Wyprawa nad jezioro Topola
Dariusz Mytko (mydi)
2009-06-28
Przyjazd nad jezioro po tygodniu pracy to coś wspaniałego lecz humory się psują, lepsze znane miejsca zajęte jest jedno stanowisko pod potężną uschniętą topolą. Trudno jakoś pomieścimy się razem. Rozbijamy namiot no i pojednaj wędce na głowę przecinka bardzo wąska. Rybki biorą całkiem nieźle to tak intęsywnie, że nie zauważamy wzmagającego się wiatru pięknego ołowianego nieba i braku wędkarzy dokoła nas.
Co robić, niedaleko zwolniło się piękne podwójne stanowisko przenosić cały majdan, szybka decyzja będziemy przecież do jutra, a tam można łowić na cztery kije i jeszcze będzie luz. Przenosimy namiot z pod uschniętej topoli jakieś 70 m, zaczynają się grzmoty i błyskawice zaczyna padać. Zdążyliśmy w porę, no to po browarku - mówię do kolegi Piotra i wraz z sykiem otwieranej puszki potężna eksplozja - piorun uderzył w topolę i ją zapalił.
Piwo z wrażenia wypadło mi z ręki. Przecież byliśmy tam nie dawno, usmażyłoby nas jak amen w pacierzu. Piotr aż się spocił z wrażenia. Po 20 minutach przyjazd straży pożarnej, która ugasiła drzewo i palącą się trawę. Jedno jest pewne, mięliśmy fart, że piorun nie przerobił nas na frytki, nigdy już nie rozbiję się pod samotnym drzewem. Dodam, że było to jezioro Łoniewskie, a zmiana miejsca nie tylko wyszła na zdrowie, ale rybki brały lepiej i były bardziej dorodne. Były to ładne leszcze karpie i karasie.