji /przeżyznienia/ jezior w Polsce dotknął wiele pięknych wód, i trwa nadal. Do wielu jezior wciąż dostaje się chemia i ścieki. Skutecznie bronią się tylko akweny otoczone lasami, albo ze słabym rolnictwem dookoła. Także jeziora oligotroficzne, siejowe, zasilane czystą
wodą z wielu zródlisk w dnie. Znam i obserwuję takie jezioro od ponad dwudziestu lat. Cieki zródeł nawet w czasie ostrej zimy zmuszają lodowych wędkarzy do ostrożnego obstukiwania pierzchnią w czasie spacerów po nim. Do dziś w tym jeziorze nie spotkacie wzdręgi, jazgarza czy
krąpia, nie mówiąc o sandaczach. Rybostan jest niezmieniony, woda zachowała swoją czystość, można pić ją z jeziora bez obawy. Cieszy to,że powstały i powstaną w gminach oczyszczalnie ścieków. Martwi to, że tak pózno. Chciałbym kiedyś klęcząc na kamienistym brzegu, zaczerpnąć dłonią, i móc się napić wody z Wisły - na wysokości ulicy Karowej w Warszawie....
To co dzieje się w ostatnich latach, to (i wojna światowa) wojna na śmierć i życie między człowiekiem a naturą (ii wojna światowa). Człowiekiem rozumnym /homo sapiens/...
Natura tą wojnę przegrywa.
Przegra?
Jeszcze jedno zmywanie garów w jeziorze, trochę mydła, ścieków - i będzie po wszystkim.