Wytrwałość i upór wędkarza nagrodzony
Przemysław Romanowski (Pinki)
2010-09-03
Jednakże pierwszy raz próbowałem swych sił w poławianiu linów nie byłem mocno zdziwiony z wyników. Tak wszystko się ciągnęło przez okrągły tydzień. W środę już ostatni zrezygnowani wędkarze opuścili na dobre swoje miejscówki , odchodząc z tekstem ' NIC NIE BIERZE NIE MA SENSU PRZYJEŻDZAĆ ' i tak znikli na dobre. Ja zaś postanowiłem że w dalszym ciągu będę próbował. Tak przyszedł następny dzień rano jadąc do pracy nie widziałem ani jednego samochodu w miejscu gdzie wędkarze pozostawiali swe pojazdy , pomyślałem - naprawdę odpuścili. Tego samego dnia wieczorkiem wybrałem się na te same miejsce spróbować złowić lina .
Jak zawsze przynęty te same zanęta ta sama no i czekam. Godzinkę , Dwie i nic. Gdy już robiło się dość ciemno pierwsze mocne uderzenie i piłeczka aż uderzyła w kij zacinam i jest opór nareszcie coś jest. Pierwszy linek ląduje na brzegu. Chwilkę później zestaw wylądował w wodzie , lecz jeszcze nie opadł a na drugim wędzisku jest mocne uderzenie zacinam i jest. Następny linek złowiony. Moment później sytuacja się powtarza i ustawiając zestaw jest branie na drugim kiju , zacinam i jest straszny opór holuje jakieś parę minut i kontem oka widze że jest branie na wcześniej zarzuconym zestawie. Odkładam na moment kij z holującą rybą i zacinam drugi , jest ale opór mniejszy.
Wracam do holowanej ryby i okazuje się że jest mocno zaplątana w zaroślach myślę sobie ach ta moja pazerność i w tej chwili pęka przypon. Na drugiej wędce w dalszym ciągu jest rybka na szczęście ta zaplątała się słabiej i udało mi się ją wyholować na brzeg. Zrobiło się już mocno ciemno i czas się zwijać. Wszystkie te brania trwały jakieś około 40 góra 60 min. Także tydzień prób i godzinka łowienia ale naprawdę warto było. Lin to piękna i bardzo waleczna ryba.