Wyprawa spinningowo - spławikowa
Jarosław Bartłomiejczak (wędkarstwo moja pasja)
2009-05-18
Dwa dni przed wyprawą nad zbiornik
A więc tak wszystko zaczeło się od mojego taty, który razem z szefem po pracy pojechali na grzyby do tamtejszych lasów taty szef zbierał grzyby, a tata przeszedł się w okół zbiornika Ula popytał się tamtejszych wędkarzy którzy łowili na żywca co bierze i czy w ogóle jest szansa , po dłuższej rozmowie z wędkarzami tata wrócił do szefa nazbierał pełne wiadro grzybów i wrócił do domu powiedział mi o tym zbiorniku i zaproponował wspólny wyjazd na tamtejsze zbiorniki, no i oczywiścię ja zapalony wędkarz jak, że mogłem odmówić mówię bez zastanowienia, tak więc tata mówi dobra jedziemy po jutrze na ryby ja zadowolony już czuje, że jestem na rybach położyłem się do łóżka bo było już późno ....
Dzień przed wyprawą nad zbiornik
Budzę się i znów myślę o rybach w kółko o tym samym myślę sobie chyba zwariowałem, odpalam komputer wchodzę na znane forum haczyk.pl i szukam cennych informacji na temat połowu metodą spinningową, a potem szukam informacji na temat metody spławikowej, bo również w tym dniu będę łowił na spławik gdy już poszukałem informacji o metodach przynętach zanętach i potrzebnych rzeczach zaglądam do swojej pięknej skrzyneczki wędkarskiej biorę kartkę i długopis i piszę co mi potrzeba zawsze tak robię, bo potem stoję w sklepie pół godziny i myślę sobie co ja miałem kupić.
Gdy wreszcie kończę wędkarską liste zakupów przychodzi tata z pracy zjadł obiad wypił kawę ja zmierzam do skarbonki biorę moje fundusze i ruszamy do sklepu wędkarskiego dojerzdzamy na miejsce zero klientów tylko ja sprzedawca i tata i myślę sobie dobrze przynajmniej będę mógł sobie powybierać, poszperać. Najpierw biorę listę w dłoń i mówię sprzedawcy co potrzebuję. Sprzedawca mi wszystko pakuję podlicza i wychodzi 97 złotych 7 złotych, dostaje rabatu czyli 90, a miałem sto złotych czyli 10 złotych zostaje patrzę na różne fajne akcesoria i wyczaiłem portfel na przypony za 24 złote taki już solidny i długi tata dokłada mi te 14 złotych i haczyki wybieram sobie gratis jak to zawsze u pana Zbyszka i przychodzi czas się pożegnać.
Bierzemy towar i jedziemy do domu gdy tylko dojechaliśmy do domu wziołem towar i poszedłem zakładać zestawy wiązać haczyki i pakować się gdy tylko się spakowałem umyłem się posiedziałem troszkę na internecie i poszedłem spać.
Dzień wyjazdu 31 sierpień
I wreszcie doczekałem się wyjazdy jeszcze tylko wyciągnąć robaki z lodówki i spakować i w drogę wyjechaliśmy z domu 0 7,00 na miejscu byliśmy juz o 7,45 wyszliśmy z samochodu i mówię tak tato ja idę na razię pospinningować. Tata uradowany, że ma troszkę czasu dla siebie wzioł nóż wiadro i poszedł na grzyby ja jeszcze tylko torbe z przynętami i obaj życzyliśmy sobię szczęśćia na pierwszych 6 stanowiskach mijam tylko spławikowców krótka pogadanka o naszym hobby i w drogę na pierwszy odstrzał poszły okoniowe paprochy, które od razu obfitują ładnym garbuskiem.
Garbus po krótkim holu ląduje w mojej dłoni odhaczyłem go buziak miara i do wody okoń miał 28cm rzuciłem jeszcze parę razy tym samym miejscu ale nic już nie zainteresowało się moją przynętą. iIdę na następne stanowisko, ale niestety zajęte przez chamskich karpiarzy z poznania takiego chamstwa jeszcze nie widziałem, a mianowicie miejscowi chłopacy wydali ponad 100 złotych na kulki proteinowe. Nęcili sobie kulkami kukurydzom konopiom bobikiem i peleetem, a oni po prostu to ujrzeli i wrabali się w stanowisko i ciągli karpie po 8 , 10 kilo tak pilnowali swojej przywłaszczonej miejscówki, że jak koledzy zjeżdżali do domu to następni z tej samej zgraji wjeżdżali po prostu chamstwo.
Ale wróćmy dalej do mojej wyprawy poszedłem na następne stanowiskom, którą była rzeczka Cybina, która widać na zdjęciu widziałem stadko okoni i pięknych czerwono płetwych wzdręg efekty lepsze jak w kinie 3d rzeczka na tym odcinku jest bardzo czysta i wszystko widać jak we wannie porzucałem troszkę w tym miejscu za okoniem, ale nie miałem takiej małej przynęty, to były okonie po 10 cm tylko odprowadzały moją przynet pod same nogi i papa twisterku. Jeszcze troszku ponapalałem się na czerwono płetwę wzdręgi i przeszedłem na następne miejsce tu tym razem typowo szczupakowa miejscówka zawalone drzewo korzenie, więc wziąłem obrotówkę i porzucałem za szczupaczkiem.
Ku mojemu zdziwieniu moją obrotkę chwycił dorodny i bardzo pieknię wybarwiony garbusek miał on 37 cm buziak i do wody. Zaskoczony ataku okonia porzucałem jeszcze troszkę i nie mineły 2 minuty następne branie tym razem czuje potężny opór z początku myślę o choinka zaczep, bo nic nie walczy, ale po chwili zaczep ożywa po czym pięknie wyskakuję z wody i wytrzepuje sobie obrotkę z pyska ja pomimo porażki i tak zadowolony w końcu i tak by trafił do wody aczkolwiek moge sobie pożałować, ponieważ z lekko zaciołem, ale co bym podebrał to bym podebrał starszy pan przechodzący ocenił go na około 70 cm. Sądząc po paszczy ja co prawda myślę, że był to 60siątak, ale nie bedę się spierał, bo nikt nie ma miary w oczach i w ciągu kilku sekund nie jest w stanie określić dokładnej długośći po chwilowej rozmowie z przechodniom.
Idę na następne stanowisko tym razem głęboka zatoczka dużą ilość trzcin i po drugiej stronie znów obalone drzewo myślę sobie mam tu sam lekki sprzęt na okonia i obrotki nie jestem w stanie niczym tam dorzucić po chwili namysłu przypominam sobie o wahadle, którą suszyłem na kamizelce. Jeszcze gdy byłem tydzień temu na rybkach i mówię sobie o nie teraz to się jakiś chyba złapie pełen nadziei i wiary w przynęte rzucam pod same drzewko sciągam lekkimi krótkimi podrywaniami wahadła z dna i skręcam kołowrotkiem żyłkę.
Nagle jest siedzi czuje znów tępy opór myślę sobie o nie tym razem nie dam się zrobić w jajko i z całej siły zacinam po energicznym zacięciu ryba ozywa myślę sobie teraz jesteś mój mały wyskok z wody i już wiem, że to jest szczupak. Holuję, holuje i ostatni odjazd coś w stylu lina murowanie do dan puszczam go swobodnie bo zestaw lekki nie chcę go stracić ryba jeszcze muruje po czym poddaję się i podbieram rybę chwytakiem po odhaczeniu wahadła mierzę go patrzę na miarę.
Wychodzi 63 buziak i do wody pomachał mi ogonkiem na do widzenia po czym się uśmiechłem i poszedłem na następną miejscówkę po drodze spotykam zaskrońca, który wcina żabę chyba zaskroniec, bo na wężach to ja się za bardzo nie znam chwilę się przyglądam pięknemu zjawisku i idę dalej. Nastepna miejscówka zajęta przez grunciarzy ide dalej następna miejscówka zajęta młoda pani z panem robią sobie grilla, a małe dziecko spi w wózku mówię nie przeszkadzam i idę dalej.
Ku mojemu zdziwieniu następna miejscówka zajęta patrzę znajomy, którego dawno nie wiedziałem starszy pan w wieku 60 paru lat bardzo miły rok temu wędkowaliśmy razem pytam mu się, co dzisiaj ludzie się tak uparli na te stanowiska w tym zakolu na to on mi odpowiada. Zajrzyj sobie w moją siatkę, to ci chyba wszystko wyjaśni patrzę, a tam ze 4 kilo leszczy płotek wzdręg i to nie małych leszcze największy 5 pare centymetrów tak mi mówił ten pan i mówię aha to już nie mam więcej pytań i idę dalej.
Następna miejscówka zajęta i tak już do samego parkingu porzucałem jeszcze sobie przy mostku na parkingu, ale nic nie brało więc dzwonię po tatę i idę koło samochodu tata przychodzi z wiadrem grzybów i pyta mi sie i jak ja mówię super gdy tacie powiedziałem o tych okoniach i szczupakach to mu oczy wyszły, ale uwierzył tata mówi i co bierzemy spławikówki i idziemy łapać.
Ja wykończony mówię dobra idziemy, ale naglę mama dzwoni i mówi żebym szybko wrócili do domu, bo musi jechać do pracy i tata musi ją zawieść, bo sie koleżanka rozchorowała i mama musi jechać. No to pakujemy sprzęt i jedziemy zajeżdzamy do domu ja idę spać i budzę się dopiero rano. Ogólnie wypad bardzo udany, pełen wrażeń wspominam go bardzo dobrze....
troszkę o sprzęcie
sprzęt który używałem podaczas wyprawy nie był z górnej połki wedzisko wartośći 80 złotych york mamba jig do 17 gram wklejanka tylko że wklejanke złamałem w transporcie i wędzisko miało wyrzutu okkoło 25 gram wyrzutu.
kołowrotek a mianowicię york ferris 205 bardzo dobrze się spisał
żyłka o,18 ponieważ byłem ustawiony na okonia ....