Wrześniowy białoryb
Okoniowy Bartuś (okoniowy_bartus)
2016-08-28
Ci, którzy czytają moje teksty wiedzą, że specjalizuję się raczej w łowieniu drapieżników na spinning. Dzisiaj jednak pod lupę chcę wziąć białoryb. Jako chłopak wychowany wędkarsko na pojezierzu brodnickim, nauczyłem się łowić okazałe sztuki linów, leszczy czy też płoci. Ale chyba każdy, kto dorastał w tutejszym środowisku, wśród pięknej przyrody, zostaje bardzo dobrym wędkarzem, który przede wszystkim nauczył się nad wodą myśleć. Nie internetowym gadżeciażem, a wędkarzem przez duże W. Dzisiaj postaram się pokazać, jak to łowiło się kiedyś i z jakich efektywnych taktyk korzystają wędkarze ze starszym peselem, a nie internetowi modnisie z toną zbędnego sprzętu. Wrzesień jak najbardziej temu sprzyja - jego nadejście oznaczało dla mnie, że pora było odpuścić podrywanie dziewcząt z ośrodków wczasowych, a skupić się na łowieniu. Ryby się naprawdę ruszyły, orzeźwione pierwszymi chłodniejszymi porankami. A co najważniejsze, znad jezior zniknęły chmary stonki (w naszym slangu to wczasowicze z większych miast). Obecnie w natłoku obowiązków nieliczne wyprawy poświęcam rybom spokojnego żeru, ale jest to podróż dla mnie bardzo sentymentalna i w nią Was także zapraszam.
Lin
Jako pierwsze opiszę łowienie linów. Jest to jedna z bardziej ciepłolubnych ryb z rodziny karpiowatych, zatem na niej należałoby skupić pierwszą połowę września. Te piękne zielone stworzenia o czerwonych oczach, mają bardzo małe zapotrzebowanie na tlen i lubią spokojne muliste wody, z dobrze rozwiniętą roślinnością podwodną. Wypisz wymaluj małe śródleśne, mocno zarośnięte jeziorko. Oczywiście na większych, nawet bardzo głębokich jeziorach również je znajdziemy (tutaj często możemy się liczyć z prawdziwymi okazami), ale musimy poświęcić więcej czasu na dobór odpowiedniego miejsca. I właśnie to jest najważniejsze w łowieniu linów, zrzucając nawet najlepsze nęcenie na dalszy plan. Lin ma swoje wędrówki, miejsca żerowania i choć byśmy czarowali nad wodą, przy źle dobranej miejscówce nie podejdzie. Na małych płytkich jeziorkach sprawa jest prosta, a w głębokich musimy wybrać jakąś spokojną zatoczkę (najlepiej wytypować miejscówkę nie głębszą niż 3,5 metra). Z zarośniętym dnem, grążelami. Ewentualnie gdy litorat jest ubogi, a dno twardsze poszukajmy koloni racicznic - przysmaku ryb. Jeżeli chodzi o czyszczenie dna, to w przypadku jednorazowych wypadów bądź też krótkiego pobytu nad jeziorem proponuje to odpuścić. Lin będzie bał się podejść w takie miejsce i trzeba odczekać przynajmniej tydzień, a najczęściej dłużej. Ogólnie nie jestem fanem ingerencji i psucia naturalnego środowiska ryb. Łowiąc na zielsku musimy dobrze wygruntować zestaw i to jest klucz do sukcesu. W takim przypadku spławik będzie słuszną metodą, a koszyki zostawmy sobie na czystsze dno. Linów nigdy nie nęcę sklepową zanętą (ogólnie rzadko to robię nawet przy innych rybach). Lubię oldschool. Specjalistyczne zanęty zostawiam dla zawodników. Poza tym sprowadzają mi w łowisko niechciany drobiazg -wzdręgi, płotki. Tutaj potrzebny jest konkretniejszy towar. Nęcę gotowaną kukurydzą, ziemniakami lub ziemią z kretowiska z pociętymi rosówkami. Na nęcenie dobrze jest przeznaczyć kilka dni, a jeśli nie znamy wody i będziemy krótko na jakimś wyjeździe, dobrze uśmiechnąć się do miejscowych. Nie ma co też przesadzać z ilością zanęty (lin to ostrożna ryba, gdy zrobimy mu wielki dywan, może poczuć się jak nie u siebie w domu i zaprzestanie żerowania). Gdy w łowisku zobaczymy charakterystyczne bąble, możemy być niemal pewni, że jesteśmy na dobrej drodze.
Leszcz
Z łopatami sprawa jest prostsza. I to w doborze miejsca, jak i w karmieniu. To chyba najprostsza ryba do łowienia, gdzie w prosty sposób możemy złowić dość ładne sztuki 50-60cm. Jak to mawiał wujo "Leszcz to jak świnia, wrzucić mu żarcie do koryta przez kilka dni to zawsze podejdzie). Szukam ich na początku blatu zaraz za spadem lub na półce między spadkami. Na samym spadzie też możemy spodziewać się ryb, ale to w cieplejszych okresach roku niż wrzesień. W zależności od barymetrii jeziora, szukam dużych łopat na głębokości od 4-10 metrów (są to głębokości gdzie duże łopaty już spokojnie podchodzą). Spora rozbieżność, ale mamy dużo typów jezior w Polsce, dlatego proszę się sugerować raczej ukształtowaniem dna niż głębokością. Jeżeli nie mamy echosondy, a nie znamy jeziora warto zwrócić uwagę na same brzegi. Skarpa przy tafli wody, będzie sugerowała, że szybko mamy głęboki spad na dużą głębokość. Analogicznie, gdy teren się robi płaski to mamy do czynienia z płytszym blatem. Proponuję również wpisać w Google nazwę jeziora i wydrukować sobie mapę barymetryczną i ją sobie przestudiować. Szukajmy twardego dna, od biedy miejsca gdzie muł przechodzi w dno twarde. Nęcę również grubo, przynajmniej kilkudniowo, bez sypkiej zanęty - ona jest dla mnie dobra dla zawodników ( wiem powtarzam się), ale nie opłaca się nęcić dużych ryb regularnie takim czymś. Raz, że szkoda kasy (leszcze to odkurzacze i może to być niemiłe dla naszego portfela), a dwa, że nie szukamy małych i średnich ryb. Oczywiście, przy kilku godzinnym wypadzie dobra sklepowa pasza się sprawdzi, ale opisuję temat bardziej długofalowo. Znowu proponuję ugotować kukurydze, bądź makaron. Można dodać jakiś olejków zapachowych do ciast. Co do techniki łowienia, fajnie łowi się łopaty na pół stojący spławik z częścią obciążenia na dnie (och, te piękne wykładane brania !). Oczywiście drgająca szczytówka też jest bardzo przyjemną i skuteczną metoda. Kwestia preferencji, odległości i warunków łowienia. Podpowiem jeszcze tylko, że leszcza w miarę możliwości dobrze jak najszybciej odciągnąć od łowiska. Spięta łopata wśród stada, skutecznie spłoszy swoich kumpli.
Płoć
Uwielbiam łowić płotki 30+ cm. Najszybciej możemy je znaleźć w głębokich jeziorach bądź kanałach. Lubię selektywne przynęty w postaci kukurydzy (zakładam dwie na hak). Nęcę również tym samym, czasami również ziarnami takimi jak konopie, pęczak czy pszenica. Szukam ich dość blisko brzegu, przy trzcinkach na spadzie. Płocie raczej chętnie współpracują, a jeśli znaleźliśmy miejsce gdzie stale bytują, mamy niekiedy zabawę na cały dzień. Fajnie jest odchudzić zestaw i usiąść z batem, ciesząc się walecznością tych ryb. Płocie bardzo dobrze biorą, gdy na dnie jest sporo larw chruścika (tzw. kłódek). Trzeba ostrożnie wyjąć robala z jego drewnianego domku. Czasami płocie nie stoją przy dnie. Wtedy warto poszukać ich w toni.
Sprzęt
Tutaj nie będę się zbytnio rozpisywał. Za dużo o sprzęcie w dzisiejszych "internetach". Ważne żeby żyłka była świeża, a hak mocny i ostry. Żyłka główna 0,18-0,20 na zestawie spławikowym z kołowrotkiem oraz przypon 0,14-0,16 pozwoli nam się dobrać do tytułowego "wrześniowego białorybu". Ewentualnie gdy polujemy na naprawdę duże liny 50cm+, łowiąc w zielsku można pokusić się o cieńką plecionkę jako przypon. Haki dobieram do wielkości przynęty, którymi są najczęściej kukurydza bądź rosówka. Więcej na temat sprzętu nie będę pisał. Są lepsi spece ode mnie, a moja mała wiedza i tak mi wystarcza, bo uzupełniam ją rozumieniem podwodnego świata. Dodam, że pisałem o wodach dzikich. O komercyjnym łowieniu ryb i nowocześniejszych metodach wiedzy nie mam i szczerze powiedziawszy nie będę miał. Jak już wspomniałem wolę dzikie wody i old school. No i najważniejsze prostotę. Zachęcam Was, więc do zapolowania na wrześniowy białoryb, bez method feederów, peletów i kulek, a ze skromnym plecaczkiem, spławiczkiem i robalem z kukurydzą.
Pozdrawiam
Bartek