A tutaj ja - zdjęcia, foto - 5 zdjęć
Mijały kolejne tygodnie od mojego ostatniego wypadu na ryby. Zacząłem się czuć potwornie. Z chęcią gdzieś by człowiek wyskoczył, ale ten niemalże nieustannie padający deszcz. W końcu wyczaiłem z prognoz pogody odpowiedni termin i zadzwoniłem do szwagra, aby się umówić na ryby. Klamka zapadła na czwartek 11 listopada, na łowisko chyba dla mnie szczęśliwe – jezioro Wysoka. Przecież wygrałem tam swoje pierwsze zawody, „bijąc” mojego szwagra - nauczyciela spinningu i resztę uczestników, będąc tam pierwszy raz.
O godz. 7.00 znaleźliśmy się nad wodą i zaczęliśmy rozwijać sprzęt oraz oporządzenie. Po pół godzinie byliśmy już w wodzie i machaliśmy wędami. Aura zbytnio nie rozpieszczała, ale tragicznie nie było. Dość ciepło z lekkim wiaterkiem. Po obłowieniu połowy jeziora, zaczęło padać i wzmógł się wiatr. Stwierdziliśmy, że zrobimy przerwę i zjemy małe co nieco. Godzinę zajęło nam rozpalanie ogniska, ale udało się i mogliśmy upiec sobie kiełbaski i troszeczkę się ogrzać. Po wciągnięciu kiełbasek i kilkunastu łykach gorącej kawy i herbaty, posprzątaliśmy po sobie oraz starannie zagasiliśmy pogorzelisko. Ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu zębaczy.
Napotkani wędkarze mówili o kilku braniach i złowieniu pistoletów, ale u nas nic się kompletnie nie działo. I tak sobie szliśmy i machaliśmy wędami w myśl twierdzenia: „Machaj wędą a ryby będą”. Powoli zaczęło doskwierać lekkie zmęczenie i chyba już niechęć do dalszego dłubania w jeziorze, gdy nagle zapinam coś na kiju.
- Siedzi – mówię do szwagra. Chyba coś lepszego niż pistolet.
Ryba cały czas dołuje i nie chce się pokazać. Rozwija żyłkę z kołowrotka, nie daje się podciągnąć bliżej. W końcu po jakimś czasie widzę zawirowanie na powierzchni i mówię do szwagra, aby kręcił filmik telefonem. Przypatruje się jak ryba chodzi i daje mi znać, że jest dobrze zapięty. Rezygnuję z podebrania szczupaka chwytakiem. Lądowanie wyślizgiem będzie jednak lepszym rozwiązaniem przy tak dogodnym brzegu. W końcu moja zdobycz ląduje na brzegu. Perłowe kopyto 8 cm z czarnym grzbietem przeszło za pokrywy skrzelowe. Ten by się rzeczywiście nie wypiął. Ślicznie ubarwiony listopadowy kaczor mierzył 66 cm i ważył 1,88 kg. Później jeszcze wyjąłem jednego maluszka zwracając mu oczywiście wolność.
Jeszcze raz Wysoka była jednak za Wysoka dla mojego szwagra. Połamania kija.
Autor tekstu: Ryszard Klein
chipsusmaximus | |
---|---|
Bardzo fajny opis ciekawej przygody wędkarskiej. Ognisko, kiełbaski no i całkiem niezła rybka. Zostawiam 5 gwiazdek i pozdrawiam. (2010-11-16 07:38) | |
u?ytkownik26041 | |
wyprawa wam sie udala ognicho bylo kielbasa tez i nawet byly brania fajny wpis ciekawie sie czytalo piatal za wpis (2010-11-16 13:50) | |
u?ytkownik1117 | |
wspaniała zabawa, tak trzymać ....... (2010-11-16 20:54) | |
marcinekk | |
Hmm...bardzo ciekawe ja też czuję się okropnie kiedy tydzień nie było mnie na rybach ;) (2010-11-16 21:01) | |
jurek | |
Wszystko , co sobie wędkarz może wymarzyć , i czyż Nasza Pasja nie jest wspaniała . Gratuluję wpisu Grześku oraz pozdrawiam serdecznie . Oczywiście pełna ***** . (2010-11-17 09:36) | |
kostekmar | |
Ciekawy wpis kol. Ryszardzie fajnej i urozmaiconej wyprawy wędkarskiej. Jak widać jezioro wielce łaskawe dla Ciebie. Pozdrawiam serdecznie. (2010-11-17 09:59) | |
staszek873 | |
Świetnie napisane,zazdroszczę talentu...krótko ,zwiężle i z humorem,przyjemnie się czytało piąteczka za wpis!-Pozdrawiam życząc dalszych sukcesów (2010-11-19 18:29) | |
pinex77 | |
fantastyczny szczupaczek 60 fantastyczny szczupaczek, sześćdziesiąt z hakiem to już ładny kawałek zębala. moje graty... (2012-08-24 21:33) | |