Wszystko się zmienia
użytkownik 13410
2010-02-16
Od tamtej zmieniło się wiele. Minęło z 10 lat, zamiast szkoły podstawowej chodzę na studia, ojciec postanowił być ojcem… kogoś innego i niewiele wskazywało na to żeby jeszcze kiedyś chwycił za wędkę. Pewnie nie chwyciłbym gdyby nie mój wujek który akurat w kwietniu tego roku przeżywał drobny kryzys ze swoją kobietą i wolny czas postanowił poświęcić właśnie wędkarstwu. Kupił sobie nowy kij, kołowrotek i cały sprzęt jaki wtedy kupił, przywiózł go do mnie i poprosił, żebym mu go przechował (żeby zapobiec pogłębieniu się kryzysu, naturalnie). I oczywiście przypomniało mi się, że przecież ja też mam sprzęt potrzebny do wędkowania! Rozmawialiśmy długo, planowaliśmy naszą pierwszą wyprawę i bardzo mi się to spodobało. Kije i kołowrotki odnalazłem następnego dnia. Były to dwa teleskopy kupione na targu długości 3,60 i 4,50 m- odpowiednio cormoran i daiwa, do tego dwa kołowrotki- golden i crocodile. Ich stan był lekko mówiąc niezadowalający, ale stwierdziłem że i tak dam radę. Wydawało mi się, że zbiornik znam jak własną kieszeń i na te drobne rybki na 100% wystarczy. Drobniejsze rzeczy dokupiłem w lokalnym sklepie wędkarskim i byłem gotowy. Nie mogłem doczekać się pierwszej wędkarskiej wyprawy. Wszystkie zestawy zmontowałem w domu. Oczywiście nie pamiętałem wielu rzeczy- w końcu kiedyś zestawy wiązał za mnie ojciec, ale całe szczęście w pokoju miałem jeszcze 3 segregatory „Przewodnika Wędkarskiego” które bardzo pomagały mi przez pierwsze miesiące i cały czas są moją mini-encyklopedią wędkarstwa.
Wreszcie przyszedł wujek, zabraliśmy sprzęt i wyruszyliśmy nad wodę. Zabraliśmy jeszcze młodszego brata i siostrę i pełni nadziei zarzuciliśmy wędki. Ja nie miałem z tym problemów, wujek po chwili też. Młodym trzeba było wytłumaczyć- oni mieli jedną wędkę na zmianę.
Pomyślałem sobie, że wiele się to zmieniło od tego czasu. Wtedy po stronie na której zdecydowaliśmy się wędkować był pomost i małe stanowisko wędkarskie- teraz nie było nic. Jak się okazało stanowisk nie było nigdzie, a kiedyś było ich pełno. Więcej nad wodą było też ludzi. Teraz były tylko 3 osoby- dwóch kolegów mojego młodszego brata i jedna starsza Pani. Koledzy mieli kilka małych karasi i ich staż był podobny do naszego na przestrzeni ostatnich kilku lat. Z Panią wędkarką ucięliśmy sobie dłuższą pogawędkę. Opowiedziała ona nam o zmianach jakie zaszły na tym zbiorniku odkąd właścicielem gruntów na którym leży została pewien zakład Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego. Nie napawało nas to optymizmem, ale w momencie gdy z bratem wróciliśmy od tej Pani wujek już miał rybę na haczyku! Był to mały, wychudzony karaś srebrzysty, ale radość była ogromna. Z bratem chwyciliśmy za wędki i po chwili my też mieliśmy ryby. Każda wyglądała tak samo- mały, chudy karaś ale nie to liczyło się dla nas. Dla nas najważniejsza była satysfakcja, która towarzyszyła nam przy każdej złowionej rybie. Takich ryb udało się nam przechytrzyć koło 10. Nie pamiętam dokładnie ale siły rozłożyły się mniej więcej po równo wśród mężczyzn i jedna ryba mojej siostry. Oczywiście wszystkie wróciły do wody bo były jakieś takie małe, suche i po wysłuchaniu babci Chrustnej i tego co wyżej wspomniany zakład robił z tą wodą jakoś odechciało nam się ich spożywać…
Mamy za to zdjęcia, z którymi chętnie się z wami podzielę. Całe szczęście wujek nie wybiera się nigdzie bez swojej lustrzanki i wszyscy mamy pamiątki.
Od tamtej pory na dobre zaraziłem się wędkarstwem. Z bratem w przeciągu tygodnia poznaliśmy zbiornik na tyle, że łapaliśmy takich rybek koło 100 sztuk na 3 godzinny wypad na ryby bez nęcenia a miesiąc później dołączyłem do PZW, stałem się użytkownikiem wedkuje.pl i na przestrzeni sezonu złowiłem bardzo wiele ryb różnych gatunków. Nigdy okazów, ale zawsze cieszyłem się tak jakbym miał co najmniej złoto w jakimś czasopiśmie.
Okazało się, że koledzy brata też zostali członkami PZW, do grupy dołączył jeszcze jeden kolega- wnuczek tamtej starszej wędkarki którą nazywaliśmy właśnie babcią Chrustną. Niestety babcia odeszła we wrześniu i w tym roku raczej już nie zobaczę jej okrągłych kołowrotków i karpiowego fotela. Wujek pogodził się z dziewczyną niespełna tydzień po naszej pierwszej wyprawie i nawet udało się nam ją namówić do wędkarstwa- pod warunkiem że będziemy jej zakładać robaka na haczyk i ewentualnie zdejmować z niego rybę.
Wszystko się zmienia… : )
'Materiał zgłoszony na konkurs wedkuje.pl'