Wyprawa na Bielinek
Jan Stanisz (stan)
2009-11-04
Mój wypad na żwirownię w Bielinku też nie wypalił. Nie dość, że razem z kolegą Henrykiem prawie nic nie złowiliśmy, to straicliśmy benyznę z naszych samochodów, nie licząc zniszczonych przewodów paliwowych. A zapowiadało się całkiem nieźle. Jak na koniec września było ciepło, a wiatr wiał zza zachodu, a co najważniejsze na akwenie nie było żadnych łódek. Może wędkarzy odstraszył miejscowy gang ' spuszczaczy benzyny', ale po kolei.
Umówiłem się z kolegą w Krajniku, na przejściu granicznym, o godzinie 6.00. Ja ze swojej miejscowości miałem trochę ponad 40km i piekną drogę przez Schwedt, a on ze Stargardu jechał trochę dłużej i dalej, o stanie dróg nie wspomnę, bo nie raz miałem okazją tą trasą jeździć. Na wodzie byliśmy po godzinie, a myśli nasze krążyły już wokół pięknych okoni, które rok temu łowiliśmy, właśnie o tej porze. Niestety, ani okonie, ale też inne drapieżniki nie chciały z nami współpracować, także jeden szczupak i okoń na rozkładzie chluby nam nie przyspożył. Po zakończeniu wędkowania załadowliśmy na mój samochód łódkę i wyjechaliśmy na drogę dojazdową do żwirowni. Przystanąłem, bo zauważyłem jak kolega pochylał się pod swoim samochodem. Okazało się, że podążała za nim stróżka benzyny z uszkodzonego przewodu paliwowego.
Zacząłem szukać w bagażniku jakiegoś plastra, ale uwagę moją zwróciło cieknące paliwo z mojego auta. Chyba mamy problem, nie mam nic do sklejenia dziurawych przwodów, z tą pesymistyczną uwagą podszedłem do kumpla. Uradziliśmy, że on pójdzie do wioski po pomoc, a ja będę pilnował samochodów. Za pół godziny byliśmy przy garażu domorosłego mechanika, który starał się jak mógł naprawić nasze pojazdy.
My w tym czasie wezwaliśmu policję. Okazało się, że zarówno nasz fachowiec, jak i policjanci podejrzewają kto mógł być sprawcą naszego nieszczęścia, ale niestety nie ma świadków i dowodów. Ponoć od jakiegoś czasu Bielinek terroryzuje były garuś, który w wiosce robi co chce i jak to w życiu bywa, nikt nic nie wie, oczywiście oficjalnie. Wg nieoficjalnych wieści ostatnio nigdzie swoim samochodem nigdzie nie wyjeżdżał, bo nie miał pieniędzy na paliwo. Kiedy policja zawitała do jego domostwa, sprawdzić czy nie ma śladów po naszym paliwie, nikogo w domu nie było, auta też.
Cała ta historia jednak czegoś nas nauczyła. Ryby czasami mogą nie brać i takie jest ich prawo, ale na ludzi, w tym względzie, nie ma co liczyć. Następnym razem, po zwodowaniu łódki, samochody będziemy odstawiać w bardziej bezpieczne miejsce, a konkretnie przy zabudowaniach , których gospodarz za drobną opłatą zaofiarował się przypilnować naszych środków transportu. Przecież Bielinka tak szybko nie odpuszczę, już niedługo ruszy się sandacz i duży okoń, a i sum nie pogardzi dużą przynętą spiningową. Tego prawdziwy wędkarz przegapić nie może, choćby piętrzyły się trudności i od czasu do czasu ubyło nawet trochę paliwa.
Wykupiłem też niemiecką kartę oraz licencję na pobliskie 4 jeziorka, może tu mi się bardziej poszczęści, bynajmniej będę pewien, że nikt mnie nie okradnie.