Wspomnienia wędkarskie
Paweł Masłowski (pavel-93)
2013-04-21
Prawie 20 lat temu przyszedłem na świat i... mówi się, że w wieku 3 lat łowiłem na dziadkowym stawie karasie. Pamiętam, że było tego naprawdę dużo, a zanim poszedłem do przedszkola miałem na koncie 2 kilkukilogramowe karpie. I nigdy nie zapomnę tego drugiego. Łowiąc na 2 leszczynowe kije, nagle jeden z nich szybkim ślizgiem znalazł się w wodzie. Załamany chłopak zauważył, że branie jest na drugim spławiku. Wyciągnąłem tego karpia, a w pysku miał dwa haczyki, z których jeden podłączony był do pływającego leszczynowego kija.
Dziś ma za sobą wiele pięknych wspomnień znad wody. Pamiętam jak całą podstawówkę jeździłem z ojcem i bratem na Jezioro Ryńskie, aby złowić tę najukochańszą dla mnie rybę – węgorza, tajemniczą jak każda noc spędzona nad mazurskimi jeziorami w pięknych dzikich lasach. Pamiętam jak siedziałem całą noc sam w opuszczonym lesie, czekając na branie lina, a 40 metrów dalej do strumienia podchodziły łosie... Strasznie się ich bałem wtedy. Pamiętam wiele zabawnych wypadów z moimi kumplami na nocne połowy w rzece Łynie – tej o której potrafię śnić całe noce. I cały czas czekam na kolejne takie wspomnienia, bo ostatecznie tylko to nam zostanie, oprócz kilku zdjęć.
Dziś studiuję w Warszawie i tęsknię za tymi jeziorami i Łyną. Odliczam sobie dni do każdego przyjazdu do moich Bartoszyc i zawsze liczę, że tym razem złapię jakiegoś potwora. Niestety jakoś się ostatnio nie udaje (wiadomo jak to wygląda, działania PZW, a także dwóch prężnych „stowarzyszeń”: Koło „Agregat” czyt. kłusole oraz Koło „Drygawica” czyt. rybacy, ale nie o tym teraz). I nigdy nie wiem, czemu ja to robię. Na ten najwspanialszy nałóg świata wydaję prawie wszystkie moje pieniądze, jadę na tę noc, tam najczęściej zmoknę, zmarznę i wrócę do domu z jedną myślą – nigdy więcej! A po kilku godzinach snu zawsze myślę, jak by tu zrobić żeby znowu jak najszybciej wyruszyć na jezioro lub dzwonię do kumpla z hasłem: ruszamy na Łynę. Gdzie jest sens, gdzie logika? Nie wiem, ale i tak nie porzucę tego. I zawsze będę dziękował dla mojego ojca, że zaraził mnie i mojego brata pasją do wędkarstwa.
A przy okazji ojciec jest autorem najpiękniejszych słów jakie słyszałem o naszej pasji. 2 lata temu zaprosił nas na ryby znajomy ojca. Po przejechaniu 60km byliśmy u niego i zastanawialiśmy się, czy jechać na jedno z dwóch jezior w okolicy, czy na kanał. Na to żona tego pana, zaproponowała żebyśmy pojechali na jakiś tam staw ich kolegi: „bo tam na pewno coś się złapie”. Tata bez namysłu odpowiedział: jak wiadomo, że coś się złapie, to to wszystko traci sens.
Przymierzałem się do tego tekstu od roku i jak już zacząłem, to oczywiście zapomniałem co chciałem przekazać, ale przecież i tak to nie ważne. Bo czy ryby będą, czy nie będą, będę machał wędą!!!