Wyprawa w nieznane - Testerzy Gold Carp Baits nad wodą PZW
Janusz Kozłowski (JKarp)
2012-06-14
Nad tą wodą byliśmy raz w tamtym roku. Była to zasiadka niespełna dwudziestoczterogodzinna, w czasie której nie dane nam było usłyszeć jak działają sygnałki. Woda praktycznie nie była i nie jest nam znana. W tym roku przed weekendem przypadającym w okresie Bożego Ciała, a dokładnie w niedzielę podjęliśmy decyzję dotyczącą zasiadki na tej wodzie od środy popołudnia do niedzieli godzin południowych. W zapas kulek, pelletów i liquidów Gold Carp Baits jak zwykle zaopatrzyliśmy się u Pawła Szutko. Ja postawiłem na kulki i liquidy z serii Black Squid oraz produkty Imperial Baits Elite Strawbery ( z resztą jak zawsze ) a mój Kompan Bogdan postawił na Extreme Squid. Do tego Bogdan przygotował gotowaną kukurydzę i konopie.
Na zasiadce miałem okazję używać i sprawdzić działanie sygnalizatorów i centralki Monsterfishing, które zgodnie z umową otrzymałem do testowania. Samo działanie zestawu oraz walory użytkowe opiszę w oddzielnym artykule lecz dwie rzeczy już teraz godne są opisania:
1. Wsparcie techniczne ze strony Sebastiana zasługuje na piątkę – miałem problem z uruchomieniem jednego sygnałka oraz nie wiedziałem, że centralka po uruchomieniu i po wykryciu urządzeń cały czas testuje zasięg i łączność co objawia się jej ciągłym pikaniem. Jeden telefon do Sebastiana i po dwóch minutach już wiedziałem co mam po kolei zrobić żeby wszystko było ok.
2. Dźwięk centralki, który wydaje się być cichy jest tak dobrany, że mnie śpiocha obudził w środku nocy, ale o tym w dalszej części opisu zasiadki.
Z Legionowa wyjechaliśmy zgodnie z planem o 13:30 żeby nad wodą być jeszcze przed innymi amatorami wędkowania. Nie przewidzieliśmy tylko tego, że w Stolicy utworzono już strefy kibica i w związku z tym wiele ulic jest po prostu zakorkowanych. Dość powiedzieć, że na miejscu byliśmy ok. 16:30. Oczywiście o tej godzinie byli już inni wędkarze. Po chwilowej konsternacji, że dużo miejsc jest już pozajmowanych my również znaleźliśmy miejsce do rozbicia naszych namiotów. Stało się to w ostatniej chwili. Gdybyśmy przyjechali 20 minut później byłoby już pozamiatane czyli brak wolnych miejscówek.
Po wytypowaniu miejsc do nęcenia przystąpiliśmy do mieszania zanęty na którą jak wspomniałem składały się produkty Gold Carp Baits i Imperial Baits zmieszane z kukurydzą i konopiami. Po zanęceniu około 20:00 nasze zestawy również znalazły się w wodzie. Pozostało tylko czekać.
Pierwsza noc i ranek był bardzo spokojny. Na brania narzekali również amatorzy spławikówek – nawet drobnica nie chciał brać. Ponoć gdzieś tam ktoś złowił ładnego lina ale jak zwykle nikt nie widział tej ryby. Nie zrażony brakiem brań posłałem do wody kobrą łącznie około kilo kulek Black Squid oraz truskawki Imperiala. Dodam w tym miejscu, że jak zawsze na jednej wędce były produkty Gold Carp Baits a na drugiej Imperial Baits. Pod wieczór, czyli po dobie ściągnąłem oba zestawy aby porównać stabilność oraz pracę obu kulek. Po dobie „ moczenia „ kulka Black Squid była jeszcze dość twarda a zapach był wyczuwalny , jednak po ściśnięciu jej palcami rozpołowiła się przy okazji dając jeszcze bardzo wyraźny zapach. Truskawka Imperiala zachowała się w sposób bardzo podobny.
Założyłem świeże kulki. Dodatkowo kulkę Imperiala zadipowałem. Wieczór jest cichy i spokojny, tylko ptaki w okolicznych krzakach dają pokaz swoich śpiewaczych umiejętności. Nad ranem około 04:00 budzi mnie jedno „ pik „ z centralki – zestaw „ czerwony „ z zadipowaną truskawką zainteresował prawdopodobnie jakiegoś leszczyka lub inny drobiazg. Po chwili oczekiwania zapadam dalej w sen. Już całkiem dobrze sobie zasnąłem jak budzi mnie już nie pojedynczy pik ale potężne „piiiiiii”. Jak zwykle na bosaka jestem momentalnie przy podzie. Branie mam na kulkę Black Squid !! Podniosłem kij delikatnie zacinając. Już wiem, że to duża ryba ( obawiałem się leszczy ). Zapowiada się dość ekstremalny hol ponieważ przed zestawami mam grążela i nie mogę pozwolić, żeby ryba tam wpłynęła. Na jednym z filmów radzono, żeby w takiej sytuacji delikatnie lecz w miarę stanowczo cofnąć się trzymając kij mocno w górze przy dokręconym hamulcu. Dokładnie tak robię – jeden, drugi, trzeci krok i już na czystej wodzie widzę falę. Ryba nie weszła w zaczepy. Ale po chwili jest następna niespodzianka – ryba odchodzi w lewą stronę a tam brzeg jest zupełnie nie dostępny ( krzaki ) i oczywiście zarośnięty grążelami. Siłowo holuję więc rybę nie dając jej za bardzo się rozpędzić. W pewnej chwili już myślałem, że ryba siedzi w zaczepie lecz jak zwykle wypiął się z klipsa ciężarek i jakoś udało mi się rybę odciągnąć z tego miejsca. Nasz brzeg oczywiście też jest zarośnięty, lecz nie za mocną grążelami. Karp ( bo już to wiedzieliśmy ) jeszcze próbuje się ratować wpływając w te grążela. Siłowe podciągnięcie do góry i już ryba po chwili ląduje w podbieraku. Radość, taniec szczęścia…Ważenie, kilka fotek i Krótkopłetwy ( patrzcie na płetwę ogonową ) po chwili odpływa do swojego domku… Płyń i rośnij – może jeszcze w tym roku się spotkamy. Waga ryby 9,4kg. Założyłem świeżą kulkę i po chwili zestaw już czeka na następnego amatora kulek. Około 07:30 delikatne pi, pi – hangerek opada, zatrzymuje się i po chwili dzieje się to co tygryski lubią najbardziej – zdecydowanym ruchem idzie do góry a ja znowu słyszę tą ulubioną melodię karpiarzy. Hol ryby był dokładnie kopią holu poprzedniego ( z resztą jak wszystkie hole ) – ryba zostaje odciągnięta od grążeli, potem idzie w lewo, następnie wypina się ciężarek, stanowczy ruch do góry i ryba jest w podbieraku. Niedowierzanie – przecież tam w wodzie musiał być niezły kocioł po pierwszej rybie a mimo to wziął drugi karp. Waga ryby 7,4kg. Jeszcze dobrze nie pożegnaliśmy się z drugą rybą, ja akurat dzwoniłem do Marcina pochwalić się rybami gdy na Bogdana wędce pojedyncze pi i po chwili piiiiii zakomunikowało nam, że w ciągu niespełna pięciu minut mamy następne branie. Hol ryby oczywiście nie różnił się od pozostałych. Waga ryby 7kg. Po wypuszczeniu trzeciej ryby wędkarz siedzący nieopodal nie wytrzymał – zwinął wędki, coś tam mrucząc o jakiś wariatach czy innych chorych na umyśle, wsiadł w samochód i pojechał. Donęcam kobrą i zestawy znowu lądują w wodzie. Jednak zbyt duży harmider po braniach lub inna przyczyna powoduje, że brania się kończą. Nie zrażeni tym faktem wspieramy się na duchu i ciele ( …. ), że przecież te trzy brania to i tak sukces. Przecież nie jesteśmy gdzieś nad łowiskiem specjalnym a nad wodą PZW poddaną naprawdę dużej presji wędkarskiej. Doskonale wiemy, że zamieszkują ją większe karpie ( widziałem spław ) lecz większość tych karpi wiadomo jak kończy…
Wieczorem zmiana kulek na świeże. Około 22:00 idziemy spać bo przecież rano nie pospaliśmy. Ok. 23:15 jednostajne piiii wyrywa mnie z namiotu. Zacięcie ale już wiem, że tym razem karp zaparkował w grążelach. Jedna próba, druga jakiegoś wyjęcia go z tej plątaniny i lipa…. A ponton został w garażu. Ostatni raz napinam do granic możliwości wędkę i żyłkę i staje się cud – czuję, że jeszcze nie wszystko stracone. Jeszcze raz delikatnie lecz stanowczo napinam zestaw, potem drugi i już karp jest na czystej wodzie. Jak to się stało, że żyłka nie pękła a wędka wytrzymała naprawdę mordercze ugięcie? Chub outcast 12”/3lb 50+ i Kryston Krystonite Super Mono 12lb to naprawdę dobre i sprawdzone gadżety… Do tego plecionka w otulinie ESP Streptease 20lb i haczyk nr 2 ESP Raptor… Hol był taki sam jak pozostałe z tą małą różnicą, że nie mogłem dobudzić Bogusia a podbierak był nie tu co powinien być – ale się udało. Karp do rana przeczekał w worku. Skoro świt obudziłem Bogdana przekazując mu nowinę o nocnym karpiu. Waga ryby 5,4kg.
Do końca zasiadki jeszcze tylko raz na wędce Bogdana zanotowaliśmy opadnięcie hangera a kulka ( dość świeża ) Imperiala znikła po tym braniu. Czyżby amur?
Niedzielny poranek nie przyniósł brań. Około godziny 10:00 już spakowani żegnamy się z tą urokliwą wodą i jej mieszkańcami. Mam nadzieję, że nie na długo.
Janusz JKarp