Zaloguj się do konta

Wyprawa karpiowa

Sobota 10.04.2010.
Jedziemy...? Nie ,nie jedziemy.może jednak pojedziemy ? No nie wiem,jestem padnięty... .dobra! Pakujemy się i spadamy! Tak wygląda mój pierwszy wyjazd na karpia w tym roku.po całodziennych wzmaganiach na budowie,późnym popołudniem zapada decyzja.z moim przyjacielem z pracy,który nie wędkuje ale twardo dotrzymuje mi towarzystwa nad wodą,jemy szybki obiad,szykujemy trzy worki parciane pełne drewna na ognisko,pakujemy samochód sprzętem i nad wodę.po drodze robimy zakupy spożywcze i po 25 minutach parkujemy nasze 4x4 na parkingu przy 'górnym stawie' w starym sączu.szybki rzut okiem na brzegi,kto,gdzie i jak łowi,i ku mojemu zdziwieniu moje najlepsze miejscowki były już zajęte.ale to nic,staw ma prawie 26 hektarów więc cos wybiorę . Decyzja pada na ' płyty '.

Od kilku lat omijalem to miejsce szerokim łukiem,gdyż już kilkanascie wyjazdow tam konczyło się ' o kiju'.podjeżdżamy autem na stanowisko i zaczynamy sie rozdkładac.ja zajmuje się sprzętem wędkarskim a jacek szykuje ognisko,fotele oraz zaplecze kulinarne. Jest godzina 19.50.temperatura powietrza 3°c,niebo bezchmurne,bezwietrznie.'żyć nie umierać'.wędki zarzucone,ognisko płonie,kolacja się piecze.

Przy pogaduszkach i wspomnieniach,czas nieubłagalnie płynie.i tak nie wiadomo kiedy była już druga w nocy. Z usmiechem na twarzy stwierdziłem do jacka,że taka chyba będzie ta nocka.nie zdążył mi nic odpowiedziec! Jeden z foxow wreszcie dał znac o sobie.delikatny,krotki ale zdecydowany odjazd nie kazał dlugo czekac na moją reakcje.dwoma krokami doskoczyłem do stojaka i pewnym ruchem zaciąłem.nic spacjalnie nie walczyło,ale zawzięcie 'trzymało' hak w pysku.moją pierwszą,kwietniową zdobyczą okazał się bardzo,bardzo przyzwoity karas.
Poziom adrenaliny niesamowicie się podniosł.niby nic,ale zawsze miło usłyszec dźwięk sygnalizatora w srodku nocy.

Karas po odhaczeniu i zdezynfekowaniu rany wraca do wody. Stwierdziłem,że skoro na kulkę o smaku krabowym połakomił się niezły karaś,to zmienię wszystkie zestawy na takowa.
Szybka zmiana i trzy zestawy ladują w wodzie.dwie w odległosci około 90 metrów,a jedna jakieś 40 metrów od brzegu.na każdym haku krabowe kulki,oraz ' kiełbaska 'z kilkunastoma kulkami w woreczku pva. W tym czasie jacek piecze następną partię kiełbasy na ognisku.jej zapach wzmaga we mnie głód,więc przed przygotowaniem następnych,gotowych zestawów,decyduje się na kolejną 'późnowieczorną'kolację.

Kilka minut przed godziną piątą nad ranem musiałem wstać za potrzebą.oddalając się kilkanaście metrów od ogniska,moim oczom ukazuje się przepiękny widok.otóż dookoła nas i nie tylko cały teren został pokryty szronem! Szybka kontrola temperatury i...faktycznie słupek rtęci obniżył się do -2 °c.jednak przy tak gorącej atmosferze było to zupełnie nieodczuwalnie. Na dodatek kilka minut po godzinie piątej energicznie odzywa się jeden z trzech sygnalizatorów.gwałtowny odjazd,i cięcie.stwierdzam,że to już nie jest karaś. Po kilku minutach piękny karp o wadze 6,50 kilograma ląduje w podbieraku.kilka fotek i w świetnej kondycji wraca do wody.jak zwykle,chwilka na ochłonięcie i wędka znowu gotowa na statywie.

Na moje szczęście nie był to jedynak jak jego poprzednik-karaś.otóż po 15 minutach kolejny odjazd i kolejny karp na macie karpiowej.dezynfekcja rany,fotki i'wodowanie' do stawu.
Około godziny 7 rano ląduje następnego pełnołuskiego karpia.niestety w tym też czasie zaczęło bardzo obficie padać.drobny i rzęsisty deszczyk dawał się we znaki.na dodatek przy temperaturze 3 stopni powyżej zera,nie należało to do przyjemności.

Rozgrzewały nas jednak karpie,którym widać wcale nie przeszkadzała ( w przeciwieństwie do nas )niska temperatura i deszcz.jak na złość brały jak oszalałe.jednak najwięcej kalorii spaliłem przy przepięknym 14-stu kilogramowym karpiu pełnołuskim.wziął zaraz przed dziewiątą rano.
Trzydziesto-trzydziestopięcio metrowy odjazd,tak niesmowicie szybki,że ja będac zaledwie kilka metrow od wędek,nie bylem w stanie-ze względu również na śliski teren,zatrzymać szybko wychodzącej żyłki z kołowrotka.lecz opanowanie i spokój pozwoliły mi na sprawne i szybkie zamknięcie wolnego biegu kołowrotka i solidne zacięcie.

Jak zwykle kilka fotek,waga,opatrzenie ran i rybka majestatycznie odpływa i ginie w toni.
Niestety,wszystkie ubrania na nas sa już kompletnie przemoczone,co praktycznie wyklucza nas z dalszego wędkowania.od godziny 10.30 brania również skończyły się,co nas utwierdziło w przekonaniu,że czas do domu. Spakowaliśmy sprzęt,jak można się domyśleć cały w błocie i udaliśmy się do wieśka-gospodarza łowiska uregulować płatności.on zaś zdążył już rankiem obejść resztę stanowisk z informacja,że krzysiek ( czyli ja )'liczy mu karpie w stawie'.z uśmiechem na twarzy oraz w pełni usatysfakcjonowani żegnamy się z wieśkiem i udajemy się do bardziej suchego miejsca - do domu. W czasie tej zasiadki złowiłem łącznie 10 karpi od 4.5 do 14 kilogramów!!!,oraz jednego ładnego karasia,nie zważonego.

Doszedłem również do wniosku,że dobrze jest czasem 'przeprosić' się ze stanowiskiem,którego to bardzo nie lubimy.potrafi odpłacić się chwilami pięknymi,o których długo,długo nie będziemy mogli zapomnieć.
Wszystkim kolegom po kiju-wielkich ryb !!!

Materiał zgłoszony na konkurs wedkuje.pl

Opinie (4)

użytkownik

Bardzo ciekawie się czytało, oczywiscie piąteczka***** [2010-06-14 13:08]

2780plox

To nie to żebym się czepiał. Ale trzy zestawy? Czegoś chyba nie rozumiem. Karpiarze mają jakiś inny regulamin? A może to łowisko komercyjne?

Pomimo tego wielkość tych ryb okazała. A co dopiero hol?  Bajka.

Pozdrawiam.

[2010-06-18 13:47]

OPOKAN

Piękne ryby, gratulacje:) [2011-06-29 22:16]

krzyma7

Chciałbym być ta wtedy , czytając już serce zaczęło mi szybciej bić , zdrowo zazdroszczę tych emocji ,pozdrawiam . [2012-04-04 20:51]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…